czwartek, 29 stycznia 2015

Małe ostrzeżenie

Kiedyś gdy nie miałam weny i napisałam Wam o tym, Spetryfikowana Miona Malfoy, mówiła żebym nie opuszczała bloga na długo. Odpowiedziałam, że żebym Was opuściła musiałoby się stać coś naprawdę strasznego.
Powiem tak... ostatnio wszystko mi nie wychodzi, wszystko się wali itd... moja przyjaciółka... jest z nią źle... Nie potrafię jej pomóc co jest lekko mówiąc dobijające... do tego dochodzi szkoła, w której też mi nic ostatnio nie idzie... dodatkowo... no nie będę Wam tego opisywać...
Chcę jednak od razu ostrzec. Nie wiem czy będę w stanie cokolwiek napisać. Rozdział 22 jest zaczęty ale w tej sytuacji nie wiem czy zdołam go dokończyć a co dopiero pisać dalej...
Mówiąc szczerze myślałam nawet nad zawieszeniem bloga... ale spróbuję się dla Was postarać..  możliwe jednak że mnie nie będzie długi czas... Ale może mi niedługo przejdzie? Choć szczerze w to wątpię... ale nie martwcie się. Jeśli naprawdę już nie uda mi się nic napisać to wyznaczę kogoś, dokończy ją za mnie...
Przepraszam Was...
Hermiona

sobota, 24 stycznia 2015

Rozdział 21

No kochani... rozdział mi się podoba, na pewno poślecie Avadę za takie zakończenie ale trudno :D Trochę przykro mi się zrobiło kiedy porównałam liczbę wyświetleń do liczby komentarzy... Uwierzcie mi, że dla autora to jest naprawdę bardzo ważne... Dlatego chcę aby pod tym rozdziałem skomentowało chociaż sześć osób (ciebie Ravy nie wliczam :p)... proszę, postarajcie się dla mnie :3
Dziękuję Kotletowi schabowemu, za poprawienie tego rozdziału. To tobie go dedykuje ;)
Zapraszam do czytania i komentowania ;) Jestem bardzo ciekawa Waszych opinii.



***
Hermiona
Po tym jak Harry złapał znicz ludzie na trybunach oszaleli. Zaczęli wrzeszczeć, skakać i cieszyć się, jakby nie wiem co się stało. Byłam zadowolona z tego, że mój dom znowu wygrał, ale nie lubiłam za bardzo quidditcha. W ciągu całego zamieszania zeszłam z trybun i poczekałam chwilę aż wszyscy wejdą do zamku. Musiałam przypilnować porządku tak, jak na prefekta naczelnego przystało.
Annie gdzieś zniknęła razem ze swoją przyjaciółką Gwen, uroczą dziewczyną z błyszczącymi niebieskimi oczami. Obie bardzo lubiły tę grę. Pewnie teraz są ze swoimi rówieśnikami w Wieży Gryffindoru i razem z innymi gryfonami świętują.
Ja postanowiłam przespacerować się po błoniach, bo choć powinnam teraz siedzieć w Pokoju Wspólnym i pilnować reszty, wierzyłam, że Harry i Ron sobie poradzą. Przecież też są prefektami. A nawet jeśli się zapomną to przypilnuje ich Ginny. Jest bardziej odpowiedzialna od nich dwóch razem wziętych.
Nie wiem ile czasu byłam na świeżym powietrzu. Najpierw poszłam w pobliże sowiarni. Potem powoli zeszłam po zboczu i zawędrowałam do chatki Hagrida. Niestety nie było go, najpewniej zajmował się testralami lub jakimiś innymi magicznymi stworzeniami. Postanowiłam wrócić pod boisko do quidditcha. Niebo zrobiło się już pomarańczowe i wiedziałam, że niedługo będę musiała wrócić do zamku, ale chciałam jeszcze trochę zostać na błoniach.
Usiadłam na skraju Zakazanego Lasu przy jeziorze. Przypomniał mi się Turniej Trójmagiczny i drugie zadanie. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że Voldemort niedługo powróci. Wszyscy byli mniej więcej spokojni.
Zaczęłam obserwować zachód słońca. Bardzo lubię tę porę. Koniec dnia i początek nocy. Wszystko powoli zasypia, a niebo jest tak piękne, że chce się je oglądać przez cały czas, pomimo tego, że wie się, iż następnego dnia słońce też wzejdzie i zajdzie.
Promyki słońca odbijały się od spokojnej tafli wody. Przypominały trochę groty zaklęć. Tak jak na przykład ten, który trafił mnie parę dni temu.
Kto stoi za tymi atakami? Kto jest aż tak zdesperowany i rządny władzy, żeby robić takie rzeczy? To musiał być jakiś były śmierciożerca, sprytny, a do tego bardzo zdolny. Kto ma Pierwotny Pierścień? Właśnie… przed atakiem miałam iść do Luny. A jeśli to nie ona? Trzeba będzie zapytać Ksenofiliusa Lovegooda. Jeśli jednak Merlin nie dał Pieścienia Rovenie Ravenclaw, to zabawa zacznie się od początku. Były już ataki na prawdopodobnych potomków Roveny i Helgi.
Podniosłam gwałtownie głowę. Nie było jeszcze ataków na żadnego gryfona. Dlaczego wcześniej o tym nie pomyślałam? Jak mogłam być tak lekkomyślna? Komuś coś mogło się już stać. Przecież impreza z okazji zwycięstwa to idealna okazja aby sprawdzić kto może mieć Pierścień! Eliksir wieloskokowy, zaklęcia zwodzące, peleryna- niewidka, cokolwiek!
Zerwałam się na równe nogi i poleciałam jak najszybciej w stronę zamku co jakiś czas się potykając.

***
Draco
Siedziałem przed kominkiem w pokoju wspólnym prefektów naczelnych i piłem Ognistą Whiskey ze szklanki.
Było bardzo nudno. Nie miałem za bardzo co robić, ponieważ wszystkie lekcje miałem już dawno odrobione, Miona zapewne była na imprezie w Wieży Gryffindoru, a nie chciało mi się schodzić do lochów. Zastanawiałem się czy nie zaprosić tu Diabła i Czarnej ale stwierdziłem, że wolę pobyć sam i poczekać na Hermionę.
Nagle jakby ze ściany wybiegła srebra wydra. Od razu wyczułem kłopoty.
-Draco musisz mi pomóc- usłyszałem trochę zestresowany głos gryfonki. Od razu wstałem i wziąłem do ręki różdżkę.- Poszukiwacz Pierścienia chyba będzie chciał zaatakować któregoś z gryfonów. Impreza to idealna okazja na bycie niezauważonym- to byłoby logiczne. Przecież jeszcze nie ucierpiał żaden gryfon a teraz kiedy już Golden Trio jest na jego tropie musi być ostrożny.- Spotkajmy się na szóstym piętrze- powiedziała wydra i rozpłynęła się w powietrzu. Nie myśląc długo wybiegłem z pokoju i poleciałem w kierunku schodów.
Właśnie miałem skręcić i zacząć się wspinać na wyższe piętro gdy coś na mnie wpadło. Niestety nie udało mi się utrzymać równowagi i wywaliłem się, a to coś mnie przygniotło.
-Przepraszam- powiedziała zdyszana Hermiona. No tak mogłem się tego spodziewać.
-No, no Granger. Wiem, że jestem przystojny ale nie musisz się tak na mnie rzucać- powiedziałem ze ślizgońskim uśmieszkiem. Po prostu nie mogłem się powstrzymać, musiałem to powiedzieć.
Dziewczyna zaczerwieniła się i pospiesznie wstała.
-Spadaj Malfoy- zmroziła mnie wzrokiem a ja wybuchnąłem śmiechem.- Przestań się już ze mnie nabijać i choć, mamy ważniejsze rzeczy do roboty.
Podniosłem się z ziemi i poszedłem za obrażoną gryfonką po schodach. Już kiedy byliśmy na szóstym piętrze, słychać było głośną muzykę z góry.
Hermiona kiwnęła głową aby dać mi do zrozumienia, że przeszukamy najpierw szóste piętro. Zgodziłem się i poszliśmy wzdłuż korytarza. Na zmianę otwieraliśmy drzwi składzików na miotły, jak i tych po pustych klasach z różdżkami w gotowości. Oprócz jednej pary nie spotkaliśmy nikogo. Odjęliśmy im punkty i posłaliśmy do ich dormitoriów, a potem poszliśmy na siódme piętro i zrobiliśmy to samo. Znaleźliśmy tylko jakiegoś szarego kota goniącego wystraszoną mysz.
-Byłam taka pewna- mówiła Hermiona zmartwionym głosem.- A może teraz po prostu go nie znaleźliśmy?
-Spokojnie, jeśli ten idiota gdzieś tu jest to go znajdziemy- odparłem.  
Dla pewności przeszukaliśmy wszystkie piętra włącznie z lochami, nawet po dwa razy. Nie znaleźliśmy go. Wróciliśmy z powrotem na siódme piętro.
-Myślisz że powinniśmy poszukać też w Wieży?- zapytała dziewczyna.
-Nie, nie byłby taki głupi- powiedziałem po namyśle.- Przecież tam jest i Wieprzlej i Zbawca Czarodziejskiego Świata, a także Wiewiórka, która wali takimi upiorogackami...- zawiesiłem na chwilę głos wspominając siłę upiorogacka Weasley’ówny z piątej klasy.- Nie odważyłby się.
-I tak powinniśmy zachować czujność- powiedziała zmęczonym głosem. Przyjrzałem się jej uważnie. Była zgarbiona, włosy miała poczochrane, a oczy już same się jej zamykały.
-Teraz, to ty idziesz spać. Będę szczery. Wyglądasz okropnie.
-Dzięki Draco- powiedziała ironicznie i rzuciła mi nienawistne spojrzenie.- Dzisiaj profesor Richnoir ma dyżur, prawda? Wyślę chociaż do niego patronusa- wyprostowała się i odetchnęła głęboko.- Expecto patronum- srebrne zwierzątko pomknęło wzdłuż schodów.
Po chwili zobaczyliśmy jak w naszą stronę biegnie srebrny lew i zatrzymuje się przed nami.
-Dobrze, zacznę dyżur wcześniej, panno Granger- powiedział niskim głosem.- Ale zanim pójdziecie do swoich dormitoriów, proszę żebyście zakończyli zabawę w Wieży Gryffindoru- lew rozpłynął się w powietrzu.

***
Ginny
-Gratuluję, panie kapitanie- powiedziałam do Harry’ego i pocałowałam go.
Po tym jak Chłopiec-Który-Przeżył złapał znicza, nie miałam okazji z nim się w ogóle zobaczyć. Uczniowie wynieśli go z boiska i zaprowadzili do Wieży Gryffindoru. Potem już tylko wszyscy świętowali. Chyba w całym zamku było słychać jak imprezujemy. Nie było aż tak ciekawie, jak wtedy kiedy byli tutaj jeszcze bliźniacy, ale wśród pierwszoroczniaków jest nowa para urwisów, która nie da spać spokojnie Filchowi przez następne siedem lat i będzie godnie zastępować swoich poprzedników. Wybijali się na imprezie, ale ponieważ byli dopiero w pierwszej klasie, nie byli jeszcze aż tak popularni jak Weasleyowie.
-Dzięki- powiedział brunet i uśmiechnął się łobuzersko.
-Wiesz może, która godzina?- zapytałam chłopaka.
-Nie wiem, coś po północy- mruknął.- A kogo to obchodzi?
Potem zaczęliśmy się bawić razem z innymi. Cieszyłam się z naszego zwycięstwa. Harry bardzo dobrze dobrał członków drużyny. Był wspaniałym szukającym, Ron kiedy przestał się przejmować jakimiś idiotycznymi docinkami ślizgonów był genialnym obrońcą, a wybór Jasona i Marka był, po prostu strzałem w dziesiątkę. A Dennis i Dean byli świetnymi ścigającymi, z którymi można było robić nawet najbardziej skomplikowane zwody.
-Koniec zabawy- usłyszałam szept Harry’ego i powędrowałam za jego spojrzeniem. Do Pokoju Wspólnego weszła Hermiona. Za nią podążał Malfoy. Dziewczyna jednym machnięciem różdżki uciszyła muzykę.
-Wiem, że cieszycie się ze zwycięstwa, ja też ale niestety musicie już skończyć tę imprezę- rozległy się jęki niezadowolenia.- Już nie marudźcie tylko idźcie spać. Bo będę odejmować punkty, a wiecie, że ja nie żartuję.
Wszyscy z ociąganiem zaczęli zbierać się do dormitoriów. Spojrzałam na Hermionę. Była strasznie zmęczona i czymś zmartwiona. Postanowiłam poczekać, aż inni pójdą do swoich łóżek. Kiedy w pomieszczeniu zostałam już tylko ja, podeszłam do przyjaciółki i mocno ją przytuliłam.
-Wyglądasz okropnie- powiedziałam jej do ucha.
-Dzięki Ginny- powiedziała z lekkim śmiechem.- To po prostu skutki uboczne tej durnej klątwy- coś w jej głosie podpowiadało mi, że chyba chodziło o coś innego, ale wiedziałam, że nic z niej na razie nie wyciągnę. Stwierdziłam, że prędzej czy później i tak się dowiem, ale teraz powinna pójść spać.
-Fretko- zwróciłam się do Malfoya i odsunęłam się od Miony.- weź dopilnuj, żeby poszła spać, dobra?
-Taaa, jasne Wiewióreczko- powiedział ironicznie i objął Mionę w talii. Potem odsunął szkarłatny gobelin odsłaniając skrót do ich pokoju wspólnego.
-Dobranoc Miona- powiedziałam jeszcze na pożegnanie i poszłam do swojego dormitorium.

***
Annie
-To do zobaczenia Annie- powiedziała Christina.- Dzięki, że mi pomogłaś.
-Nie ma sprawy- pożegnałam się z nią i wyszłam z jej dormitorium.
Christina była już drugi rok w Hogwarcie, ale jesteśmy na tym samym poziomie zaawansowania, jeśli chodzi o magię. Przez Drugą Wojnę Czarodziejów, uczy się wszystkiego od nowa, ponieważ to czego uczyli ją wcześniej było czarną magią i mamy teraz razem lekcje. Nie radziła sobie z transmutacją więc jej pomogłam, a że nie lubiła imprez w naszej wieży, to zgodziłam się abyśmy teraz się pouczyły.
Przeszłam parę kroków korytarzem i cicho otworzyłam drzwi od naszego dormitorium. Wszystkie moje współlokatorki już spały. Zapaliłam różdżkę i podeszłam na palcach do łóżka Gwen, ponieważ chciałam z nią porozmawiać, żeby dowiedzieć się jak było na imprezie.
Byłam już przy jej łóżku kiedy zauważyłam, że coś jest nie tak. Na jej prześcieradle była jakaś dziwna czarna substancja. Moje zmysły od razu się wyostrzyły.
Ponieważ nie wiedziałam co to jest, postanowiłam myśleć rozsądnie i tego nie dotykać. Odgarnęłam różdżką kotarę.
Musiałam się powstrzymać, żeby nie krzyknąć z przerażenia.


-------------------------------
Co takiego zobaczyła Annie? Tego dowiecie się w następnym rozdziale... Stwierdzam, że jestem okrutna, ponieważ 1) trzymam was w niepewności 2) to co Annie tam zobaczy... Dobra, nie ważne, sami zobaczycie ;) Ale zrozumcie, musiałam wprowadzic trochę hmm... dramatyzmu xd 
Czekam na Wasze opinie... Naprawdę szczere! 

Pozdrawiam Was serdecznie,
Hermiona :*

wtorek, 20 stycznia 2015

Rozdział 20

Wreszcie skończyłam! Jestem z tego rozdziału zadowolona choć nie wiem czy mi wyszedł. Chciałam jeszcze coś dodać ale stwierdziłam, że już i tak za długo czekacie na ten rozdział... wiem jestem okropna, że tak długo trzymałam Was w niepewności. 
Rozdział jest niepoprawiony bo chciałam go jak najszybciej wstawić. Ale nie martwcie się, kiedy Bigos będzie miał czas, poprawi, a ja wstawię poprawiony.
Rozdział dedykuje moim kochanym czytelnikom, którzy są ze mną od początku min. Spetryfikowanej Mionie Malfoy, Passilflorze, Ewie, Lunie i jeszcze wiele wiele innych... przepraszam te, których nie wymieniłam tutaj :/ (już dwadzieścia rozdziałów! :3), Ravy Malfoy, która mnie przekonała do założenia bloga, za co bardzo jej dziękuję :*, Moni... nie wiem czy to przeczyta ale mam nadzieję, że tak i Bigosowi (tak to się odmienia? :D) za to, że choć jest tutaj krótko, to wspiera mnie i chciało mu się poprawić poprzedni rozdział :D
Już przestanę gadać. Mam jednak do Was jedną prośbę. Jeśli czytacie tego bloga, napiszcie chociaż kropkę, przynajmniej pod tym rozdziałem. Widzę ile z Was wchodzi (dziękuję za tak ogromna liczbę wyświetleń ^^) a ilu z Was komentuje... Proszę chociaż jedna kropka... dla Was jest to sekunda, a dla mnie to ważne...

Zapraszam na rozdział dwudziesty!


***

Hermiona

Siedziałam z szeroko otwartymi ustami wpatrując się w rudzielca. Czy on sobie żartował?

-Hermiono?- zapytał jeszcze raz przyglądając mi się badawczo i ostrożnie.- Możemy?

Wspomnienia do mnie przyleciały ze zdwojoną siłą. Noc Duchów, pusta klasa, Ron w jakimś dziwnym transie, strach, zagrożenie, wściekłość…

-Wyjdź stąd- powiedziałam chłodnym głosem, w którym wyraźnie było słychać ostrzeżenie. Weasley nie ruszył się z miejsca, choć zauważyłam w jego oczach błysk niepewności.- Słyszałeś?- syknęłam i wycelowałam w niego różdżką, którą wyjęłam spod poduszki.

-Ze spokojem- uniósł ręce jakby chciał się poddać.- Dasz mi chociaż pięć minut?- w jego tonie usłyszałam nutę błagania i żalu. Zaczęłam się wahać. Mimo wszystko był moim przyjacielem. Właśnie, BYŁ.

-Proszę wyjdź zanim stracę cierpliwość- powiedziałam unosząc głos.- Przecież wiesz jak umiem się posługiwać różdżką- warknęłam poprawiając ją w dłoni, a chłopak cofnął się o krok. Po chwili jednak zmarszczył brwi i podszedł bliżej.

-Trzy minuty?

-Chcesz żebym poszczuła cię panią Pomfrey? Zdajesz sobie sprawę z tego, że o tej godzinie kategorycznie zabrania się odwiedzać pacjentów?

-Minuta. Proszę cię. Możesz mi nie uwierzyć i po prostu kazać mi wyjść, ale daj mi chociaż ostatnią szansę- spojrzał mi prosto w oczy. Był zdecydowany i nie zamierzał odpuścić. Moja dłoń zadrżała i od razu skarciłam się w myślach za tę chwilę słabości.

-Minuta- warknęłam.

Ron odetchnął z ulgą, podszedł do mojego łóżka i usiadł na krześle obok.

-Wiem, ze zrobiłem źle. Ogólnie po tym incydencie z Parvati nie byłem z tobą do końca szczery. Spotykałem się z nią- spojrzałam na niego ze wściekłością, ale postanowiłam nie wybuchać. Przecież i tak tak naprawdę nigdy go nie kochałam, ale mimo wszystko, to że kłamał mnie zabolało.- Potem, w Noc Duchów nie mam pojęcia co się stało. Ja wcale nie chciałem…

-Mnie zgwałcić?!- nie dałam mu dokończyć. Emocje puściły. Teraz byłam wściekła do granic możliwości.  Zauważyłam w jego oczach lekki strach.- Tak Ronald, nazywajmy rzeczy po imieniu. Jak śmiałeś w ogóle coś takiego zrobić?! Tyle razy ci mówiłam, że nie chcę kiedy…

-Musisz mi przerywać?- przerwał mi w pół zdania.- Wiesz co, to do niczego nie doprowadzi.

-Też tak myślę- burknęłam ze wzrokiem wbitym w pościel.

-Pokażę ci coś. Wejdź mi do głowy. Tylko w ten sposób uwierzysz- podniosłam gwałtownie wzrok. Chyba upadł na głowę.- Legilimencja- powiedział takim tonem, jakby mówił do dziecka.

-Chyba nie mówisz poważnie- spojrzałam na niego. Był śmiertelnie poważny i zdecydowany.

- Proszę cię, zrób to- nie wiem co sprawiło, że się zdecydowałam. Może ton jakim to powiedział? Może jego spojrzenie?

-Legilimens- szepnęłam i zajrzałam w wspomnienia Weasleya.

Znajdowaliśmy się w Wielkiej Sali. Zobaczyłam samą siebie i Dracona zapraszającego wszystkich do zabawy. Po chwili para wyszła na środek i zaczęła tańczyć w rytm walca. Ron poszedł do Parvati i dołączyli do pozostałych par wirujących na parkiecie. Poczułam lekkie ukłucie w sercu ale zauważyłam, że to nie z zazdrości, tylko dlatego, że mnie wtedy okłamał. Postanowiłam jednak mu to wybaczyć i czekałam na dalszy rozwój wydarzeń.

Chwilę przed końcem czarnowłosa szepnęła do rudzielca, że chce usiąść, a on poszedł do stołu z napojami i jedzeniem. Po drodze natknął się na Astorię Greengras. Jak ja nie lubiłam tej ślizgonki.

-Uważaj jak łazisz, Wieprzlej- powiedziała sztyletując go wzrokiem. Miała wtedy na sobie bardzo krótką i obcisłą czarną sukienkę, która więcej pokazywała niż powinna. Westchnęłam ciężko z niedowierzaniem. Jak można w ogóle nosić takie rzeczy?

Ron zignorował ją i doszedł do stołu. Wziął pierwszą szklankę z brzegu i napił się trochę wody. Wspomnienie zaczęło się zmieniać. Całe otoczenie jakby poczerwieniało lekko. Spojrzałam na chłopaka. Miał rozszerzone źrenice i wypatrywał kogoś w tłumie. W końcu wypatrzył MNIE.

Na sali wybrzmiały ostanie takty walca. Weasley podszedł do tańczącej pary i wziął mnie do tańca. Wiem co się dalej działo. Nie chciałam na to patrzeć ale postanowiłam, że wytrzymam.

Zaczęłam wyczuwać myśli Rona. Był jakby zagubiony i w transie. Nie wiedział kompletnie co robi i gdybym nie widziała przed sobą jego tańczącego z moim sobowtórem to zaczęłaby mnie boleć głowa od tego wszystkiego. Otoczenie nadal było czerwone a ode mnie ze wspomnienia Rona wybijała się jakaś taka dziwna poświata. Rozejrzałam się. Nikt inny tak nie świecił.

Chwila. Zaczęło mi się coś kojarzyć. Kiedyś, kiedy Snape jeszcze żył, wspominał na lekcji coś o Esencji Wymierzonego Gniewu*, kiesy kpił sobie z Neville’a. Nie tłumaczył zbyt wiele ale potem o tym czytałam w „Tajemnicach najczarniejszej magii”. Osoba, która go przygotowuje, musi od początku uwzględnić dla kogo i w jakim celu zostanie wykorzystany. Czlowiek po wypiciu eliksiru widzi na czerwono i widzi tylko osobę, która ma w jakiś sposób „odczuć jego gniew”, w zależności od pomysłu stwórcy. Po jakimś czasie eliksir przestaje działać, a osoba, która go zażyła przypomina sobie co robiła i ma okropne wyrzuty sumienia.

-Ron- usłyszałam swój głos i odwróciłam się do sobowtóra.- Chcę już iść, jestem zmęczona- w tym momencie moja postać zaczęła się mocniej świecić. Mogło to oznaczać tylko jedno. Plan stwórcy eliksiru miał się zacząć.

Wiedziałam co teraz się stanie i nie chciałam patrzeć na to drugi raz. Gwałtownie wyrwałam się ze wspomnień Rona. Znowu siedziałam na łóżku szpitalnym, tyle że teraz łzy spływały mi po policzkach.

-Na prawdę nie wiem co to było…- zaczął wyjaśniać Ron kiedy już się otrząsnął po powrocie ze wspomnień.

-To była Esencja Wymierzonego Gniewu- powiedziałam głosem zachrypniętym od płaczu. Rudy wytrzeszczył na mnie oczy.- To jasne, że nie wiedziałeś co to było, ponieważ czytałam o tym w „Tajemnicach najczarniejszej magii”. Ktoś chciał nas na dobre skłócić- spojrzałam na niego ze łzami w oczach, przez co miałam trochę rozmazany obraz.- Ron, tak bardzo cię przepraszam- zaczęłam zapłakanym głosem.- Nie wiedziałam… to było po prostu straszne- nie mogłam już nad sobą zapanować i zaczęłam szlochać, a chłopak mnie objął. O mały włos nie straciłam przyjaciela. Nie wiem kto chciał nas skłócić ale musiał znać się na czarnej magii i być bardzo zdolnym czarodziejem. Tylko nieliczni poradziliby sobie z uwarzeniem czegoś tak skomplikowanego.

-Zaraz- poderwałam gwałtownie głowę. Mój umysł pracował na najwyższych obrotach. Osoba, która bardzo dobrze zna się na czarnej magii. Esencja Wymierzonego Gniewu powstała w starożytności, to bardzo stary rodzaj czarnej magii. Przypomniała mi się rozmowa z Draconem o stanie Hanny. „Dostała naprawdę paskudnymi klątwami. Większość była z czarnej magii i to bardzo starej. Ta osoba musiała się nieźle na tym znać”- Pierwotny Pierścień!- wykrzyknęłam i zaraz zakryłam dłonią usta. Ron spojrzał na mnie ze zdziwieniem.

-A co on ma do rzeczy?- zapytał marszcząc brwi.

Rozejrzałam się po Skrzydle. Oprócz mnie, Rona i Hanny nie było tutaj nikogo, mimo wszystko rzuciłam Muffliato.

-Pomyśl, Ron. Poszukiwacz Pierścienia wiedział, że najlepiej zacząć poszukiwania wśród uczniów Hogwartu, ponieważ tutaj najprawdopodobniej spotka dziedzica któregoś z założycieli. Raczej wiedział, że ja, ty i Harry zaczniemy go szukać kiedy zaczną się napaści. Chciał nas skłócić, bo bał się zdemaskowania.

-Ale nadal nie rozumiem co…

-Daj mi skończyć- syknęłam, a on od razu się zamknął.- Draco pomagał pani Pomfrey zdiagnozować mnie i Hannę Abbott. Mówił mi, że ta osoba musiała się bardzo dobrze znać na czarnej magii, w dodatku bardzo starej. Esencja Wymierzonego Gniewu powstała w starożytności i jest z dziedziny bardzo, ale to bardzo czarnej magii- zrobiłam krótką pauzę, żeby Ron mógł za mną nadążyć.- Teraz rozumiesz? To wszystko przez durnego poszukiwacza Pierwotnego Pierścienia- zobaczyłam w jego oczach błysk zrozumienia.- Musimy o tym powiedzieć Harry’emu. Kto wie, co ten szaleniec jeszcze wymyśli.



***

Annie

-Gwen, wstawaj!- szturchnęłam przyjaciółkę leżącą na swoim łóżku.

-Annie, chcę jeszcze pospać- mruknęła i zakryła głowę poduszką.

-Dzisiaj jest mecz quidditcha, pamiętasz?- powiedziałam, a brunetka od razu zerwała się z łóżka. Uwielbiała ten sport i wiedziałam, że nie będzie chciała przegapić żadnego meczu. W przyszłości planowała dostać się do drużyny Gryffindoru. Też nad tym myślę od czasu do czasu, ale jeszcze się nie zdecydowałam.

-Która godzina?- zapytała. Od razu wybuchnąłem śmiechem.

-Spokojnie, masz jeszcze dużo czasu. Ja już idę, pa!- odwróciłam się i zostawiłam dziewczynę samą w dormitorium. Zeszłam do Pokoju Wspólnego. Nikogo na szczęście nie było. Odsunęłam gobelin ze złotym lwem na czerwonym tle i dotknęłam złotej klamki.

Hasło?

-Felix Felicis- powiedziałam do drzwi i zaczęłam schodzić w dół z zapaloną różdżką.

Od razu po wejściu do pokoju wspólnego prefektów naczelnych skierowałam się do drzwi z nazwiskiem Hermiony na złotej tabliczce. Podałam hasło i bez ostrzeżenia skoczyłam na jej łóżko.

-Wstawaj Miona!- zaczęłam skakać po łóżku.- Dzisiaj mecz quidditcha!- starsza gryfonka zaczęła mruczeć z niezadowoleniem ale usiadła, a ja momentalnie przestałam skakać i wylądowałam tuż obok niej.

-Daj mi dwadzieścia minut na uszykowanie się, dobrze?- spojrzała na mnie odrobinę nieprzytomnym wzrokiem.

-Dobrze, poczekam przed kominkiem- powiedziałam i zniknęłam za drzwiami. Usiadłam wygodnie na kanapie i zapaliłam ogień w kominku. Gwen ciągle mnie podziwiała za to, że umiem już tak wiele. Zawsze próbuje ją uczyć na bieżąco, ale brakuje nam czasu.

Zrobiłam się trochę głodna i spojrzałam na drzwi po prawej stronie. Miona chyba nie zamierzała zbyt szybko wyjść.

-Iskierko?- rzuciłam w przestrzeń a przede mną zmaterializowała się drobna skrzatka z ogromnymi brązowymi oczami, ubrana w uroczą zieloną sukienkę. Znałam ją już zanim przyjechałam do Hogwartu. Często odwiedza naszą rodzinę. Kiedyś moi prapradziadkowie wyzwolili jej rodzinę i tak od wielu lat spotykamy się ze sobą.

-Tak, Annie?- zapytała i uśmiechnęła się szeroko. Jeszcze parę lat temu mówiła do mnie per panienko, ale zaczęło mnie to wkurzać i poprosiłam ją, żeby zwracała się do mnie po imieniu.

-Czy mogłabyś przynieść tu śniadanie dla…- spojrzałam na drzwi po lewej i zastanowiłam się. Draco chyba jeszcze powinien być u siebie. Dzisiaj grają gryfoni z puchonami, więc raczej nie ma po co wstawać zbyt wcześnie.- trzech osób. Zostaw je tutaj na stole przed kominkiem, dobrze?- powiedziałam a ona tylko zniknęła z cichym pyknięciem.

Podeszłam do drzwi Malfoya i zapukałam.

-Eee… Draco?- powiedziałam niepewnie. Usłyszałam ze środka jakieś pomruki niezadowolenia.

-Czego?- usłyszałam po chwili zachrypnięty głos.

-Nie wiem czy wiesz ale dzisiaj jest mecz quidditcha…

-Wiem- powiedział.

-I jak chcesz to zaraz będziemy tutaj jeść śniadanie więc możesz do nas dołączyć.

-Okej, dzięki- powiedział i usłyszałam jak wstaje z łóżka i kieruje się do łazienki.

Usłyszałam za sobą trzask charakterystyczny dla teleportacji i odwróciłam się do Iskierki. Postawiła na stole śniadanie i skłoniła się. Nie lubiłam tego, ale niestety nie udało mi się oduczyć jej wszystkiego. Taka jest jej natura.

-Dziękuję, Iskierko- uśmiechnęłam się do niej.- Jeśli będziemy jeszcze czegoś potrzebowali to cię zawołam- po tych słowach skrzatka zniknęła.

Usiadłam na kanapie i zaczęłam smarować tosta dżemem. Po chwili ze swojego dormitorium wyszła Hermiona.

-Ojej, aż tak długo mnie nie było? Pewnie zgłodniałaś, przepraszam- usiadła obok mnie i sięgnęła po dzbanek z kawą.

-Nic się nie stało- uśmiechnęłam się i wróciłam do śniadania.

-Cześć- usłyszałam głos ślizgona.- Czyli dzisiaj zobaczymy jak Łasic, Wiewiórka i Potter sobie radzą na miotłach?- zapytał kpiąco i usiadł obok Hermiony.

-Taa- mruknęła Miona. Nie za bardzo lubiła quidditcha ale na wszystkich meczach Gryffindoru zawsze się pojawiała, żeby kibicować swoim przyjaciołom.

-Od kiedy to nie bronisz swoich przyjaciół?- zapytał z wrednym uśmieszkiem blondyn.

-Nie powiedziałeś nic obraźliwego, a po co mam się wysilać- powiedziała i ziewnęła.

Dopiłam herbatę i odstawiłam kubek na stół.

-Pójdę jeszcze po coś do dormitorium, jak skończycie to zawołajcie Iskierkę, żeby posprzątała, dobrze?

-Dobra- powiedział blondyn i napił się trochę kawy.



***

Draco

-Mrużko- zawołała w przestrzeń Hermiona po tym jak skończyliśmy jeść. Uparła się, że Iskierka już dosyć zrobiła i żeby za bardzo jej nie przemęczać zawoła Mrużkę. Nie widziałem w tym sensu ale nie protestowałem.

Mała skrzatka pojawiła się przed stolikiem i po prośbie Miony zabrała ze sobą naczynia po śniadaniu.

-Pogodziłam się wczoraj z Ronem- powiedziała cicho gryfonka i spojrzała na mnie. Chciałem od razu coś powiedzieć ale zanim wybuchnąłem położyła mi palec na ustach żebym nic nie mówił i kontynuowała.- Ale nie wróciliśmy do siebie. Ta sytuacja uświadomiła nam, że nie powinniśmy być ze sobą. Ron szaleje za Parvati, a ja… -odchrząknęła i spuściła wzrok.- Ktoś podał mu Esencję Wymierzonego Gniewu- byłem bardzo zaskoczony tą wiadomością. Ta osoba musiała się nieźle znać na czarnej magii. Przypomniałem sobie jak ojciec mnie uczył warzyć tę okropną miksturę w kociołku. Była to strasznie trudna robota.- Myślę, że to ta sama osoba, która poszukuje Pierścienia i napadła na Hannę.

No tak, to byłoby logiczne. Skłócenie Świętej Trójcy, żeby uniknąć zdemaskowania i żeby mieć drogę wolną do śledztwa. Zacząłem zastanawiać się, kto zna tak głęboko czarną magię, umiałby uwarzyć Esencję Wymierzonego Gniewu i jest taki sprytny. Tak naprawdę mógłbym uznać za winnych wszystkie dzieci byłych śmierciożerców.

-Wiesz kto to może być?- zapytała.

-To może być każdy były śmierciożerca- mruknąłem niezadowolony. Trzeba będzie znaleźć tego idiotę, zbyt dużo złego narobił. Napad na uczniów i to w dodatku na Hermionę…

-Wróciłam!- usłyszałem za sobą głos tej małej Annie. Odwróciłem się do niej. Była wpatrzona we mnie i Mionę.- Może nie będę wam przeszkadzać- zrobiła krok w tył. Nie wiedziałem o co jej chodzi, ale po chwili zrozumiałem, że gryfonka jest bardzo blisko mnie i się do mnie przytula. Nie zauważyłem tego wcześniej. Ona chyba też doszła do tego samego wniosku bo po sekundzie oderwała się ode mnie jak oparzona a ja o mało co nie wybuchnąłem śmiechem.

-To co, idziemy?- Hermiona wstała z kanapy i cała czerwona skierowała się w stronę wyjścia.



 ***

Harry

-Wszystko jasne?- spojrzałem na resztę drużyny. Jak widać moje omawianie strategii nie było aż tak nudne jak to, którym raczył nas Wood kilka lat temu. Wszyscy mieli zdecydowane miny i byli zdeterminowani oraz pełni ducha.- Nie widzę, żeby ktoś miał jakieś wątpliwości- powiedziałem po krótkiej chwili.- Pamiętajcie, ćwiczyliśmy od bardzo dawna i uważam, że nasza drużyna jest perfekcyjnie przygotowana. Wygramy na sto procent!- po tych słowach wyszliśmy z szatni i poszliśmy na boisko, z którego już słyszeliśmy okrzyki tłumu.

Był to idealny dzień na mecz. Bezchmurne niebo, lekki wiaterek i chłodna temperatura. Spojrzałem na swoją drużynę. Naprawdę wierzyłem w to, że wygramy ten mecz. Szybki i zwinny Ron na pozycji bramkarza, Ginny, Dean i Dennis Creevey jako ścigający, którzy bardzo dobrze ze sobą współpracowali, Jason i Mark z czwartego roku, którzy byli wspaniałymi pałkarzami i ja na pozycji szukającego.

-Witam na pierwszym meczu w tym sezonie!- zaczął komentować Terry Bott. Nie wiedziałem, że nadaje się na komentatora.- Gryffindor przeciwko Hufflepuffowi!- na trybunach rozległy się okrzyki, jak zwykle na meczach quidditcha.

Na środek boiska weszła pani Hooch.

-Potter, Smith, do mnie!- rozkazała. Podszedłem do niej. Z drugiej strony szedł Zachariasz.- Podajcie sobie ręce- kontynuowała i zrobiliśmy to co rozkazała.

Potem wróciliśmy do swoich zespołów.

-No to zaczynamy, powodzenia!- powiedziałem do drużyny, wsiadłem na miotłę i odbiłem się od ziemi.

Od razu poczułem na twarzy chłodny podmuch wiatru. Bardzo lubiłem gry w quidditcha. Byłem trochę wcześniej od reszty w powietrzu. Miałem nową Błyskawicę. Po tym jak straciłem tą od Syriusza bardzo brakowało mi latania na miotle. Od razu po tym jak zagrożenie minęło, a Voldemort został pokonany, poszedłem do sklepu na Pokątnej i kupiłem za pieniądze ze skrytki moich rodziców nową.

Po chwili obok mnie pojawił się Ron z Ginny, którzy mieli Nimbusy 2001, a po nich reszta drużyny na odrobinę wolniejszych miotłach.

Naprzeciwko unosili się już nasi rywale.

-Tylko grajcie czysto!- powiedziała pani Hooch i wypuściła tłuczki ze złotym zniczem. Potem wzięła do ręki kafel i wyrzuciła go w powietrze.

Poleciałem w górę, a potem wypatrywałem małej złotej piłeczki.

-I ruszyli! Najpierw kafla przejmują gryfoni. Weasley podaje do Thomasa, ten do Creeveya. Znowu Thomas, Weasley, lecz niestety Redford przejmuje piłkę i podaje do Cadwalladera…- komentował żywo krukon.

Summerby, szukający puchonów, chyba przyjął taktykę śledzenia mnie i wyprzedzenia w złapaniu znicza. Postanowiłem wykorzystać ten fakt, jak w trzeciej klasie z Malfoyem i udałem, że zauważyłem złoty błysk przy ziemi. Zwróciłem miotłę ostro w dół i zacząłem pędzić. Kątem oka, zauważyłem, że puchon zrobił to samo.

-Potter chyba zauważył złotego znicza i właśnie ściga się z Summerbym. Lineard posłał tłuczka w stronę Pottera, na szczęście Jason Greendale skutecznie obronił szukającego gryfonów- uśmiechnąłem się pod nosem. Wiedziałem, że wybór Jasona jest słuszną decyzją.

Byłem już blisko ziemi. W ostatniej chwili poderwałem miotłę do góry i z prędkością światła wzbiłem się w powietrze. Zdezorientowany Summerby o mały włos się nie rozbił.

-Potter zastosował Zwód Wrońskiego, przez co Summerby prawie spadł z miotły. Kafel wędruje do Deana Thomasa…

Spojrzałem w prawą stronę i dostrzegłem złoty błysk. Od razu poleciałem w tamtym kierunku.

-Pięćdziesiąt do czterdziestu dla Gryffindoru!!!- usłyszałem wzmocniony głos Terry’ego.

Przede mną leciała złota piłeczka z drobnymi delikatnymi skrzydłami. Przyspieszyłem i zbliżyłem się do niej.

-Summerby dogania Pottera! Kto pierwszy złapie znicza?!

Kątem oka zauważyłem puchona lecącego prosto na mnie. Znicz był parę metrów ode mnie. Wyciągnąłem po nią rękę i w tym samym czasie, poczułem jak coś z impetem we mnie wlatuje.

Wszystko stało się bardzo szybko. Poczułem, że Błyskawica się wyślizguje i zostaje w powietrzu, a ja razem z Summerbym lecę w kierunku ziemi.

-Aresto momentum!- usłyszałem z trybun głos Hermiony. Niewidzialna siła zatrzymała mnie. Przestałem lecieć.

Po sekundzie poczułem, że coś kurczowo trzymam w dłoni.

-Dziękujemy Hermionie Granger za szybką reakcję, dzięki której nasi zawodnicy nie odnieśli żadnych poważnych obrażeń. Dom Lwa zdobywa sto pięćdziesiąt punktów dzięki wspaniałej akcji ich kapitana! Gryfoni wygrywają dzisiejszy mecz!




------------------------------
*Esencja Wymierzonego Gniewu- eliksir wymyślony przeze mnie, z dziedziny bardzo bardzo bardzo bardzo czarnej magii. Po prostu zło wcielone. Jeśli macie jakieś wątpliwości, pytajcie w komentarzu, ale myślę, że chyba dobrze wyjaśniłam o co z nim chodzi.

Jeśli ktoś się nie zorientował to Redford jest ścigającym puchonów, tak samo jak Cadwallader. Jednym z pałkarzy jest Lineard... myślę, że jakoś kapujecie.
 
Mam nadzieję, że się podobało... Postanowiłam w ten sposób rozwiązać sprawę z Ronem, ponieważ nie chciałam rozbijać Golden Trio... Nie wiem jeszcze jak to dokładnie będzie z Pierwotnym Pierścieniem, a Ron może mi się przydać. Jak widzicie jest nowa postać- Gwen (tak btw lubię to imię :3). Jest ona rówieśniczką Annie i jej przyjaciółką. Uwielbia quidditcha i w przyszłości chce zostać szukającym lub ścigającym.
Tak ogólnie, to jak mi wyszedł opis tego meczu według Was? Ja myślę, ze trochę mi nie wyszło ale mam nadzieję, że Wasz wyobraźnia uzupełni mój opis ;)
Dobra, już przestanę pisać... Czekam na Wasze komentarze ;) jak macie jakieś pytania, o cokolwiek, mogą być to nawet głupie rzeczy typu czy niebo jest niebieskie, to je zadawajcie xD Postaram się odpowiedzieć na wszystkie ;)
Pozdrawiam,
Hermiona :*