Rozdział dedykuje Ziolowanej Zakręconej, mojej kochanej Moni i oczywiście Alicji, która mnie zachęcila do pisania.
Czytasz-komentujesz.
***
Hermiona
Leżałam na
czymś miękkim. Wokół rozchodził się przyjemny zapach, którego nie potrafiłam
zidentyfikować. Otworzyłam leniwie oczy. Okazało się, że leżę w swoim
dormitorium. Przytuliłam się do czerwonej poduszki i wzięłam głęboki wdech.
Poczułam ten sam zapach co w moim śnie.
Otworzyłam
szerzej oczy i usiadłam na łóżku. W moich nogach leżał rudy kłębek cicho pomrukując. Uśmiechnęłam
się do niego i mocno przeciągnęłam. Odsunęłam krwistoczerwone zasłony.
Spojrzałam na godło Gryffindoru.
Wspomnienia
do mnie wróciły. Pokój wspólny, kanapa i Parvati z Ronem. W moich oczach
zebrały się łzy a w głowie poczułam ból. Efekt wypitego wczoraj alkoholu. Sięgnęłam
pod poduszkę po różdżkę.
-Accio eliksir otrzeźwiający- wymruczałam
słabym i zapłakanym głosem. W mojej ręce wylądowała fiolka z niebieskim płynem.
Odkorkowałam ją i wypiłam duszkiem. Ból głowy od razu minął.
Poszłam do
łazienki aby się uszykować. Po moich policzkach nadal płynęły łzy. Jak Ron mógł
mi cos takiego zrobić?
Weź się w garść, Miona!- pomyślałam i odkręciłam kurki. Woda
od razu zaczęła napełniać wannę a ja wlałam mój cynamonowy żel. Odwróciłam się
na pięcie i wróciłam do pokoju po rzeczy. Choć próbowałam się uspokoić, z moich
oczu nadal leciały łzy. Wróciłam do łazienki i weszłam do wanny.
Przypomniałam
sobie wszystkie chwile spędzone z Ronem, a potem szóstą klasę, kiedy zawołał
mnie zamiast Lavender i kiedy w czasie wojny powiedział, że mnie kocha.
Uspokój się!
A potem przypomniałam sobie wszystkie wieczory
spędzone z Parvati w naszym dormitorium w Wieży Gryffindoru.
Wyszłam z
wanny i osuszyłam się prostym zaklęciem. Włożyłam szatę, umyłam zęby, a potem
zaplotłam moje włosy w skomplikowany warkocz. Oczywiście z pomocą różdżki.
Skierowałam
się do dormitorium, wzięłam torbę z książkami i wyszłam. Na kanapie siedział
Malfoy ubrany w szatę szkolną.
-Dzień
dobry- powiedział uprzejmie.- Kawy?- zapytał i wskazał na ładny porcelanowy
dzbanek, który stał na stole. Obok były dwa kubki, cukierniczka i mały
dzbanuszek z mlekiem.
-Tak,
poproszę- uśmiechnęłam się nieśmiało do ślizgona. Położyłam na ziemi torbę i usiadłam
obok niego na kanapie.
-Jak się
czujesz?- zapytał łagodnie i podał mi kawę z mlekiem.
-Bywało
lepiej- mruknęłam i wzięłam od niego kubek.- Skąd wiedziałeś, że piję kawę z
mlekiem?- zapytałam.
-Raz
widziałem w Wielkiej Sali jak sobie przygotowujesz- uśmiechnął się do mnie
ciepło a potem upił łyk swojej kawy.
Uświadomiłam
sobie z kim rozmawiam i od kogo właśnie wzięłam kawę. Pomimo tego, że mnie
pocieszał, nadal nie chciałam mu zaufać. Wyjęłam różdżkę.
-Reprehendo
potum*- mruknęłam a z mojej różdżki wypłynęła biała mgiełka, która poleciała do
mojej kawy. Wypłynęła z powrotem. Była beżowa.
-Spokojnie,
dodałem tylko mleko i dwie łyżeczki cukru- zaśmiał się Draco.- Aż tak bardzo mi
nie ufasz?
-Mam taki
nawyk. Po wojnie nie wyzbyłam się, niektórych odruchów- uśmiechnęłam się
blado.- Co nie zmienia faktu, że raczej ci nie ufam- upiłam łyk kawy.
-Dlaczego?
Granger, ja naprawdę się zmieniłem- powiedział cicho a jego oczy wpatrzyły się
w jakiś odległy punkt jakby wspominał. Przypomniałam sobie moja rozmowę z Ginny.
Biedny Draco.
-Idę na
śniadanie- przerwałam jego rozmyślania i wstałam. Malfoy też wstał i założył
sobie na ramię czarną torbę. Uśmiechał się lekko. Patrzył na mnie z troską ale
w jego oczach dostrzegłam też wesołe iskierki. Przypomniałam sobie wczorajszy
wieczór i objęłam nieśmiało jego szyję.
- Dziękuję
za wczoraj- szepnęłam mu do ucha, a on objął mnie w pasie.
-Drobiazg.
Tylko proszę cię, nie płacz z powodu tego dupka. Olej go- ---powiedział i
ścisnął mnie mocniej.
-Dobrze-
powiedziałam i wyślizgnęłam się z jego ramion i poszłam w stronę Wielkiej Sali.
Malfoy szedł
za mną, ale nie odzywaliśmy się do siebie. Doszliśmy na miejsce. Zajrzałam do
środka i spojrzałam na stół gryfonów. Na razie siedzieli tam tylko Seamus z
Deanem i jakieś pierwszoroczniaki. Westchnęłam głęboko.
-Dasz radę-
usłyszałam szept ślizgona przy moim uchu.
Zacisnęłam
pięści i poszłam do stołu. Na szczęście nikt nie zwracał na mnie uwagi.
Usiadłam przy stole i nałożyłam sobie jajecznicę i kilka tostów.
Wyjęłam z
torby pergamin i napisałam parę słów do rodziców, aby się nie martwili.
Przeczytałam list kilka razy i schowałam go do torby. Spojrzałam na zegarek. Do
rozpoczęcia lekcji miałam jeszcze dwadzieścia minut. Stwierdziłam, że zdążę
dojść do sowiarni. Złożyłam list i spakowałam go do torby. Dokończyłam
pośpiesznie jajecznicę i wstałam od stołu.
-Hermiono-
usłyszałam za sobą męski głos. Odwróciłam się.
-Daruj
sobie- powiedziałam chłodno do Rona stojącego przede mną ze smutną miną.
Wyminęłam go i już miałam iść kiedy poczułam jego rękę na moim nadgarstku.
-Porozmawiajmy-
spojrzał mi w oczy a ja dostrzegłam w nich ból i cierpienie. Moje serce trochę
zmiękło, ale po chwili przypomniałam sobie wczorajszą sytuację.
-Nie mamy o
czym- syknęłam ze złością. Wyrwałam rękę z jego uścisku i szybkim krokiem
ruszyłam do wyjścia.
-Miona!-
usłyszałam jeszcze głos Rona, a potem zaczęłam biec ile sił w nogach do
sowiarni. W moich oczach zebrały się łzy.
Nie, Miona! Nie będziesz się
wypłakiwać przez tego dupka!- pomyślałam.
Dostałam
kolki więc trochę zwolniłam. Próbowałam uspokoić oddech. Po chwili doszłam do
sowiarni.
Weszłam do
środka. Na ziemi było pełno odchodów i resztek po łowach. Podeszłam do ładnej
brązowej sowy. Przywiązałam jej list do nóżki, a ona otworzyła bursztynowe
oczy.
-Huuu-huuu!-
zachuczała na pożegnanie i wyleciała z sowiarni.
Odwróciłam
się i poszłam na lekcje.
***
Draco
-Miona!-
krzyknął za nią Łasic a ja ścisnąłem w ręce widelec tak że pobielały mi
knykcie. Byłem niewyobrażalnie wściekły. Najpierw zdradza Hermionę z jakąś tam
Patil, a teraz chce pogadać.
Trzeba było się zastanowić zanim to
zrobiłeś idioto!-
pomyślałem zezłoszczony.
-Smoku,
uspokój się- szepnął do mnie Diabeł.
-Aż tak to
widać?- zapytałem cicho Blaise’a.
-Ja to
widzę, inni nie- powiedział do mnie i się uśmiechnął.
-Serio?-
uśmiechnąłem się do niego kpiąco.
-Zbyt długo
cię znam- powiedział i mrugnął do mnie porozumiewawczo.- Smoku?
-Tak?
-Myślisz, że
Wiewiórka chodzi ciągle z Potterem?- zakrztusiłem się sokiem dyniowym. Blaise
jednak nic sobie z tego nie robił. Miał tylko zmarszczone czoło i rozmarzony
wzrok.
-Diable, nie
mów, że się zakochałeś w Weasley’ównej- powiedziałem rozbawiony.
-Nawet
jeśli, to co z tego?- zapytał rzucając mi wyzywające spojrzenie.
-Nic, nic-
powiedziałem od razu.- Nie wiem czy nadal chodzi z Potterem. Ale chyba tak. Sam
zobacz- przy stole gryfonów pojawiła się rudowłosa dziewczyna. Pocałowała
namiętnie Bliznowatego i trzymając się za ręce usiedli do śniadania. Blaise
zacisnął pięści.
-Cześć
chłopaki!- usłyszałem za sobą dobrze mi znany głos Pansy.- Co ci się stało
Diable? Masz minę jakbyś chciał kogoś zamordować- powiedział ślizgonka i
usiadła pomiędzy mną, a Zabinim.
-Bo tak
jest- powiedziałem do niej teatralnym szeptem.
-Nie ważne-
mruknął mój najlepszy przyjaciel.- Zjadłaś już Pansy?
-Jakbyś nie
zauważył to dopiero co usiadłam przy stole- prychnęła ślizgonka.- Ale możemy
iść, wezmę tosty ze sobą- chwyciła resztę swojego śniadania i wszyscy
odeszliśmy od stołu.
-Co mamy
pierwsze?- spytałem.
-Chyba
transmutację- mruknęła Pansy i ugryzła kawałek tosta.
-Cudownie-
uśmiechnąłem się do siebie. To oznaczało lekcję z Granger.
Zaszliśmy
pod klasę transmutacji. Oprócz nas było jeszcze paru innych ślizgonów i Hermiona
z nosem w książce.
Uśmiechnąłem
się na jej widok, ale postanowiłem nie przeszkadzać jej w czytaniu, przynajmniej
na razie.
Po paru
minutach zeszli się już wszyscy, a z sali wychyliła się McSztywna.
-Wchodźcie -
powiedziała i wróciła do klasy.
Kiedy ostatni uczeń zamknął drzwi wszyscy ustawili
się na swoich miejscach.
-Mam
nadzieję, że dzisiaj się już komuś uda. Panno Granger, proszę jeszcze raz
pokazać reszcie klasy- zwróciła się do Hermiony, a ta spojrzała na mnie
pytająco. Skinąłem głową dając jej pozwolenie.
-Tylko nie
fretka, okej?- zapytałem i wszyscy zachichotali.
-Postaram
się- powiedziała Miona. Machnęła różdżką i poczułem, że się kurczę. Mrugnąłem i
znowu widziałem na czarno - biało. Poruszyłem się i coś zagrzechotało. Z mojego
gardła wydobył się syk. No tak, skoro nie fretka to wąż.
Podpełzłem
do lustra opartego o ścianę. Zobaczyłem grzechotnika. Patrzył na mnie
przenikliwym wzrokiem. Podejrzewałem, że pewnie jestem w kolorze piasku, choć
nie wiedziałem do końca. Wiedziałem, że jestem jasny.
Potrząsnąłem
ogonem i zagrzechotałem wesoło. Potem wydałem krótki syk.
-Wystarczy
panno Granger. Dwadzieścia punktów dla Gryffindoru- powiedziała dyrektorka.-
Pan Malfoy chyba chce już wrócić do swojej normalnej postaci- na potwierdzenie
syknąłem przeciągle.Prefekt machnęła różdżką, a ja znowu przybrałem swoją
normalną postać.
-Do roboty-
powiedział nauczycielka i zajęła się poprawianiem esejów. Wszyscy zajęli się
zaklęciem.
-Twoja
kolej- usłyszałem głos gryfonki.
-Animalus
mutatio- powiedziałem. Znowu nic nie wyszło.- Dlaczego akurat grzechotnik?-
zapytałem rozbawiony i znowu spróbowałem rzucić zaklęcie. Nic z tego.
-Ponieważ
tylko to mi przyszło do głowy. Kojarzysz mi się z fretką, ewentualnie wężem-
uśmiechnęła się do mnie.
-Animalus
mutatio- znowu nic.
-Może
spróbuj zastosować moje rady z poprzedniej lekcji? - zapytała uprzejmie.- Tylko
pamiętaj, żeby pomyśleć o jakimś konkretnym zwierzęciu. Czytałam o okropnych
przypadkach transmutacji, kiedy czarodziej niezbyt dobrze się skupiał-
wzdrygnęła się lekko.
-Spróbuję-
powiedziałem cicho. Skupiłem się na tym co mi mówiła i spróbowałem jeszcze raz.
Już wiedziałem co wybiorę.- Animalus mutatio- poczułem moc spływającą z mojej
różdżki, a Granger zaczęła się kurczyć. Przybrała postać pięknej brązowej
kotki. Zamrugała kilka razy swoimi orzechowymi oczami i skierowała się powolnym
krokiem w stronę lustra.
-Wspaniale
panie Malfoy, dwadzieścia punktów dla Slytherinu- powiedziała dyrektorka, a ja
się lekko skłoniłem.
Hermiona
stała przed lustrem przypatrując się swojemu odbiciu. Wygięła grzbiet w dół i
miałknęła przeciągle. Nawet kiedy była kotem, jej głos był wspaniały. Usiadła
przed lustrem i zaczęła leniwie machać ogonem. Potem spojrzała na mnie znacząco
swoimi ciepłymi oczami. Zobaczyłem w nich zadowolenie i pochwałę. Była dumna z
tego, że udało jej się nauczyć mnie tego zaklęcia.
-Hominis
mutatio- powiedziałem, a przed lustrem znowu stała Granger.
-Widzisz,
jak chcesz to potrafisz- powiedziała, skinęła głową i uśmiechnęła się do mnie
ciepło. Potem wróciła na miejsce, a reszta klasy znowu zaczęła ćwiczyć.
-Dlaczego
akurat kot?- zapytała mnie i uniosła brwi.
-Ponieważ tylko
to mi przyszło do głowy- zacytowałem gryfonkę.
Do końca
lekcji Hermiona zamieniła mnie jeszcze raz w fretkę i grzechotnika. Ja oprócz
kota, postanowiłem zamienić ją w sowę. Jako sowa tez wyglądała bardzo ładnie.
Zarobiliśmy po sześćdziesiąt punktów dla swoich domów.
Oprócz nam
udało się jeszcze Potterowi zamienić Weasley’a w lwa, Pansy transmutowała
Blaise’a w panterę, a on ją w pięknego charta.
-Dziękuję
wam bardzo za tę lekcję- powiedziała profesorka.- Ci, którzy jeszcze się nie
nauczyli, będą musieli dokonać tego we własnym zakresie- usłyszałem pomruki niezadowolenia.-
Za tydzień będziecie to zdawać. Aha, przynieście na następną lekcję
wypracowanie na ten temat. Dziękuję, możecie już iść- wszyscy wzięli swoje
torby i skierowali się do wyjścia.
-Dziękuję-
powiedziałem do Miony.- Praca z tobą to była przyjemność.
-Ja też dziękuję-
powiedziała i uśmiechnęła się do mnie. Zauważyłem na jej twarzy chwilowe
wahanie.- Jeśli chcesz, możemy z sobą ćwiczyć na transmutacji- powiedziała
niepewnie.
-Bardzo
chętnie- powiedziałem.
-Do
zobaczenia, Malfoy- powiedziała i szybkim krokiem poszła na następną lekcję.
Z uśmiechem
na twarzy ruszyłem na zaklęcia ciągle wspominając transmutację i ciepły uśmiech
pięknej gryfonki.
-------------
Mam nadzieję, że się podoba ;) Chcę poznać Wasze opinie ;)