wtorek, 19 sierpnia 2014

Rozdział 6

Witajcie kochani. Jestem z nowym rozdziałem. Trochę mało w nim dramione ale chciałam odrobinę ruszyć z akcją. Chociaż sami oceńcie, czekam na Wasze komentarze. Czytasz=komentuj.



***
Harry
Szliśmy przez puste korytarze Hogwartu w stronę gabinetu McGonagall. Wysłałem do niej patronusa z wiadomością, że się zjawimy.
Szedłem przodem i kierowałem związanym Nottem. Za mną szła Hermiona podtrzymująca Lunę. Byłem bardzo wściekły na ślizgona. Jak śmiał zaatakować Lunę?!
-Spokojnie, wszystko się zaraz wyjaśni-  szeptała Miona do roztrzęsionej Krukonki.- Wszystko będzie dobrze.
-Od czasów wojny zawsze miałam przy sobie różdżkę- załkała Luna.- Akurat zapomniałam jej wziąć z Pokoju Wspólnego. Chciałam tylko pójść do kuchni aby skrzaty dały mi ciepłe mleko z miodem. Miałam problemy z zaśnięciem a mleko zawsze mi pomaga- uśmiechnęła się blado. Po jej policzkach ciągle płynęły łzy.- W każdym razie myślałam, że różdżka nie będzie mi potrzebna. Gdybym ją miała, na pewno zdołałabym się obronić ale... ale…- Luna znowu zaczęła szlochać. Hermiona tylko przytuliła ją mocno i spojrzała na mnie znacząco. Zauważyłem, że prefekt naczelna była bardzo przejęta.
Przyspieszyłem kroku. Ten palant musiał jak najszybciej ponieść konsekwencje.
Stanęliśmy przed kamienną chimerą.
-Płomień Feniksa- powiedziałem, a chimera odskoczyła na bok.
Skierowałem Notta w stronę schodów. Parę razy „przez przypadek” uderzył w ścianę.
Zanim zdążyłem zapukać, drzwi otworzyły się i stanęła w nich McGonagall w szlafroku w szkocką kratę. Szybko wpuściła nas do środka.
Gabinet dyrektorski prawie się nie zmienił. Jedyne czego brakowało to ciekawych srebrnych magicznych instrumentów. Nad biurkiem przybył obraz Severusa Snape’a. Harry osobiście zadbał o to aby go zawiesić. Teraz Mistrz Eliksirów wpatrywał się w Notta. Był zdziwiony. Inni dyrektorowie na portretach też nie spali.
Spojrzałem na Dumbledore’a. Uśmiechnął się do mnie ale po sekundzie przybrał poważny wyraz twarzy.
-Potter, co się stało? Obudził mnie Twój patronus, który powiedział, że jestem bardzo potrzebna. Dlaczego Nott jest związany?- profesor McGonagall spojrzała na mnie pytająco. Po chwili dostrzegła Lunę.- Na galopujące hipogryfy! Panno Lovegood!- dyrektorka podeszła do Krukonki i spojrzała na jej rany.- Severusie, obudź prędko Poppy i powiedz żeby natychmiast tutaj przyszła- zwróciła się do Snape’a, który od razu opuścił ramy obrazu. Wyczarowała dla Luny krzesło i ją tam posadziła. Hermiona pokrótce jej zdała raport z naszego patrolu i o tym jak znaleźliśmy Notta torturującego Lunę.
-Potter, cofnij zaklęcie. Chcę porozmawiać z panem Nottem- posłusznie wykonałem polecenie. Nott był blady. Jednak nie był przerażony. Spoglądał na nas wyzywająco. Nic nie mówił.
-Usiądź- powiedziała dyrektorka i podsunęła ślizgonowi krzesło. Usiadł i zaczął wpatrywać się w jakiś punkt na ścianie. Jego twarz nie wyrażała nic.- Czy zechce nam pan wyjaśnić, dlaczego zaatakował pan pannę Lovegood?- z oczu McGonagall sypały się groźne iskry. Wyglądała władczo i przerażająco. Nott sobie z tego nic nie robił. Milczał i tylko patrzył w dal.- Czego od niej chciałeś?- zero reakcji ze strony ślizgona. Zacząłem tracić cierpliwość. Dyrektorka widząc to spojrzała na mnie ostrzegawczo.
Drzwi otworzyły się z hukiem. Stanęła w nich pani Pomfrey.
-Wzywałaś mnie Minervo?- zapytała a jej wzrok powędrował w stronę Luny.- Na Merlina!- krzyknęła pielęgniarka i bez zbędnych pytań zaczęła ją badać i opatrywać rany.
-Panie Nott?- dyrektorka ponownie zwróciła się do ślizgona. Ten jednak ciągle nic nie mówił. Chyba stwierdziła, że na razie nic z niego nie wydusi.
-Panno Lovegood?- McGonagall zwróciła się do niej łagodnie.- Czy może nam pani powiedzieć, czego chciał od pani Nott?- Lunie znowu stanęły łzy w oczach. Pani Pomfrey spojrzała na McGonagall oskarżycielsko. Luna jednak przełknęła ślinę i zaczęła mówić.
-Nott pyt-tał się mnie ooo coś, c-co należało kiedyś do m-mojej mamy- jąkała się Luna. Jej głos wciąż był jeszcze słaby i zachrypnięty.- Eksperymentowała z różnymi czarami i rzeczami.- spojrzała ze strachem na ślizgona.- On się mnie pytał gdzie jest Pierwotny Pierścień. Mówiłam, że nie wiem o co mu chodzi i nie mam zielonego pojęcia gdzie to jest, ale… ale…- Luna zaczęła szlochać. Dopiero po chwili kontynuowała.- On mnie nie posłuchał i zaczął mnie torturować. Gdyby nie Miona i Harry…- już nie była w stanie nic powiedzieć. Hermiona mocno ją przytuliła i spojrzała na mnie ze strachem. Oboje mieliśmy złe przeczucia.
Dlaczego co roku musiało się akurat coś przytrafiać? W pierwszej klasie kamień filozoficzny, w drugiej bazyliszek i Komnata Tajemnic, w trzeciej dementory, w czwartej Turniej Trójmagiczny, w piątej przepowiednia i całe zamieszanie z powrotem Voldemorta, w szóstej książka do eliksirów i Malfoy z szafką zniknięć, potem jeszcze to zamieszanie z horkruksami i ratowaniem całego świata czarodziejów. Czy chociaż raz nie możemy mieć chwili spokoju? Z drugiej strony lubiłem nasze przygody i rozwiązywanie zagadek. No cóż, wychodzi na to, że w tym roku przypadło nam rozwiązać zagadkę Pierwotnego Pierścienia, cokolwiek to było.
-Co masz na swoją obronę, Nott?- zapytała McGonagall. Widać było, że jest wściekła ale i trochę przestraszona. Chyba też miała nadzieję na spokojny rok. Nott nadal nic nie mówił.- Co to Pierwotny Pierścień?
Ślizgon był blady ale na jego twarzy nie było widać strachu. Był z siebie dumny. Znowu wezbrała we mnie wściekłość.
-Gadaj- warknąłem a dyrektorka posłała mi karcące spojrzenie. Odwróciła się i podeszła do biurka.
-Co o tym myślisz, Albusie?- zapytała portretu byłego dyrektora.- Co powinnam zrobić?
-Pan Nott odpowie za swoje czyny. W regulaminie Hogwartu jest wyraźnie napisane, że w tej sytuacji uczeń powinien zostać wydalony ze szkoły a Slytherin straci sto pięćdziesiąt punktów- Nott po raz pierwszy się poruszył i spojrzał na Dumbledore’a ze strachem.- Jednakże, jeśli Teodor nam wyjaśni dlaczego to zrobił i powie nam czy żałuje, wtedy Slytherin utraci sto pięćdziesiąt punktów, Nott będzie pod dużym nadzorem. Ale to wszystko zależy od niego.
Wszyscy spojrzeli na Teodora. Widać było, że bije się z myślami.
-Chciałem zdobyć Pierwotny Pierścień- powiedział po dłuższej chwili.- Po śmierci Czarnego Pana wiele osób go szuka. Ja wpadłem na trop, który mnie doprowadził do pani Lovegood. Kiedyś go posiadała. Stwierdziłem, że jej córka będzie wiedziała o nim co nieco- zmroził Lunę wzrokiem, a ona mocniej wtuliła się w Hermionę.- Najwidoczniej się myliłem- zapadła głucha cisza. Wszyscy trawili te informacje. Po chwili usłyszałem szepty byłych dyrektorów.- Żałuję tego co zrobiłem- mruknął Nott i zwiesił głowę. Wiedziałem, że robi to tylko na pokaz. McGonagall jednak to wystarczyło.
-Panie Nott, zostaje pan ukarany szlabanem. W każdą sobotę aż do odwołania.- powiedziała dyrektorka.- Slytherin traci sto pięćdziesiąt punktów. Ma pan też zakaz opuszczania Hogsmeade- spojrzałem pytająco na Hermionę. Ona jednak nie wiedziała o co chodzi.- Właśnie, panno Granger, proszę jutro ogłosić w swoim domu iż uczniowie, którzy mają pozwolenie na odwiedzanie Hogsmeade i są już pełnoletni, mają prawo w czasie wycieczek teleportować się gdzie chcą- byłem zaskoczony. To znaczy, że będę mógł przeteleportować się na przykład na Pokątną. Dawało mi to wiele możliwości.- Podjęliśmy ta decyzję niedawno.- spojrzała znacząco na panię Pomfrey.- Panna Lovegood teraz potrzebuje odpoczynku. Wy macie teraz iść dokończyć dyżur. Mam nadzieję, że nic więcej się nie wydarzy. Odprowadzę pana Notta do jego dormitorium. Życzę miłej nocy- powiedziała dyrektorka a my bez słowa udaliśmy się do drzwi.

***
Hermiona
Zeszliśmy na pierwsze piętro i zaczęliśmy dyskutować o Pierwotnym Pierścieniu.
-Wiesz coś o nim?- zapytał mnie Harry.
-Nie, nigdy o nim nie słyszałam. Jutro poszukam w bibliotece. Mam nadzieję, ze tam coś znajdę- powiedziałam i ruszyliśmy przed siebie.
Byłam bardzo przestraszona i roztrzęsiona. Ten napad na Lunę to był szczyt wszystkiego.
-Wszystko w porządku?- Harry spojrzał na mnie badawczo. Zawsze wiedział kiedy cos ze mną było nie tak.
-Po prostu ciągle myślę o Lunie. Miejmy nadzieję, że szybko wyzdrowieje- westchnęłam głęboko.- Boję się Harry. Pamiętasz co mówił Nott? Wiele osób go szuka. Mówiąc osoby, miał na myśli śmierciożerców. Skoro ten idiota odważył się zaatakować Lunę w szkole to pomyśl co mogą zrobić bardziej zdeterminowani- przełknęłam ślinę.- Nie chcę kolejnych ofiar, wojny…- do oczu napłynęły mi łzy a wspomnienia uderzyły mnie ze zwiększona siłą. Śmierć Freda, Tonks, Lupina…
Harry przytulił mnie do siebie.
- Nie martw się, wszystko będzie dobrze. Rozwiążemy tą zagadkę- zauważył łzy płynące mi po policzkach.- Hej, nie płacz- uśmiechnął się do mnie ciepło.- Skoro poradziliśmy sobie z Voldemortem, to poradzimy sobie też z jakimś głupim pierścionkiem- parsknęliśmy śmiechem. Wybraniec miał racje, skoro daliśmy sobie radę z horkruksami to damy sobie radę ze wszystkim.
-Dziękuję ci- powiedziałam i pocałowałam go w policzek.- Fajnie jest mieć starszego brata- uśmiechnęłam się do niego.
Szliśmy jeszcze przez chwilę w ciszy. Stukot moich obcasów odbijały się echem po korytarzu.
-Właśnie, zanim nam przerwano Harry, mówiłeś, że chcesz napisać biografię Dumbledore’a- przerwałam ciszę.- Wiedz, że zawsze będę mogła ci pomóc- uśmiechnęłam się do niego.
Rozmawialiśmy i żartowaliśmy sobie jeszcze przez chwilę. Dzięki temu moje myśli odbiegły od Luny i Pierwotnego Pierścienia.
-Możecie się już kłaść- powiedział głos za nami. Wzdrygnęłam się lekko. Okazało się, ze to profesor Flitwick.- Jest bardzo późno- spojrzałam na zegarek. Rzeczywiście, była już druga w nocy.
Flitwick nas zmienił a my się rozdzieliliśmy i poszliśmy do swoich dormitoriów. Od razu moje myśli zaczęły krążyć wokół Pierwotnego Pierścienia.
Doszłam do portretu Shizuke Wanabe.
-Hasło?- zapytała czarownica.
-Felix Felicis- powiedziałam i weszłam do środka.
Na kanapie przed kominkiem leżał Malfoy pogrążony w lekturze. Usłyszał moje kroki i oderwał wzrok od książki.
-Płakałaś- zerwał się na równe nogi. Dopiero teraz zauważyłam, że płakałam ze strachu kiedy szłam do dormitorium. Szybko wytarłam łzy.
-A co cię to obchodzi, fretko?- spojrzałam na niego chłodno. Niestety mój głos nie zabrzmiał tak oschle jak chciałam. Odwróciłam się w stronę mojego dormitorium. Jedyne o czym teraz marzyłam to szybka kąpiel i pójście spać. Zanim doszłam do drzwi, poczułam jak Malfoy mnie chwycił za rękę i obrócił twarzą do siebie. Przez chwilę mnie zamurowało ale szybko oprzytomniałam.
-Puść mnie- powiedziałam i próbowałam się wyrwać. Jego uścisk jednak był zbyt silny.
-Co się stało?- zapytał z troską. Co się stało z Malfoyem, zimnym arystokratą? Przypomniała mi się rozmowa z Ginny. Robiło mi się go żal.
-To nie twoja sprawa- powiedziałam i znowu spróbowałam się wyrwać. Nic z tego.
-Powiedz, proszę- przestałam się wyrywać. Draco Malfoy, arystokrata czystej krwi prosi o coś szlamę? Zaczęłam się wahać. W końcu on też był prefektem naczelnym i prędzej czy później się dowie.
-Luna została zaatakowana przez twojego przyjaciela Notta- opowiedziałam mu o wizycie w gabinecie dyrektorki. Zaczęły mi znowu płynąć łzy.
-Spokojnie- powiedział ślizgon i mnie przytulił. Przez chwilę chciałam go odepchnąć ale byłam mu wdzięczna za to, że to zrobił.- Wszystko będzie dobrze, pani Pomfrey umie zdziałać cuda, wierz mi- pogłaskał mnie po włosach.
Staliśmy tak przez chwilę ale dla mnie wydawało się, że to trwało całą wieczność. Co dziwne nie przeszkadzało mi to, że się w niego wtulałam, wręcz przeciwnie. Bardzo mi tam było dobrze.
-Dziękuję- szepnęłam i się trochę uspokoiłam. Draco zaczął mieć na mnie dziwny wpływ. Ciekawe czy Ron też by na mnie zadziałał tak kojąco.
Właśnie Ron.
Odepchnęłam ślizgona od siebie. Uśmiechnął się do mnie ciepło. Zauważyłam, ze kiedy się uśmiechał robiły mu się takie słodkie dołeczki.
-Lepiej?- zapytał a ja przytaknęłam.
-Masz pastę do zębów na brodzie- powiedziałam i do niego podeszłam aby mu ją zetrzeć. Jego skóra była miła w dotyku. Przez chwilę spojrzałam na jego usta.
Potem się opamiętałam. O czym w ogóle myślałam? I dlaczego starłam mu tę pastę?
On wpatrywał się we mnie z lekkim rozbawieniem ale też z troską i jeszcze czymś czego nie mogłam odczytać. Spojrzałam na zegarek.
-Jest już strasznie późno, dobranoc Draco- powiedziałam cicho. Jego imię brzmiało trochę nienaturalnie wypowiedziane przeze mnie.
-Dobranoc- powiedział Malfoy. Odwróciłam się i podeszłam do drzwi. Nacisnęłam klamkę a na drzwiach pojawił się złoty napis.
Hasło?
-Miodowe Królestwo- wyszeptałam tak cicho aby mój współlokator mnie nie usłyszał i weszłam do mojego dormitorium.

***
Draco
Siedziałem na kanapie przy kominku i wspominałem powrót Hermiony. W ręce trzymałem szklankę z Ognistą Whiskey. Nagle drzwi dormitorium Hermiony się otworzyły i stanęła w nich moja współlokatorka w czerwonym szlafroku. Podeszła do mnie, usiadła obok i wtuliła się we mnie. Zrobiło mi się ciepło na sercu i wszystkie moje zmartwienia uleciały tak jakby ona wyczarowała patronusa.
Chwila. O mnie opierał się jakiś patronus. Uchyliłem powieki i zobaczyłem srebrnego kota wtulającego się w mój policzek. Kiedy zobaczył, że udało mu się mnie obudzić wyprostował się dumnie i przemówił głosem  McSztywnej.
-Prefekci mają ogłosić w swoich domach wiadomość o wycieczkach do Hogsmeade. Uczniowie, którzy mają pozwolenie i są już dorośli, mogą teleportować się w dowolne miejsce w czasie wycieczek. Jedynym warunkiem jest stawienie się w Hogwarcie przed zamknięciem zamku.
Kot rozpłynął się w powietrzu. Wstałem i poszedłem do łazienki aby się odświeżyć. Potem ubrałem się w mundurek, przypiąłem odznakę prefekta i wyszedłem z dormitorium.
Podszedłem do drzwi, na których był napis Pokój Wspólny Slytherinu. Korzystałem już z tego przejścia. Było bardzo przydatne. Nacisnąłem na klamkę.
Hasło?- pojawił się napis na drzwiach.
- Rogogon węgierski- powiedziałem cicho, zapaliłem różdżkę i ruszyłem korytarzem w dół.
Doszedłem do drzwi i wszedłem do Pokoju Wspólnego.
Uśmiechnąłem się do siebie. Choć lubiłem moje obecne dormitorium to i tak lubiłem przychodzić do lochów. Zalała mnie fala wspomnień. Choć byłem wtedy pod wpływem jakiś chorych czarów mojego ojca, to i tak bardzo dobrze wspominam to pomieszczenie.
Większość osób już była na nogach. Zauważyłem grupki przyjaciół rozmawiających ze sobą. Przy kominku zobaczyłem Blaise’a i Pansy. Posłałem i lekki uśmiech.
Rzuciłem zaklęcie Sonorus aby wszyscy mnie słyszeli, nawet ślizgoni leżący jeszcze w łóżkach i zrobiłem to o co prosiła dyrektorka.
-Ogłoszenie- mój głos rozbrzmiał w Domu Węża. Kiedy skończyłem opowiadać podszedłem do przyjaciół.
-Ale czad- powiedział Zabini i się uśmiechnął.- Teraz będziemy mogli legalnie opuszczać Hogsmeade- uśmiechnął się łobuzersko.
-Idziecie?- zapytałem wskazując na gobelin z wężem za którym był skrót do mojego nowego pokoju wspólnego.
Pansy i Blaise pokiwali głowami i wstali z miejsc. Podeszliśmy do drzwi i nacisnąłem na klamkę.
Hasło?- zapytały mnie drzwi.
-Felix Felicis- wyszeptałem a drzwi się otworzyły z cichym skrzypnięciem.
Szliśmy w milczeniu pod górę z zapalonymi różdżkami. Po dłuższej chwili pojawiły się przed nami drzwi.
-Pójdę po książki do dormitorium i zaraz pójdziemy na śniadanie- powiedziałem do ślizgonów.
Stanąłem w drzwiach. Ze swojego dormitorium wychodziła Hermiona. Na ramieniu miała torbę z książkami. Spojrzała na mnie chłodno i poszła w kierunku wyjścia.
Kiedy obraz się za nią zamknął, otrząsnąłem się i wpuściłem przyjaciół do środka.
-Czujcie się jak u siebie- powiedziałem do nich i poleciałem do dormitorium po książki.
Ciągle myślałem o mojej współlokatorce. Dlaczego patrzyła na mnie tak chłodno? Pewnie nadal miała mnie za wredna tlenioną fretkę.
Spojrzałem na plan zajęć. Na pierwszych dwóch pozycjach była transmutacja z gryfonami. Świetna okazja do porozmawiania z panią prefekt.
Z ta wesołą myślą udałem się z przyjaciółmi na śniadanie. Zapowiadała się ciekawa lekcja.
-------------

Trochę dziwnie wyszło, wiem. I wiem też, że jest dużo powtórzeń. Rozmowa z Nottem mi nie wyszła ale mam nadzieję, że nie będziecie mi mieć tego za złe.Postaram sie poprawić do następnego razu ;) Proszę o komentarze. Może być nawet jakaś kropka z anonima.

PS: Wyjeżdżam jutro do przyjaciółki i nie będę miała jak pisać. W poniedziałek wracam i postaram sie wstawić coś przed rozpoczęciem roku szkolnego. 

Pozdrowionka :*,
Hermiona

środa, 13 sierpnia 2014

Powrót i małe wyjaśnienie

Witam Was czarodzieje!
Wróciłam znad morza. Było naprawdę super :3 Szkoda, że nie byłam w magicznej częście no ale cóż poradzić...
Rozdział nie wiem kiedy się pojawi ale już wkrótce. Mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze zagląda od czasu do czasu.
Zauważyłam, że w poprzednim rozdziale nie napisałam wyjaśnienia co do eliksiru Squintella chociaż miałam taki zamiar.
Eliksir Squintella to eliksir, którego używa się w każdym szpitalu dla czarodziejów. Ma różne właściwości lecznicze w zależności od sposobu ważenia. Wiele czarodziejów próbowało go modyfikować ale udało sie uzyskać tylko pięć innych jego odmian. Reszta powodowała wiele powikłań.
Pierwotny eliksir Squintella miał pomóc jego żonie, która chorowała na zieloną ospę (złapała ją, opiekując się egzotycznymi magicznymi roślinami w Afryce). Squintell był bardzo utalentowanym czarodziejem i zaczął eksperymentować. Niestety nie udało mu się uratować żony. Postanowił zaprzestać takim tragediom i kontynuował swoje badania.
Udało mu się skończyć eliksir po paru miesiącach od śmierci jego ukochanej. Został odznaczony Orderem Merlina pierwszej klasy. Po dziesięciu latach zmarł.

No i to na razie tyle. Postaram się wstawić rozdział w ciągu najbliższego tygodnia.