Ostatnio wróciła do mnie wena. Zmotywował mnie do tego komentarz miłej anonimki/anonima. Po prostu coś mnie tknęło, zajrzałam na bloga a tu- komentarz, wow i to z całkiem nie dawna. Także dziękuję Ci bardzo :*
Oczywiście moje życie to nadal chory thriller, jednak jak na razie wszystko ogarniam. Są wakacje, mam dużo czasu na pisanie. Choć trochę przeraża mnie perspektywa matury w tym roku szkolnym... tak, jestem już taka stara ;)
zaczęłam pisać wczoraj w nocy, najpierw miniaturka, którą miałam zamiar wstawić, ale nie dokończyłam jej. Poza tym stwierdziłam, że jest bardzo na czasie z Nową miłością i mogłoby się pomieszać. Także jest oparta na faktach (historia sprzed roku), tak jak Magiczne ferie. Tytuł tej miniaturki brzmi "Bal Sylwestrowy". Zobaczymy kiedy to wstawię ;)
Koniec gadania, wstawiam świeżutki rozdział.
***
Hermiona
-I co?
Znalazłaś coś?- spytał Draco po tym jak sprawdził klasę Zaklęć.
Byliśmy na
patrolu, naszym ostatnim przed świętami. Byłam cała spięta, jak zawsze gdy
sprawdzaliśmy zamek, przez zdarzenia z początku roku. Za każdym razem kiedy
przemierzałam nocą korytarze Hogwartu przypominał mi się incydent z Luną, jej
krzyk, łzy… W dodatku zawsze wtedy stawały mi przed oczami bliskie mi osoby z
mojego snu dotknięte Czarną Klątwą. Jakikolwiek szelest, skrzypnięcie podłogi
czy odgłos, który wydał któryś z portretów, sprawiał, że wzdrygałam się
nieznacznie i co chwilę chciałam zwrócić w danym kierunku różdżkę. Jedynym co
mnie powstrzymywało, była obecność Draco. Nie chciałam wyjść na tchórza, pewnie
znowu zacząłby szydzić z gryfonów, albo coś w tym guście. I oczywiście chciałam
pokazać, że jestem silna. Za każdym razem kiedy chciałam się odwrócić, karciłam
się w myślach za swoją głupotę.
-Byłam u
Pasithei po zakupach z dziewczynami- zaczęłam opowiadać, udając, że wszystko
jest w porządku.- Udało jej się znaleźć jakieś stare akta i pamiętniki. Miałam
się wziąć za ich czytanie, ale było już późno i musiałam wracać, bo miałam
jeszcze do napisania raport z poprzedniego patrolu. Prawdopodobnie zajrzę do
nich po świętach- westchnęłam.- Chcę trochę odpocząć. Mam nadzieję, że
Poszukiwacze niedługo zostaną złapani, wpadnę na jakiś trop… W końcu muszą
popełnić jakiś…
W tym
momencie za nami rozległ się jakiś głośny wrzask. Niewiele myśląc odwróciłam
się i wycelowałam różdżką w tamtym kierunku.
-Przestań
już tak świecić- odezwała się jakaś kobieta z obrazu.- Przepraszam, miałam
koszmar, dlatego krzyknęłam. A teraz weź tę różdżkę ode mnie! Chcę spać!
Odwróciłam
się z powrotem do ślizgona, który stał tuż za mną. Przyglądał mi się ze
zmartwionym wyrazem twarzy, który dostrzegałam ostatnio coraz częściej.
-Hej-
powiedział ciepło.- Wszystko w porządku?
W tym
momencie nie mogłam zrobić nic innego jak tylko podejść i się do niego przytulić.
Tylko w jego ramionach mogłam poczuć się bezpiecznie i przez chwilę zapomnieć o
całym otaczającym mnie świecie.
-Cała
drżysz- szepnął i dopiero wtedy zdałam sobie sprawę z tego jak bardzo się
trzęsłam. Tego było już za wiele.
-Muszę wziąć
się w garść- oderwałam się od niego i poprawiłam rozczochrane włosy.- Chodźmy
dokończyć ten patrol.
Szliśmy
dalej korytarzem w ciszy. Byłam zła na siebie, że okazałam słabość i że byłam
tak głupia. Przecież nie powinnam się w ten sposób zachowywać. Przez wszystkie
lata, od pierwszej chwili, w której pojawiłam się w Hogwarcie, musiałam
zachowywać spokój i rozum za całe Złote Trio, jak to nas niektórzy nazywali.
Oczywiście musiałam zachować ostrożność, ale logicznie rzecz ujmując, były małe
szanse, że Poszukiwacze mnie zaatakują. Polowali tylko na osoby wywodzące się
od Założycieli, a moi rodzice nigdy nie mieli żadnego powiązania z żadnymi
czarodziejami, oczywiście aż do momentu, gdy dostałam list z Hogwartu. Na Draco
też by nie zrobili zamachu, ponieważ, mimo że wywodził się z rodu czystej krwi,
to mógłby mieć tylko powiązania z Salazarem Slytherinem. Oczywiście ostatnim
dziedzicem Slytherina był Tom Riddle, więc nie było o co się martwić.
-Na pewno
wszystko w porządku?- chłopak w końcu przerwał ciszę, a ja zajrzałam do
kolejnego składziku na miotły, w którym siedziały dwie szare myszki dzielące
się jakimś serem.
-Tak, teraz
już wszystko w porządku- zamknęłam drzwi po czym odwróciłam się do niego z
uśmiechem.- Po prostu im dłużej Poszukiwacze nic nie robią, tym bardziej staję
się nerwowa.
-Spokojnie-
chwycił mnie za rękę aby mnie pocieszyć.- Na razie nie zaatakują- przez jego
twarz przemknął jakiś cień.
-A skąd o
tym możesz wiedzieć?- zmarszczyłam brwi w zastanowieniu. Powiedział to w taki
sposób, jakby był w stu procentach pewien.
-Po prostu
mam taką nadzieję- odpowiedział i poszedł dalej. Coś w wyrazie jego twarzy mi
się nie zgadzało. Powiedział to tak jakby… ukrywał coś przede mną?
-Draco-
odezwałam się stanowczo.- Poczekaj i spójrz na mnie- chłopak się odwrócił.- Czy
Ty coś wiesz?
Od razu
zobaczyłam zmianę na jego twarzy. Założył, tak dobrze mi znaną ze starych lat,
maskę obojętności.
Zezłościłam
się. W mojej obecności nie zakładał już swojej słynnej maski, nie ukrywał
przede mną swoich uczuć, a ponowne ujrzenie jej było strasznie bolesne,
ponieważ świadczyło to o tym, że mi nie ufał. Jeżeli wiedział coś na ten temat
i nie chciał mi powiedzieć… Przecież to mogło pomóc w schwytaniu sprawcy i
zakończeniu tego całego koszmaru!
Cisza
wydłużała się z każdą minutą. Nic nie mówił, a ja tylko wpatrywałam się w jego
twarz, oczekując na jakąkolwiek chwilę słabości. Atmosfera była ciężka i każda
osoba, która by się znalazła w pobliżu, od razu by wyczuła napięcie pomiędzy
nami.
-Myślałam,
że mówimy sobie wszystko- szepnęłam.- Myślałam, że mi pomagasz.
Po tych
słowach odwróciłam się na pięcie i w szybkim tempie skierowałam się w stronę
schodów.
-Hej!-
zawołał za mną blondyn.- Miona, poczekaj!
Poczułam jak
pociągnął mnie za rękę i odwrócił ku sobie. Na jego twarzy zobaczyłam
zmartwienie i… strach.
Zanim jednak
zdążył cokolwiek powiedzieć, obok nas pojawił się srebrny hipogryf.
-Dziękuję
wam za dzisiejszy patrol- odezwał się głosem profesor Goldenwand.- Możecie już
się kłaść- po tych słowach patronus rozpłynął się w powietrzu.
Nie czekając
ani chwili dłużej wyrwałam rękę z jego uścisku i skierowałam się od razu na
piąte piętro, aby jak najszybciej wrócić do swojego dormitorium. Słyszałam za
sobą nawoływania Malfoya, ale nie obchodziło mnie to. Byłam okropnie zła.
-Wywar Żywej
Śmierci- warknęłam do Shizuke zaskoczonej moim zachowaniem i weszłam do środka.
Już miałam
wchodzić do swojego dormitorium, gdy poczułam rękę Draco na swoim nadgarstku.
-Czy możesz
mnie puścić?- spytałam przez zaciśnięte zęby.
-Dopiero
kiedy mnie wysłuchasz- powiedział spokojnie, choć widziałam w jego oczach
iskierki irytacji. Nie odzywałam się dając mu ciche przyzwolenie na wyjaśnienie
sytuacji. Zachowując się jak jakaś rozkapryszona nastolatka, niczego nie
osiągnę.
-Dobrze-
westchnął i spojrzał mi głęboko w oczy.- Ciągle próbuję się orientować wśród ślizgonów
czy coś wiedzą, słyszeli i tak dalej. Jestem na dobrym tropie, mam źródło
informacji, dzięki któremu wiem, że na razie poszukiwacze nie zaatakują. Na
razie szukają i czekają. Wszystkie informacje zdobywam pod przykrywką. Po
wojnie ślizgoni mniej mi ufają- westchnął i uśmiechnął się do mnie.- Nie
mówiłem ci tego i doskonale wiesz czemu, nie bez powodu nazywają cię
najmądrzejszą czarownicą od czasów Roweny Ravenclaw. Musiałem zachowywać pozory
i nadal to muszę robić- szepnął i dotknął mojego policzka.- Dlatego muszę cię
prosić żebyś zachowywała się tak jakbyś tego nie wiedziała- zamilkł na chwilę
przypatrując się czy go zrozumiałam.- I mam do ciebie prośbę- przytulił mnie
mocno.- Ufaj mi, czegokolwiek nie usłyszysz, pamiętaj, że to niekoniecznie
prawda- szepnął mi do ucha.- Przepraszam, że ci nie powiedziałem, ale sama
rozumiesz…
-Moje
reakcje były bardziej naturalne kiedy nie wiedziałam- wymamrotałam jeszcze
trochę zezłoszczona.- Ale mogłeś mi powiedzieć, nie jestem złą aktorką, uwierz
mi.
-Ja już to
wiem- roześmiał się cicho.- Grą dorównujesz niejednemu ślizgonowi. Może jednak
powinnaś wylądować w Slytherinie.
-Na pewno-
odpowiedziałam ironicznie.- Salazar byłby dumny ze swojej sprytnej i mądrej
szlamy- zaznaczyłam ostatnie słowo i się roześmiałam na widok jego
zezłoszczonej miny.
-Nie mów
tak- powiedział ostro Draco, tak jak zawsze kiedy nazywałam sama siebie szlamą.
-Ile razy
mam ci powtarzać, że nie wstydzę się tego, że jestem szlamą?- spytałam po czym
ziewnęłam krótko.
-Powinnaś
iść już spać, jest późno, a jutro Bal- powiedział z troską.
-Taa, jak ja
kocham przemówienia- przewróciłam oczami z rozbawieniem.
Draco jednak
już tego nie skomentował, tylko się uśmiechnął ciepło.
-Dobranoc,
Hermiono- podszedł do mnie i czule pocałował.
-Dobranoc,
Draco- powiedziałam cicho. Weszłam do swojego dormitorium i niewiele myśląc
padłam na łóżko by oddać się w ramiona Morfeusza.
***
Ginny
-Dobra, to
chodźmy już po Mionę- powiedziałam Parkinson wkładając różdżkę do kieszeni.
-Tak,
będziemy potrzebowały trochę czasu- mruknęła spoglądając na zegarek.-
Pamiętajmy, że musimy jeszcze wyrwać tego mola książkowego z jego środowiska
naturalnego- przewróciła oczami i ruszyła do wyjścia z dormitorium pani prefekt
naczelnej.
Poszłam w
jej kierunku, lecz jeszcze w progu się obróciłam aby spojrzeć na efekty naszej
pracy.
Dzisiaj rano
przyszłyśmy z Czarną do dormitorium Hermiony. Musiałyśmy przygotować jakieś
miejsce, w którym przyszykujemy się do Balu Bożonarodzeniowego. Miona od razu
oświadczyła, że nie będzie w tym uczestniczyć i musi iść do biblioteki. Zebrała
książki, które chciała zabrać ze sobą i powiększyła zaklęciem pomieszczenie
jakimś skomplikowanym zaklęciem transmutującym. Potem skierowała różdżkę na
drzwi i wymamrotała jakąś długą inkantację. Wyjaśniła nam, że „przyzwoliła”
swojemu pokojowi słuchać naszych zaklęć, ponieważ na początku zabezpieczyła go,
by reagował tylko na jej modyfikacje. Gdy przewróciłyśmy oczami, ona tylko
wymamrotała coś o braku poszanowania dla zaawansowanej magii, po czym otworzyła
kolejnym zaklęciem ukrytą szafkę, w której zobaczyłyśmy jej torbę od Alberto.
Nie mówiąc nic więcej wyszła dając nam ciche przyzwolenie na zajęcie się jej
pokojem.
-No chodź,
Wiewiórko- zwróciła się do mnie ślizgonka ze zniecierpliwieniem patrząc na
zegarek.
-No już idę,
Mopsie- szybko dorównałam dziewczynie kroku i ruszyłyśmy w stronę biblioteki.
Po wejściu
do niej, skinęłam głową pani Pince, czego Księżniczka Slytherinu oczywiście nie
raczyła zrobić, bo to poniżej jej godności, i zaczęłyśmy szukać burzy brązowych
loków pomiędzy regałami.
-O! Nasza
kochana szlamcia- usłyszałyśmy przytłumiony głos gdzieś w dziale historii
magii.
-Greengrass-
Pansy warknęła pod nosem i przyspieszyła.
-O co
chodzi, Greengrass?- odezwała się chłodno Hermiona.
-O nic,
mądralo- powiedziała swoim irytującym wysokim głosem.- Ach, lubisz się kręcić
wokół znanych chłopców, prawda?
-Greengrass,
nie mam czasu na twoje gierki- warknęła gryfonka.- Daj mi w spokoju czytać,
dobra?
Minęłyśmy
kilka regałów, ale nie mogłyśmy ich znaleźć.
-No gdzie
one są?- mruknęła Czarna wyciągając różdżkę. Poszłam za jej przykładem i
wyciągnęłam swoją.
-Najpierw
Chłopiec-Który-Zwyciężył, jego wierny pies Weasley, po drodze słynny Wiktor
Krum, a teraz nasz kochany Dracuś- kontynuowała niewzruszona Astoria.
Głosy obu
dziewczyn były coraz głośniejsze, lecz nadal nie mogłyśmy ich zobaczyć.
Skręciłyśmy w dział transmutacji.
-Greengrass
daruj so…
-Tylko czy
nasz kochany Malfoy jest szczery?- wcięła się w słowa Hermiony, która od razu
zamilkła.- Nasza mądrala nie potrafi wykryć gierek Księcia Slytherinu? Myślisz,
że on ci pomaga, szanuje cię, kocha- prychnęła.- Oj jak bardzo się mylisz,
Granger.
Skręciłyśmy
w kolejną alejkę w stronę podręczników do eliksirów, gdzie je znalazłyśmy.
Miona siedziała przy oknie, patrząc chłodno na ślizgonkę, która była odwrócona
do nas tyłem.
-Greengrass,
daruj sobie- powiedziała z wyższością Pansy, a Astoria się automatycznie
odwróciła.- Zachowuj się jak na ślizgonkę przystało, a nie jak jakaś impulsywna
gryfonka- Astoria tylko spuściła wzrok, choć z prawie niewidoczną nienawiścią, którą
ledwie można było dostrzec w całej jej postawie i właśnie wtedy uświadomiłam
sobie jak wielką pozycję w Domu Węża zajmuje Pansy Parkinson. W poprzednich
latach również było widać szacunek w stosunku do niej, szczególnie w zachowaniu
innych ślizgonek, ale nie wiedziałam, że jest on aż tak wielki. Zanotowałam
sobie w pamięci, że muszę ją potem zapytać dlaczego tak jest.- Idź już stąd.
Odejmuje dziesięć punktów Slytherinowi za nękanie prefekt naczelnej.
Po tych
słowach Astoria odwróciła się na chwilę do Miony.
-Uważaj na
niego, szlamciu. Poza tym i tak jest mój- syknęła tylko na odchodne.
Kiedy
odwróciła się do nas i zauważyła podniesioną różdżkę swojej koleżanki z Domu oraz jej wzrok pełen
dezaprobaty od razu przyspieszyła kroku i zeszła nam z oczu.
-Co za
kretynka- pani prefekt ze Slytherinu przewróciła oczami i schowała swoją
różdżkę.
-Dzięki
Pansy, wreszcie mogę poczytać- Miona uśmiechnęła się i skierowała wzrok z
powrotem na książkę.
Ślizgonka
szybko do niej podeszła i zabrała opasły tom z rąk Hermiony.
-Ej!
-Wiem, że
eliksiry księżycowe są ciekawe, ale na razie sobie nie poczytasz, Granger-
powiedziała z okrutnym uśmieszkiem i posłała zaklęciem egzemplarz Eliksirów Księżycowych Tima Cuttina na
odpowiednią półkę.- Skoro tu jesteśmy…
-To oznacza,
że czas się szykować- wcięła się Hermiona ponurym głosem.- Tak, wiem.
Wstała
zrezygnowana i zaczęła zbierać książki. Coś mi tu nie pasowało. Nasz kochany
mól książkowy poddaje się bez walki?
-Miona,
wszystko w porządku?- zapytałam z troską.
-Tak, czemu
miałoby nie być? Po prostu wiem, że walka tu nie ma sensu. No i nie będziecie
marudzić, że mamy za mało czasu bo za długo siedziałam w bibliotece-
uśmiechnęła się do nas promiennie i wyminęła nas by skierować się do swojego przerobionego
dormitorium, jednak w jej ruchach dało się wyczuć jakiś niepokój. Postanowiłam,
że potem ją o to zapytam i ruszyłam za nią aby się uszykować na Bal.
No to
zaczynamy zabawę.
***
Pansy
-Teraz się
nie ruszaj i zamknij oczy- zwróciłam się do Granger, która siedziała znudzona
na krześle. A przynajmniej próbowała sprawiać wrażenie znudzonej, lecz bardzo
dobrze wiedziałam, że jest zaciekawiona. Każda osoba, która poznała Alberto,
wiedząc, że za chwilę włoży na siebie jego projekt, stworzony specjalnie dla
niej, była zaciekawiona. Wyjęłam różdżkę.- A ty bądź cicho- spojrzałam krótko
na Wiewiórkę i kiedy już wiedziałam, że na pewno będzie milczeć, odwróciłam się
z powrotem do Hermiony.
Otworzyłam
szkicownik Alberto na stronie z projektem Miony i zabrałam się do pracy.
Najpierw
zajęłam się malowaniem, z którym nie było wielu problemów i już po paru
minutach makijaż gryfonki był gotowy. Robiłam to wiele razy, a dzięki paru
przydatnym zaklęciom, którymi podzielił się ze mną Alberto mogłam to wykonać w
mgnieniu oka. Jednak gdy zajęłam się fryzurą musiałam użyć paru mocniejszych uroków,
aby ujarzmić włosy Hermiony, które za nic nie chciały się układać. Były dość
oporne i wszelka modelacja trwała dłużej niż zwykle, ale zaklęcia, których
nauczyłam się od Alberto były niezawodne. Podczas czarowania, widziałam kątem
oka szeroko otwartą buzię Ginny i gdybym nie miała ważniejszych rzeczy do
roboty, to zaczęłabym się z niej śmiać. Te czary były dość zaawansowane, a nie
miałam jeszcze na tyle podzielnej uwagi, żeby równocześnie ich używać i
rozmawiać z kimś, tak jak to umiał Mistrz. Po dwudziestu minutach wszystko było
gotowe.
-Teraz zajmę
się Wiewiórką, a ty ani mi się waż spojrzeć w lustro- spojrzałam na nią surowo.
Przewróciłam stronę szkicownika by zobaczyć projekt Rudej, który nie był bardzo
skomplikowany, a zaawansowane zaklęcia, które musiałam zastosować przy tej
kreacji miałam już opanowane do perfekcji.- Jeśli rozmowa odciągnie cię od
lustra to możesz gadać- mruknęłam z szyderczym uśmieszkiem i odwróciłam się do
drugiej gryfonki, która już zajęła miejsce.
-Dlaczego
zajmujesz tak wysokie miejsce w Slythernie?- zapytała Weasley’ówna.- Dzisiaj w
bibliotece było widać, że Greengrass cię nienawidzi, a jakoś łatwo się tobie
podporządkowała.
-To wynika z
paru czynników- rzuciłam pierwsze zaklęcie i zaczęłam pracować.- Po pierwsze
hierarchia. Wśród arystokracji czarodziejskiej Parkinsonowie od wieków byli
szanowanym rodem, bardzo związanym ze Slytherinem. Ślizgoni w większości nadal
się tego trzymają, pamiętaj, że to dzieci śmierciożerców, którzy zwracali uwagę
na rody czystej krwi i ich pozycję w świecie czarodziejów. Jesteśmy drugim
najbardziej szanowanym rodem. Przez długi czas oprócz Malfoyów, którzy są teraz
nad nami, Blackowie byli najwyżej w hierarchii- uśmiechnęłam się szyderczo.-
Jednak nie ma w tej chwili dziedzica Blacków, ponieważ wasz kochany przyjaciel
Syriusz nie zostawił potomka, a Potter może i odziedziczył dużą część majątku
Blacków, ale ród w ten sposób wyginął. Teraz w Slytherinie tylko Smok jest ode
mnie wyżej w hierarchii i wszyscy bardzo dobrze o tym wiedzą.
-Czyli z
tego tytułu wszyscy ślizgoni powinni się tobie podporządkowywać- podsumowała
Hermiona.
-Tak-
uśmiechnęłam się przebiegle kończąc makijaż GInny.- Drugi czynnik też wynika z
hierarchii, ale na innym poziomie. Moi kochani
rodzice- powiedziałam sarkastycznie- byli wysoko postawionymi śmierciożercami i
nikt nie odważył się ze mną zadzierać z tego powodu, bo bali się o siebie i
swoje rodziny. Jedna skarga do Czarnego Pana…
-Jednak Voldemorta
już nie ma- Ruda zmarszczyła brwi.
-Tak, ale
opinia została- mruknęłam tylko.- Do tego wszystkiego dochodziło moje
zachowanie, charakter i przewaga w wiedzy i magii. Dla dziewczyn też byłam
wzorem. Teraz sprzeciwianie się mi nadal nie jest dobrym pomysłem, ze względu
na pozycję i popularność w Slytherinie. Ktoś, kto podskakuje komuś wyższemu
hierarchią, jest idiotą. A i tak jest mało takich osób- westchnęłam ciężko.-
Astoria mogłaby zająć moje miejsce. Greengrassowie dorównują mojej rodzinie,
ale to ja z nią wygrałam. Wie po prostu, że mogłaby mieć to co ja, ale Astoria
jest zbyt słaba na autorytet.
Przez chwilę
zapadła cisza, w której obie gryfonki myślały nad tym co powiedziałam. Dzięki
temu, że nikt mnie nie rozpraszał, szybciej skończyłam pracę nad fryzurą Ginny.
-Gotowe.
Teraz ubieracie sukienki, tylko nie patrzcie jeszcze w lustro- machnęłam
różdżką, a na wszystkich lustrach, które znajdowały się w dormitorium pojawiły
się czarne płachty.- Radzę nie ruszać- uśmiechnęłam się paskudnie. Wprawdzie
nie rzuciłam na żadne z nich uroczych zaklęć których nauczyłam się od mojej
kochanej mamuśki, ale dziewczyny mogły myśleć inaczej.
-Tak, tak,
jasne- Hermiona przewróciła oczami i poszła w kierunku łazienki, za nią poszła
Weasley, a ja zostałam sama w pomieszczeniu.
Powiększyłam
malutkie lusterko z mojej torebki, aby dobrze siebie widzieć, wyjęłam
szkicownik z projektem dla mnie i zaczęłam czarować.
Nawiązując
do mojej sukni, Alberto wykorzystał motyw złotych roślin i czerwieni. Nałożyłam
makijaż, podkreślając wszystko co chciał uzyskać mój przyjaciel. Blada skóra
kontrastowała z czerwoną szminką i czarnymi włosami, które na razie były
związane w luźnego koka. Po nałożeniu cieni, podkreśleniu oczu i użyciu zaklęć
utrwalających złote rośliny, które co chwilę się przeplatały, znowu mogłam
podziwiać geniusz Mistrza.
Zanim
zdążyłam ułożyć włosy według projektu, z łazienki wyszła Miona z Rudą. Tak,
wszystko poszło zgodnie z planem. Alberto zawsze potrafił podkreślić każdą
zaletę osoby, dla której projektował. Obie promieniowały i wyglądały wspaniale.
-Wreszcie
przypominasz człowieka, Granger- uśmiechnęłam się szyderczo. Jednak to co
powiedziałam było szczerą prawdą. Ta dziewczyna ostatnio wyglądała jak inferius
i każdy by się ze mną zgodził. Brązowowłosa skwitowała to jedynie lekkim
uniesieniem warg.- Jeszcze tylko jedno zaklęcie- wstałam z krzesła i podeszłam
do niej.
To zaklęcie
wymyśliłam sama, ale na podstawie projektu Alberto. Pomyślałam o wyborze
Królowej Balu. Gdyby Granger została wybrana w momencie, w którym by dostała
koronę, zaklęcie miało się uaktywnić. Było ono dość ciekawe i efektowne, a
wszyscy, którzy by to zobaczyli, byliby zachwyceni.
Zaczęłam
kręcić dość skomplikowane wzory i mruczeć pod nosem, tak aby żadna z dziewczyn
mnie nie usłyszała, ponieważ chciałam zachować to zaklęcie w tajemnicy.
Hermiona rzucała mi ponure spojrzenia, ponieważ wiedziała, że nie pokażę jej
potem tego zaklęcia, a Panna-Wiem-To-Wszystko nie mogła tego znieść.
Kiedy
skończyłam i zrobiłam to samo z Ginny, skierowałam się do łazienki żeby założyć
sukienkę.
-Bal jest za
godzinę- powiedziałam na odchodne.- Możecie iść już do swoich partnerów jak
chcecie, ja tu jeszcze chwilkę zostanę. Aha, proszę bardzo- machnęłam różdżką.
Przed dziewczynami pojawiło się duże lustro obejmujące obie dziewczyny. Spojrzałam na ich twarze po czym wybuchłam śmiechem.
Przed dziewczynami pojawiło się duże lustro obejmujące obie dziewczyny. Spojrzałam na ich twarze po czym wybuchłam śmiechem.
-Gdybyście
mogły zobaczyć swoje miny…
Obie
gryfonki miały szeroko otwarte oczy ze zdumienia. Żadna z nich nie mogła
uwierzyć w to, że osoby w lustrze to one same. Śmiałam się w najlepsze dopóki
nie rozbolał nie brzuch.
-Czarna-
odezwała się Weasley’ówna.- Ty i Alberto jesteście geniuszami.
-Wiem-
odpowiedziałam z szerokim uśmiechem. Cieszyłam się z takiego komplementu. W
przyszłości chciałam poprosić Alberta o nauki i także zostać Mistrzynią
Krawiectwa. Zamknęłam za sobą drzwi łazienki żeby wyszykować się do końca.
Kiedy już się ubrałam, nałożyłam resztę zaklęć i spojrzałam w lustro, byłam pewna, że zachwycę wszystkich na Balu.
Kiedy już się ubrałam, nałożyłam resztę zaklęć i spojrzałam w lustro, byłam pewna, że zachwycę wszystkich na Balu.
Dziękuję, Alberto- pomyślałam i wyszłam z dormitorium
pani prefekt naczelnej.
***
Luna
-Wspaniale
wyglądasz- powiedział Neville.
-Dziękuję-
uśmiechnęłam się promiennie i rozejrzałam wokół siebie.
Za parę minut miał się zacząć Bal Bożonarodzeniowy. Spotkałam się z Nevillem przed wejściem do Wielkiej Sali, w której już kłębiło się wielu śmiesznych czarodziejów z Ministerstwa Magii. Rozmawiali ze sobą, nieświadomi ilości nargli wokół nich. Martwiłam się trochę o to, ponieważ nargle potrafią nam nieźle pomieszać w głowach, ale po chwili przestałam się tym przejmować i rozglądałam się po przybyłych gościach.
Za parę minut miał się zacząć Bal Bożonarodzeniowy. Spotkałam się z Nevillem przed wejściem do Wielkiej Sali, w której już kłębiło się wielu śmiesznych czarodziejów z Ministerstwa Magii. Rozmawiali ze sobą, nieświadomi ilości nargli wokół nich. Martwiłam się trochę o to, ponieważ nargle potrafią nam nieźle pomieszać w głowach, ale po chwili przestałam się tym przejmować i rozglądałam się po przybyłych gościach.
Oprócz wielu
szych Ministerstwa, pojawiło się wielu znanych i wybitnych czarodziei oraz
bohaterowie wojenni, których w większości znałam. Pojawili się między innymi
Weasley’owie. Zobaczyłam George’a z Angeliną Johnson, dzięki której uśmiechał
się promiennie i rzucał żartami wokoło, tak jak za dawnych czasów. Może dzięki
niej w końcu się pozbiera po śmierci Freda? Obok nich stał Charlie rozmawiający
z jakąś niską czarownicą w fioletowej tiarze. Za nimi Kingsley witał się z
tęgim czarodziejem w czerwonej szacie. O ile się nie myliłam, był to Eric
Wheelshire, światowej sławy czarodziej, który był mistrzem pojedynków. Gdy
Kingsley skończył z nim rozmawiać i mnie zobaczył, uśmiechnął się na powitanie,
po czym zajął innymi gośćmi.
-Nadal nie
mogę się przyzwyczaić, że są razem- powiedział Neville patrzący w jakiś punkt
za mną.
Odwróciłam
się i zobaczyłam Hermionę schodzącą z Draconem. Mieli na sobie wspaniałe
stroje, ale to Hermiona zachwycała wszystkich dookoła swoją obłędną suknią.
Zeszli po schodach i poszli przywitać się z Kingsley’em, jak na prefektów
naczelnych przystało.
-To było do
przewidzenia- powiedziałam do gryfona.- Wokół nich, aż kłębiło się od
gnębiwtrysków. Nawet raz mówiłam o tym Draconowi, ale nie dał mi wtedy
dokończyć i zmienił temat.*
-Cześć!
Odwróciłam
się i zobaczyłam Ginny w wspaniałej sukni, na której wirowały płatki śniegu.
Ich widok był hipnotyzujący, ale wreszcie oderwałam od nich wzrok i spojrzałam
na uśmiechniętą gryfonkę.
Obok niej
stał Blaise Zabini z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. Niezbyt mnie lubił w
ciągu tych wszystkich lat. To on nadał mi przezwisko Pomyluna. Było to na
jednej z przerw w pierwszej klasie. Przechodziłam przez dziedziniec i
usłyszałam jak opowiada Malfoyowi o pewnym incydencie, który wydarzył się w
jego ogrodzie podczas wakacji. Podobno coś zniszczyło wiele roślin z jego
ogródka i zostawiło po sobie zieloną maź, co bardzo rozłościło jego mamę. Od
razu domyśliłam się, że to sprawka chrapaka krętorogiego. Powiedziałam mu o tym
i zaczęłam doradzać jak bronić swój ogródek przed chrapakami, lecz nie dał mi
skończyć, zaczął się ze mnie śmiać i nazwał mnie Pomyluną. To on w czwartej
klasie pochował moje rzeczy z pomocą swoich kolegów ze Slytherinu, ale niezbyt
się tym przejęłam. Udało mi się odnaleźć wszystkie rzeczy, a wiedziałam, że
zemsta nie prowadzi do niczego dobrego, więc odpuściłam mu.
-Cześć-
uśmiechnęłam się do nich lekko.
Porozmawiałyśmy
chwilę z Ginny i nawet Blaise co jakiś czas się odezwał i komentował naszą
rozmowę, co było bardzo zabawne. Okazało się, że tego ślizgona nawet można
polubić.
-Prosimy o
uwagę!- usłyszałam głos Hermiony zza pleców, więc odwróciłam się w jej
kierunku.- Szanowni goście, drodzy nauczyciele, kochani uczniowie…
-Jako
prefekci naczelni chcielibyśmy bardzo serdecznie wszystkich powitać na Balu
Bożonarodzeniowym!- kontynuował Malfoy.
Wokół niego
i Miony było mnóstwo gnębiwtrysków, choć było widać, że gryfonka jest lekko
spięta. Nie wiedziałam co mogło być przyczyną jej nastroju. Może coś odkryła w
związku z Pierwotnym Pierścieniem? Nie powinna się tym teraz zamartwiać,
szczególnie tego wieczoru. Oczywiście nikt nie dostrzegał tego co ja, Hermiona
była naprawdę świetną aktorką. W jej oczach błyszczały wesołe iskierki, jednak
magicznych stworzeń nie da się oszukać.
-Życzymy
wszystkim miłej zabawy!- wykrzyknęli równocześnie, a ja zorientowałam się, że
nie przysłuchałam się temu przemówieniu, jednak tak jak reszta gości, zaczęłam
klaskać z szerokim uśmiechem. Najwyżej zapytam potem Mionę czy coś ważnego mnie
ominęło.
Wszyscy
wokół zaczęli dobierać się w pary i poczułam jak Neville chwycił mnie za rękę.
-No to
zaczynamy- szepnął, uśmiechnął się do mnie ciepło i ustawiliśmy się do walca
otwierającego Bal.
---------------------
*sytuacja po ataku Hermiony. Nie pamiętam, w którym rozdziale a teraz nie chcę tego sprawdzać.
Jeśli chodzi o mój styl pisania- pisałam to od stycznia do lipca 2015 i teraz... więc możliwe, że będą rozbieżności.
Mam nadzieję, że jakoś nie pomieszałam wątków... Jestem po tylu fanfiction... (Sevmione <3 - jak ktoś hejtuje nie czytając nic niech się zabierze najpierw za jakiś ff np Bez cukru :3). Nawet nie wiecie jak się cieszę, że to wstawiam! 28 jest już praktycznie napisany, jednak zanim go opublikuję, chcę przeczytać jeszcze raz bloga, odświeżyć wątki i zabrać się za 29.
Chcę wierzyć, że już nie będzie tak masakrycznych przestojów. Fajnie by było skończyć tę historię do końca wakacji ;) Ale wszystko jeszcze przed nami.
Przepraszam za wszelkie błędy- nie mam bety, próbowałam poprawić, ale wiecie jak to bywa ze swoim własnym tekstem ;P Jak będzie coś rażącego to zwróćcie mi na to uwagę.
Zachęcam do komentowania (jeśli ktoś tu jeszcze rzeczywiście został).
Serdecznie pozdrawiam,
Miona :*
PS: Nadal mnie zadziwia jak możecie czytać to coś xD
Pierwszy ;)
OdpowiedzUsuńRozdział po mimo tak długiej przerwy genialny. Przyjemny w czytaniu. W paru momentach się pogubiłem, ale dało się przeżyć :)
Yoshito