środa, 2 sierpnia 2017

Rozdział 27

Tak... dawno mnie tu nie było. Nawet nie napisałam posta w trzecia rocznicę... No ale cóż, było minęło. Nie łudzę się, że ktoś jeszcze tutaj pozostał. Jednak chcę dotrzymać mojej dawnej obietnicy.
Ostatnio wróciła do mnie wena. Zmotywował mnie do tego komentarz miłej anonimki/anonima. Po prostu coś mnie tknęło, zajrzałam na bloga a tu- komentarz, wow i to z całkiem nie dawna. Także dziękuję Ci bardzo :*
Oczywiście moje życie to nadal chory thriller, jednak jak na razie wszystko ogarniam. Są wakacje, mam dużo czasu na pisanie. Choć trochę przeraża mnie perspektywa matury w tym roku szkolnym... tak, jestem już taka stara ;)

zaczęłam pisać wczoraj w nocy, najpierw miniaturka, którą miałam zamiar wstawić, ale nie dokończyłam jej. Poza tym stwierdziłam, że jest bardzo na czasie z Nową miłością i mogłoby się pomieszać. Także jest oparta na faktach (historia sprzed roku), tak jak Magiczne ferie. Tytuł tej miniaturki brzmi "Bal Sylwestrowy". Zobaczymy kiedy to wstawię ;)
Koniec gadania, wstawiam świeżutki rozdział.




***
Hermiona
-I co? Znalazłaś coś?- spytał Draco po tym jak sprawdził klasę Zaklęć.
Byliśmy na patrolu, naszym ostatnim przed świętami. Byłam cała spięta, jak zawsze gdy sprawdzaliśmy zamek, przez zdarzenia z początku roku. Za każdym razem kiedy przemierzałam nocą korytarze Hogwartu przypominał mi się incydent z Luną, jej krzyk, łzy… W dodatku zawsze wtedy stawały mi przed oczami bliskie mi osoby z mojego snu dotknięte Czarną Klątwą. Jakikolwiek szelest, skrzypnięcie podłogi czy odgłos, który wydał któryś z portretów, sprawiał, że wzdrygałam się nieznacznie i co chwilę chciałam zwrócić w danym kierunku różdżkę. Jedynym co mnie powstrzymywało, była obecność Draco. Nie chciałam wyjść na tchórza, pewnie znowu zacząłby szydzić z gryfonów, albo coś w tym guście. I oczywiście chciałam pokazać, że jestem silna. Za każdym razem kiedy chciałam się odwrócić, karciłam się w myślach za swoją głupotę.
-Byłam u Pasithei po zakupach z dziewczynami- zaczęłam opowiadać, udając, że wszystko jest w porządku.- Udało jej się znaleźć jakieś stare akta i pamiętniki. Miałam się wziąć za ich czytanie, ale było już późno i musiałam wracać, bo miałam jeszcze do napisania raport z poprzedniego patrolu. Prawdopodobnie zajrzę do nich po świętach- westchnęłam.- Chcę trochę odpocząć. Mam nadzieję, że Poszukiwacze niedługo zostaną złapani, wpadnę na jakiś trop… W końcu muszą popełnić jakiś…
W tym momencie za nami rozległ się jakiś głośny wrzask. Niewiele myśląc odwróciłam się i wycelowałam różdżką w tamtym kierunku.
-Przestań już tak świecić- odezwała się jakaś kobieta z obrazu.- Przepraszam, miałam koszmar, dlatego krzyknęłam. A teraz weź tę różdżkę ode mnie! Chcę spać!
Odwróciłam się z powrotem do ślizgona, który stał tuż za mną. Przyglądał mi się ze zmartwionym wyrazem twarzy, który dostrzegałam ostatnio coraz częściej.
-Hej- powiedział ciepło.- Wszystko w porządku?
W tym momencie nie mogłam zrobić nic innego jak tylko podejść i się do niego przytulić. Tylko w jego ramionach mogłam poczuć się bezpiecznie i przez chwilę zapomnieć o całym otaczającym mnie świecie.
-Cała drżysz- szepnął i dopiero wtedy zdałam sobie sprawę z tego jak bardzo się trzęsłam. Tego było już za wiele.
-Muszę wziąć się w garść- oderwałam się od niego i poprawiłam rozczochrane włosy.- Chodźmy dokończyć ten patrol.
Szliśmy dalej korytarzem w ciszy. Byłam zła na siebie, że okazałam słabość i że byłam tak głupia. Przecież nie powinnam się w ten sposób zachowywać. Przez wszystkie lata, od pierwszej chwili, w której pojawiłam się w Hogwarcie, musiałam zachowywać spokój i rozum za całe Złote Trio, jak to nas niektórzy nazywali. Oczywiście musiałam zachować ostrożność, ale logicznie rzecz ujmując, były małe szanse, że Poszukiwacze mnie zaatakują. Polowali tylko na osoby wywodzące się od Założycieli, a moi rodzice nigdy nie mieli żadnego powiązania z żadnymi czarodziejami, oczywiście aż do momentu, gdy dostałam list z Hogwartu. Na Draco też by nie zrobili zamachu, ponieważ, mimo że wywodził się z rodu czystej krwi, to mógłby mieć tylko powiązania z Salazarem Slytherinem. Oczywiście ostatnim dziedzicem Slytherina był Tom Riddle, więc nie było o co się martwić.
-Na pewno wszystko w porządku?- chłopak w końcu przerwał ciszę, a ja zajrzałam do kolejnego składziku na miotły, w którym siedziały dwie szare myszki dzielące się jakimś serem.
-Tak, teraz już wszystko w porządku- zamknęłam drzwi po czym odwróciłam się do niego z uśmiechem.- Po prostu im dłużej Poszukiwacze nic nie robią, tym bardziej staję się nerwowa.
-Spokojnie- chwycił mnie za rękę aby mnie pocieszyć.- Na razie nie zaatakują- przez jego twarz przemknął jakiś cień.
-A skąd o tym możesz wiedzieć?- zmarszczyłam brwi w zastanowieniu. Powiedział to w taki sposób, jakby był w stu procentach pewien.
-Po prostu mam taką nadzieję- odpowiedział i poszedł dalej. Coś w wyrazie jego twarzy mi się nie zgadzało. Powiedział to tak jakby… ukrywał coś przede mną?
-Draco- odezwałam się stanowczo.- Poczekaj i spójrz na mnie- chłopak się odwrócił.- Czy Ty coś wiesz?
Od razu zobaczyłam zmianę na jego twarzy. Założył, tak dobrze mi znaną ze starych lat, maskę obojętności.
Zezłościłam się. W mojej obecności nie zakładał już swojej słynnej maski, nie ukrywał przede mną swoich uczuć, a ponowne ujrzenie jej było strasznie bolesne, ponieważ świadczyło to o tym, że mi nie ufał. Jeżeli wiedział coś na ten temat i nie chciał mi powiedzieć… Przecież to mogło pomóc w schwytaniu sprawcy i zakończeniu tego całego koszmaru!
Cisza wydłużała się z każdą minutą. Nic nie mówił, a ja tylko wpatrywałam się w jego twarz, oczekując na jakąkolwiek chwilę słabości. Atmosfera była ciężka i każda osoba, która by się znalazła w pobliżu, od razu by wyczuła napięcie pomiędzy nami.
-Myślałam, że mówimy sobie wszystko- szepnęłam.- Myślałam, że mi pomagasz.
Po tych słowach odwróciłam się na pięcie i w szybkim tempie skierowałam się w stronę schodów.
-Hej!- zawołał za mną blondyn.- Miona, poczekaj!
Poczułam jak pociągnął mnie za rękę i odwrócił ku sobie. Na jego twarzy zobaczyłam zmartwienie i… strach.
Zanim jednak zdążył cokolwiek powiedzieć, obok nas pojawił się srebrny hipogryf.
-Dziękuję wam za dzisiejszy patrol- odezwał się głosem profesor Goldenwand.- Możecie już się kłaść- po tych słowach patronus rozpłynął się w powietrzu.
Nie czekając ani chwili dłużej wyrwałam rękę z jego uścisku i skierowałam się od razu na piąte piętro, aby jak najszybciej wrócić do swojego dormitorium. Słyszałam za sobą nawoływania Malfoya, ale nie obchodziło mnie to. Byłam okropnie zła.
-Wywar Żywej Śmierci- warknęłam do Shizuke zaskoczonej moim zachowaniem i weszłam do środka.
Już miałam wchodzić do swojego dormitorium, gdy poczułam rękę Draco na swoim nadgarstku.
-Czy możesz mnie puścić?- spytałam przez zaciśnięte zęby.
-Dopiero kiedy mnie wysłuchasz- powiedział spokojnie, choć widziałam w jego oczach iskierki irytacji. Nie odzywałam się dając mu ciche przyzwolenie na wyjaśnienie sytuacji. Zachowując się jak jakaś rozkapryszona nastolatka, niczego nie osiągnę.
-Dobrze- westchnął i spojrzał mi głęboko w oczy.- Ciągle próbuję się orientować wśród ślizgonów czy coś wiedzą, słyszeli i tak dalej. Jestem na dobrym tropie, mam źródło informacji, dzięki któremu wiem, że na razie poszukiwacze nie zaatakują. Na razie szukają i czekają. Wszystkie informacje zdobywam pod przykrywką. Po wojnie ślizgoni mniej mi ufają- westchnął i uśmiechnął się do mnie.- Nie mówiłem ci tego i doskonale wiesz czemu, nie bez powodu nazywają cię najmądrzejszą czarownicą od czasów Roweny Ravenclaw. Musiałem zachowywać pozory i nadal to muszę robić- szepnął i dotknął mojego policzka.- Dlatego muszę cię prosić żebyś zachowywała się tak jakbyś tego nie wiedziała- zamilkł na chwilę przypatrując się czy go zrozumiałam.- I mam do ciebie prośbę- przytulił mnie mocno.- Ufaj mi, czegokolwiek nie usłyszysz, pamiętaj, że to niekoniecznie prawda- szepnął mi do ucha.- Przepraszam, że ci nie powiedziałem, ale sama rozumiesz…
-Moje reakcje były bardziej naturalne kiedy nie wiedziałam- wymamrotałam jeszcze trochę zezłoszczona.- Ale mogłeś mi powiedzieć, nie jestem złą aktorką, uwierz mi.
-Ja już to wiem- roześmiał się cicho.- Grą dorównujesz niejednemu ślizgonowi. Może jednak powinnaś wylądować w Slytherinie.
-Na pewno- odpowiedziałam ironicznie.- Salazar byłby dumny ze swojej sprytnej i mądrej szlamy- zaznaczyłam ostatnie słowo i się roześmiałam na widok jego zezłoszczonej miny.
-Nie mów tak- powiedział ostro Draco, tak jak zawsze kiedy nazywałam sama siebie szlamą.
-Ile razy mam ci powtarzać, że nie wstydzę się tego, że jestem szlamą?- spytałam po czym ziewnęłam krótko.
-Powinnaś iść już spać, jest późno, a jutro Bal- powiedział z troską.
-Taa, jak ja kocham przemówienia- przewróciłam oczami z rozbawieniem.
Draco jednak już tego nie skomentował, tylko się uśmiechnął ciepło.
-Dobranoc, Hermiono- podszedł do mnie i czule pocałował.
-Dobranoc, Draco- powiedziałam cicho. Weszłam do swojego dormitorium i niewiele myśląc padłam na łóżko by oddać się w ramiona Morfeusza.
***
Ginny
-Dobra, to chodźmy już po Mionę- powiedziałam Parkinson wkładając różdżkę do kieszeni.
-Tak, będziemy potrzebowały trochę czasu- mruknęła spoglądając na zegarek.- Pamiętajmy, że musimy jeszcze wyrwać tego mola książkowego z jego środowiska naturalnego- przewróciła oczami i ruszyła do wyjścia z dormitorium pani prefekt naczelnej.
Poszłam w jej kierunku, lecz jeszcze w progu się obróciłam aby spojrzeć na efekty naszej pracy.
Dzisiaj rano przyszłyśmy z Czarną do dormitorium Hermiony. Musiałyśmy przygotować jakieś miejsce, w którym przyszykujemy się do Balu Bożonarodzeniowego. Miona od razu oświadczyła, że nie będzie w tym uczestniczyć i musi iść do biblioteki. Zebrała książki, które chciała zabrać ze sobą i powiększyła zaklęciem pomieszczenie jakimś skomplikowanym zaklęciem transmutującym. Potem skierowała różdżkę na drzwi i wymamrotała jakąś długą inkantację. Wyjaśniła nam, że „przyzwoliła” swojemu pokojowi słuchać naszych zaklęć, ponieważ na początku zabezpieczyła go, by reagował tylko na jej modyfikacje. Gdy przewróciłyśmy oczami, ona tylko wymamrotała coś o braku poszanowania dla zaawansowanej magii, po czym otworzyła kolejnym zaklęciem ukrytą szafkę, w której zobaczyłyśmy jej torbę od Alberto. Nie mówiąc nic więcej wyszła dając nam ciche przyzwolenie na zajęcie się jej pokojem.
-No chodź, Wiewiórko- zwróciła się do mnie ślizgonka ze zniecierpliwieniem patrząc na zegarek.
-No już idę, Mopsie- szybko dorównałam dziewczynie kroku i ruszyłyśmy w stronę biblioteki.
Po wejściu do niej, skinęłam głową pani Pince, czego Księżniczka Slytherinu oczywiście nie raczyła zrobić, bo to poniżej jej godności, i zaczęłyśmy szukać burzy brązowych loków pomiędzy regałami.
-O! Nasza kochana szlamcia- usłyszałyśmy przytłumiony głos gdzieś w dziale historii magii.
-Greengrass- Pansy warknęła pod nosem i przyspieszyła.
-O co chodzi, Greengrass?- odezwała się chłodno Hermiona.
-O nic, mądralo- powiedziała swoim irytującym wysokim głosem.- Ach, lubisz się kręcić wokół znanych chłopców, prawda?
-Greengrass, nie mam czasu na twoje gierki- warknęła gryfonka.- Daj mi w spokoju czytać, dobra?
Minęłyśmy kilka regałów, ale nie mogłyśmy ich znaleźć.
-No gdzie one są?- mruknęła Czarna wyciągając różdżkę. Poszłam za jej przykładem i wyciągnęłam swoją.
-Najpierw Chłopiec-Który-Zwyciężył, jego wierny pies Weasley, po drodze słynny Wiktor Krum, a teraz nasz kochany Dracuś- kontynuowała niewzruszona Astoria.
Głosy obu dziewczyn były coraz głośniejsze, lecz nadal nie mogłyśmy ich zobaczyć. Skręciłyśmy w dział transmutacji.
-Greengrass daruj so…
-Tylko czy nasz kochany Malfoy jest szczery?- wcięła się w słowa Hermiony, która od razu zamilkła.- Nasza mądrala nie potrafi wykryć gierek Księcia Slytherinu? Myślisz, że on ci pomaga, szanuje cię, kocha- prychnęła.- Oj jak bardzo się mylisz, Granger.
Skręciłyśmy w kolejną alejkę w stronę podręczników do eliksirów, gdzie je znalazłyśmy. Miona siedziała przy oknie, patrząc chłodno na ślizgonkę, która była odwrócona do nas tyłem.
-Greengrass, daruj sobie- powiedziała z wyższością Pansy, a Astoria się automatycznie odwróciła.- Zachowuj się jak na ślizgonkę przystało, a nie jak jakaś impulsywna gryfonka- Astoria tylko spuściła wzrok, choć z prawie niewidoczną nienawiścią, którą ledwie można było dostrzec w całej jej postawie i właśnie wtedy uświadomiłam sobie jak wielką pozycję w Domu Węża zajmuje Pansy Parkinson. W poprzednich latach również było widać szacunek w stosunku do niej, szczególnie w zachowaniu innych ślizgonek, ale nie wiedziałam, że jest on aż tak wielki. Zanotowałam sobie w pamięci, że muszę ją potem zapytać dlaczego tak jest.- Idź już stąd. Odejmuje dziesięć punktów Slytherinowi za nękanie prefekt naczelnej.
Po tych słowach Astoria odwróciła się na chwilę do Miony.
-Uważaj na niego, szlamciu. Poza tym i tak jest mój- syknęła tylko na odchodne.
Kiedy odwróciła się do nas i zauważyła podniesioną różdżkę swojej  koleżanki z Domu oraz jej wzrok pełen dezaprobaty od razu przyspieszyła kroku i zeszła nam z oczu.
-Co za kretynka- pani prefekt ze Slytherinu przewróciła oczami i schowała swoją różdżkę.
-Dzięki Pansy, wreszcie mogę poczytać- Miona uśmiechnęła się i skierowała wzrok z powrotem na książkę.
Ślizgonka szybko do niej podeszła i zabrała opasły tom z rąk Hermiony.
-Ej!
-Wiem, że eliksiry księżycowe są ciekawe, ale na razie sobie nie poczytasz, Granger- powiedziała z okrutnym uśmieszkiem i posłała zaklęciem egzemplarz Eliksirów Księżycowych Tima Cuttina na odpowiednią półkę.- Skoro tu jesteśmy…
-To oznacza, że czas się szykować- wcięła się Hermiona ponurym głosem.- Tak, wiem.
Wstała zrezygnowana i zaczęła zbierać książki. Coś mi tu nie pasowało. Nasz kochany mól książkowy poddaje się bez walki?
-Miona, wszystko w porządku?- zapytałam z troską.
-Tak, czemu miałoby nie być? Po prostu wiem, że walka tu nie ma sensu. No i nie będziecie marudzić, że mamy za mało czasu bo za długo siedziałam w bibliotece- uśmiechnęła się do nas promiennie i wyminęła nas by skierować się do swojego przerobionego dormitorium, jednak w jej ruchach dało się wyczuć jakiś niepokój. Postanowiłam, że potem ją o to zapytam i ruszyłam za nią aby się uszykować na Bal.
No to zaczynamy zabawę.
***
Pansy
-Teraz się nie ruszaj i zamknij oczy- zwróciłam się do Granger, która siedziała znudzona na krześle. A przynajmniej próbowała sprawiać wrażenie znudzonej, lecz bardzo dobrze wiedziałam, że jest zaciekawiona. Każda osoba, która poznała Alberto, wiedząc, że za chwilę włoży na siebie jego projekt, stworzony specjalnie dla niej, była zaciekawiona. Wyjęłam różdżkę.- A ty bądź cicho- spojrzałam krótko na Wiewiórkę i kiedy już wiedziałam, że na pewno będzie milczeć, odwróciłam się z powrotem do Hermiony.
Otworzyłam szkicownik Alberto na stronie z projektem Miony i zabrałam się do pracy.
Najpierw zajęłam się malowaniem, z którym nie było wielu problemów i już po paru minutach makijaż gryfonki był gotowy. Robiłam to wiele razy, a dzięki paru przydatnym zaklęciom, którymi podzielił się ze mną Alberto mogłam to wykonać w mgnieniu oka. Jednak gdy zajęłam się fryzurą musiałam użyć paru mocniejszych uroków, aby ujarzmić włosy Hermiony, które za nic nie chciały się układać. Były dość oporne i wszelka modelacja trwała dłużej niż zwykle, ale zaklęcia, których nauczyłam się od Alberto były niezawodne. Podczas czarowania, widziałam kątem oka szeroko otwartą buzię Ginny i gdybym nie miała ważniejszych rzeczy do roboty, to zaczęłabym się z niej śmiać. Te czary były dość zaawansowane, a nie miałam jeszcze na tyle podzielnej uwagi, żeby równocześnie ich używać i rozmawiać z kimś, tak jak to umiał Mistrz. Po dwudziestu minutach wszystko było gotowe.
-Teraz zajmę się Wiewiórką, a ty ani mi się waż spojrzeć w lustro- spojrzałam na nią surowo. Przewróciłam stronę szkicownika by zobaczyć projekt Rudej, który nie był bardzo skomplikowany, a zaawansowane zaklęcia, które musiałam zastosować przy tej kreacji miałam już opanowane do perfekcji.- Jeśli rozmowa odciągnie cię od lustra to możesz gadać- mruknęłam z szyderczym uśmieszkiem i odwróciłam się do drugiej gryfonki, która już zajęła miejsce.
-Dlaczego zajmujesz tak wysokie miejsce w Slythernie?- zapytała Weasley’ówna.- Dzisiaj w bibliotece było widać, że Greengrass cię nienawidzi, a jakoś łatwo się tobie podporządkowała.
-To wynika z paru czynników- rzuciłam pierwsze zaklęcie i zaczęłam pracować.- Po pierwsze hierarchia. Wśród arystokracji czarodziejskiej Parkinsonowie od wieków byli szanowanym rodem, bardzo związanym ze Slytherinem. Ślizgoni w większości nadal się tego trzymają, pamiętaj, że to dzieci śmierciożerców, którzy zwracali uwagę na rody czystej krwi i ich pozycję w świecie czarodziejów. Jesteśmy drugim najbardziej szanowanym rodem. Przez długi czas oprócz Malfoyów, którzy są teraz nad nami, Blackowie byli najwyżej w hierarchii- uśmiechnęłam się szyderczo.- Jednak nie ma w tej chwili dziedzica Blacków, ponieważ wasz kochany przyjaciel Syriusz nie zostawił potomka, a Potter może i odziedziczył dużą część majątku Blacków, ale ród w ten sposób wyginął. Teraz w Slytherinie tylko Smok jest ode mnie wyżej w hierarchii i wszyscy bardzo dobrze o tym wiedzą.
-Czyli z tego tytułu wszyscy ślizgoni powinni się tobie podporządkowywać- podsumowała Hermiona.
-Tak- uśmiechnęłam się przebiegle kończąc makijaż GInny.- Drugi czynnik też wynika z hierarchii, ale na innym poziomie. Moi kochani rodzice- powiedziałam sarkastycznie- byli wysoko postawionymi śmierciożercami i nikt nie odważył się ze mną zadzierać z tego powodu, bo bali się o siebie i swoje rodziny. Jedna skarga do Czarnego Pana…
-Jednak Voldemorta już nie ma- Ruda zmarszczyła brwi.
-Tak, ale opinia została- mruknęłam tylko.- Do tego wszystkiego dochodziło moje zachowanie, charakter i przewaga w wiedzy i magii. Dla dziewczyn też byłam wzorem. Teraz sprzeciwianie się mi nadal nie jest dobrym pomysłem, ze względu na pozycję i popularność w Slytherinie. Ktoś, kto podskakuje komuś wyższemu hierarchią, jest idiotą. A i tak jest mało takich osób- westchnęłam ciężko.- Astoria mogłaby zająć moje miejsce. Greengrassowie dorównują mojej rodzinie, ale to ja z nią wygrałam. Wie po prostu, że mogłaby mieć to co ja, ale Astoria jest zbyt słaba na autorytet.
Przez chwilę zapadła cisza, w której obie gryfonki myślały nad tym co powiedziałam. Dzięki temu, że nikt mnie nie rozpraszał, szybciej skończyłam pracę nad fryzurą Ginny.
-Gotowe. Teraz ubieracie sukienki, tylko nie patrzcie jeszcze w lustro- machnęłam różdżką, a na wszystkich lustrach, które znajdowały się w dormitorium pojawiły się czarne płachty.- Radzę nie ruszać- uśmiechnęłam się paskudnie. Wprawdzie nie rzuciłam na żadne z nich uroczych zaklęć których nauczyłam się od mojej kochanej mamuśki, ale dziewczyny mogły myśleć inaczej.
-Tak, tak, jasne- Hermiona przewróciła oczami i poszła w kierunku łazienki, za nią poszła Weasley, a ja zostałam sama w pomieszczeniu.
Powiększyłam malutkie lusterko z mojej torebki, aby dobrze siebie widzieć, wyjęłam szkicownik z projektem dla mnie i zaczęłam czarować.
Nawiązując do mojej sukni, Alberto wykorzystał motyw złotych roślin i czerwieni. Nałożyłam makijaż, podkreślając wszystko co chciał uzyskać mój przyjaciel. Blada skóra kontrastowała z czerwoną szminką i czarnymi włosami, które na razie były związane w luźnego koka. Po nałożeniu cieni, podkreśleniu oczu i użyciu zaklęć utrwalających złote rośliny, które co chwilę się przeplatały, znowu mogłam podziwiać geniusz Mistrza.
Zanim zdążyłam ułożyć włosy według projektu, z łazienki wyszła Miona z Rudą. Tak, wszystko poszło zgodnie z planem. Alberto zawsze potrafił podkreślić każdą zaletę osoby, dla której projektował. Obie promieniowały i wyglądały wspaniale.
-Wreszcie przypominasz człowieka, Granger- uśmiechnęłam się szyderczo. Jednak to co powiedziałam było szczerą prawdą. Ta dziewczyna ostatnio wyglądała jak inferius i każdy by się ze mną zgodził. Brązowowłosa skwitowała to jedynie lekkim uniesieniem warg.- Jeszcze tylko jedno zaklęcie- wstałam z krzesła i podeszłam do niej.
To zaklęcie wymyśliłam sama, ale na podstawie projektu Alberto. Pomyślałam o wyborze Królowej Balu. Gdyby Granger została wybrana w momencie, w którym by dostała koronę, zaklęcie miało się uaktywnić. Było ono dość ciekawe i efektowne, a wszyscy, którzy by to zobaczyli, byliby zachwyceni.
Zaczęłam kręcić dość skomplikowane wzory i mruczeć pod nosem, tak aby żadna z dziewczyn mnie nie usłyszała, ponieważ chciałam zachować to zaklęcie w tajemnicy. Hermiona rzucała mi ponure spojrzenia, ponieważ wiedziała, że nie pokażę jej potem tego zaklęcia, a Panna-Wiem-To-Wszystko nie mogła tego znieść.
Kiedy skończyłam i zrobiłam to samo z Ginny, skierowałam się do łazienki żeby założyć sukienkę.
-Bal jest za godzinę- powiedziałam na odchodne.- Możecie iść już do swoich partnerów jak chcecie, ja tu jeszcze chwilkę zostanę. Aha, proszę bardzo- machnęłam różdżką.
Przed dziewczynami pojawiło się duże lustro obejmujące obie dziewczyny. Spojrzałam na ich twarze po czym wybuchłam śmiechem.
-Gdybyście mogły zobaczyć swoje miny…
Obie gryfonki miały szeroko otwarte oczy ze zdumienia. Żadna z nich nie mogła uwierzyć w to, że osoby w lustrze to one same. Śmiałam się w najlepsze dopóki nie rozbolał nie brzuch.
-Czarna- odezwała się Weasley’ówna.- Ty i Alberto jesteście geniuszami.
-Wiem- odpowiedziałam z szerokim uśmiechem. Cieszyłam się z takiego komplementu. W przyszłości chciałam poprosić Alberta o nauki i także zostać Mistrzynią Krawiectwa. Zamknęłam za sobą drzwi łazienki żeby wyszykować się do końca.
Kiedy już się ubrałam, nałożyłam resztę zaklęć i spojrzałam w lustro, byłam pewna, że zachwycę wszystkich na Balu.
Dziękuję, Alberto- pomyślałam i wyszłam z dormitorium pani prefekt naczelnej.
***
Luna
-Wspaniale wyglądasz- powiedział Neville.
-Dziękuję- uśmiechnęłam się promiennie i rozejrzałam wokół siebie.
Za parę minut miał się zacząć Bal Bożonarodzeniowy. Spotkałam się z Nevillem przed wejściem do Wielkiej Sali, w której już kłębiło się wielu śmiesznych czarodziejów z Ministerstwa Magii. Rozmawiali ze sobą, nieświadomi ilości nargli wokół nich. Martwiłam się trochę o to, ponieważ nargle potrafią nam nieźle pomieszać w głowach, ale po chwili przestałam się tym przejmować i rozglądałam się po przybyłych gościach.
Oprócz wielu szych Ministerstwa, pojawiło się wielu znanych i wybitnych czarodziei oraz bohaterowie wojenni, których w większości znałam. Pojawili się między innymi Weasley’owie. Zobaczyłam George’a z Angeliną Johnson, dzięki której uśmiechał się promiennie i rzucał żartami wokoło, tak jak za dawnych czasów. Może dzięki niej w końcu się pozbiera po śmierci Freda? Obok nich stał Charlie rozmawiający z jakąś niską czarownicą w fioletowej tiarze. Za nimi Kingsley witał się z tęgim czarodziejem w czerwonej szacie. O ile się nie myliłam, był to Eric Wheelshire, światowej sławy czarodziej, który był mistrzem pojedynków. Gdy Kingsley skończył z nim rozmawiać i mnie zobaczył, uśmiechnął się na powitanie, po czym zajął innymi gośćmi.
-Nadal nie mogę się przyzwyczaić, że są razem- powiedział Neville patrzący w jakiś punkt za mną.
Odwróciłam się i zobaczyłam Hermionę schodzącą z Draconem. Mieli na sobie wspaniałe stroje, ale to Hermiona zachwycała wszystkich dookoła swoją obłędną suknią. Zeszli po schodach i poszli przywitać się z Kingsley’em, jak na prefektów naczelnych przystało.
-To było do przewidzenia- powiedziałam do gryfona.- Wokół nich, aż kłębiło się od gnębiwtrysków. Nawet raz mówiłam o tym Draconowi, ale nie dał mi wtedy dokończyć i zmienił temat.*
-Cześć!
Odwróciłam się i zobaczyłam Ginny w wspaniałej sukni, na której wirowały płatki śniegu. Ich widok był hipnotyzujący, ale wreszcie oderwałam od nich wzrok i spojrzałam na uśmiechniętą gryfonkę.
Obok niej stał Blaise Zabini z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. Niezbyt mnie lubił w ciągu tych wszystkich lat. To on nadał mi przezwisko Pomyluna. Było to na jednej z przerw w pierwszej klasie. Przechodziłam przez dziedziniec i usłyszałam jak opowiada Malfoyowi o pewnym incydencie, który wydarzył się w jego ogrodzie podczas wakacji. Podobno coś zniszczyło wiele roślin z jego ogródka i zostawiło po sobie zieloną maź, co bardzo rozłościło jego mamę. Od razu domyśliłam się, że to sprawka chrapaka krętorogiego. Powiedziałam mu o tym i zaczęłam doradzać jak bronić swój ogródek przed chrapakami, lecz nie dał mi skończyć, zaczął się ze mnie śmiać i nazwał mnie Pomyluną. To on w czwartej klasie pochował moje rzeczy z pomocą swoich kolegów ze Slytherinu, ale niezbyt się tym przejęłam. Udało mi się odnaleźć wszystkie rzeczy, a wiedziałam, że zemsta nie prowadzi do niczego dobrego, więc odpuściłam mu.
-Cześć- uśmiechnęłam się do nich lekko.
Porozmawiałyśmy chwilę z Ginny i nawet Blaise co jakiś czas się odezwał i komentował naszą rozmowę, co było bardzo zabawne. Okazało się, że tego ślizgona nawet można polubić.
-Prosimy o uwagę!- usłyszałam głos Hermiony zza pleców, więc odwróciłam się w jej kierunku.- Szanowni goście, drodzy nauczyciele, kochani uczniowie…
-Jako prefekci naczelni chcielibyśmy bardzo serdecznie wszystkich powitać na Balu Bożonarodzeniowym!- kontynuował Malfoy.
Wokół niego i Miony było mnóstwo gnębiwtrysków, choć było widać, że gryfonka jest lekko spięta. Nie wiedziałam co mogło być przyczyną jej nastroju. Może coś odkryła w związku z Pierwotnym Pierścieniem? Nie powinna się tym teraz zamartwiać, szczególnie tego wieczoru. Oczywiście nikt nie dostrzegał tego co ja, Hermiona była naprawdę świetną aktorką. W jej oczach błyszczały wesołe iskierki, jednak magicznych stworzeń nie da się oszukać.
-Życzymy wszystkim miłej zabawy!- wykrzyknęli równocześnie, a ja zorientowałam się, że nie przysłuchałam się temu przemówieniu, jednak tak jak reszta gości, zaczęłam klaskać z szerokim uśmiechem. Najwyżej zapytam potem Mionę czy coś ważnego mnie ominęło.
Wszyscy wokół zaczęli dobierać się w pary i poczułam jak Neville chwycił mnie za rękę.
-No to zaczynamy- szepnął, uśmiechnął się do mnie ciepło i ustawiliśmy się do walca otwierającego Bal.

---------------------
*sytuacja po ataku Hermiony. Nie pamiętam, w którym rozdziale a teraz nie chcę tego sprawdzać.

Jeśli chodzi o mój styl pisania- pisałam to od stycznia do lipca 2015 i teraz... więc możliwe, że będą rozbieżności.
Mam nadzieję, że jakoś nie pomieszałam wątków... Jestem po tylu fanfiction... (Sevmione <3 - jak ktoś hejtuje nie czytając nic niech się zabierze najpierw za jakiś ff np Bez cukru :3). Nawet nie wiecie jak się cieszę, że to wstawiam! 28 jest już praktycznie napisany, jednak zanim go opublikuję, chcę przeczytać jeszcze raz bloga, odświeżyć wątki i zabrać się za 29.
Chcę wierzyć, że już nie będzie tak masakrycznych przestojów. Fajnie by było skończyć tę historię do końca wakacji ;) Ale wszystko jeszcze przed nami.
Przepraszam za wszelkie błędy- nie mam bety, próbowałam poprawić, ale wiecie jak to bywa ze swoim własnym tekstem ;P Jak będzie coś rażącego to zwróćcie mi na to uwagę.
Zachęcam do komentowania (jeśli ktoś tu jeszcze rzeczywiście został).

Serdecznie pozdrawiam,
Miona :*

PS: Nadal mnie zadziwia jak możecie czytać to coś xD

1 komentarz:

  1. Pierwszy ;)
    Rozdział po mimo tak długiej przerwy genialny. Przyjemny w czytaniu. W paru momentach się pogubiłem, ale dało się przeżyć :)
    Yoshito

    OdpowiedzUsuń