niedziela, 26 kwietnia 2015

Rozdział 23

Tak... w końcu po... 3 miesiącach :( oddaję Wam rozdział 23... Przepraszam, że nie pisałam nic... Najpierw dobiła mnie sytuacja z ferii, dzięki której macie miniaturkę "Magiczne ferie"... Teraz jednak jestem mega szczęśliwa z powodu szczęścia Stokrotki :3 Co do tych takich hmm... "słabych" momentów gdy nie chce mi się żyć i jest mi mega smutno... Jakoś daje radę za co możecie bardzo mocno podziękować Rumcajsowi... Na razie jest mega spoko dzięki Stokrotce i właśnie jemu dzięki czemu bede dalej pisać. I na pewno częściej!...
W każdym razie ja Wam przestanę już gadać. Mam tylko jedną sprawę. Ponieważ już nie jestem adminką na stronce "Harry Potter- historia, która zmieniła moje życie na lepsze" wielu z Was nie wie kiedy pojawiają się rozdziały. Są dwie możliwości. Najłatwiejszą i dla mnie i dla Was będzie dodanie mojego bloga do obserwowanych i wtedy będziecie mieli wszystko na bieżąco. Jest jednak druga opcja. Jeśli chcecie, mogę Was informować o kolejnych rozdziałach. W komentarzu pod tym rozdziałem napiszcie mi swoje maile. Oczywiście jeśli będziecie chcieli komunikować się drogą mailową i o coś pytać to ja chętnie pogadam i odpowiem na Wasze pytania ;)

Ten rozdział dedykuję Rumcajsowi (tak btw to dziękuję za poprawienie tego rozdziału :D), który ostatnio bardzo mnie wspiera... dziękuję Ci :*  



***
Hermiona
-Halo?- zapytałam otwierając drzwi do jakiegoś pokoju.
W środku było ciemno. Próbowałam przyzwyczaić moje oczy do ciemności, ale nic to nie dało. Sięgnęłam po różdżkę i ją zapaliłam, a wtedy wejście od pokoju automatycznie się zamknęło z głośnym hukiem. Przez moment nic nie widziałam, ponieważ światło z końca różdżki mnie oślepiło. Po chwili jednak zaczęłam dostrzegać kontury.
Przede mną na ziemi leżała jakaś postać. Jej twarz była w czarnych plamach, a wokół niej była ogromna ilość mdłej substancji. Kiedy podniosłam lekko różdżkę, zobaczyłam, że w tym pokoju leży więcej takich osób.
Nie mogłam się skupić, ponieważ na ziemi było pełno czarnej cieczy, z której wydzielał się tak intensywny słodki zapach, że miałam ochotę zwymiotować, powstrzymałam się jednak i postanowiłam wziąć się w garść.
Nie zważając na mdłości wzięłam głęboki wdech. Skierowałam różdżkę ponownie na pierwszą postać aby ją zidentyfikować.
Był to jakiś chłopak. Miał krótkie czarne włosy, które były pozlepiane od krwi. Obok leżały potłuczone okrągłe okulary.
-Harry!- krzyknęłam z rozpaczą i przyklękłam obok przyjaciela.- Jakich zaklęć używałeś, Malfoy?!- krzyknęłam ze złością na siebie. Jak mogłam nie zapytać o te zaklęcia?
Nie czekając długo, wzięłam do ręki potłuczone okulary i transmutowałam je w dość duży biały materiał z sierści bizona złotowłosego*. Jednym machnięciem różdżki pocięłam go na kwadraty i przyłożyłam je kolejno do wszystkich ran na twarzy, jakie zauważyłam.
-Trzymaj się Harry- szepnęłam i wstałam, żeby pomóc pozostałym.
Obok Harry’ego leżał Ron, który miał ręce powyginane pod dziwnym kątem. Dalej leżała Ginny z jakąś dziwną raną na brzuchu. Potem Annie, Gwen, mama, tata, Luna, Lavender, Parvati, Hanna Abbott, profesor Snape, profesor Dumbledore, profesor McGonagall, Kingsley, cała rodzina Weasleyów, członkowie Zakonu Feniksa… Po moich policzkach zaczęły płynąć łzy. Kiedy zaczynałam pomagać, wszędzie pojawiało się więcej ciał.
-Nie pomożesz im- usłyszałam za sobą chłodny męski głos, a moje serce od razu zamarło. To nie mógł być on…- Ojej! Ten dzień trzeba zapisać w kalendarzu- powiedział mężczyzna szyderczo.- Szlamowata Panna-Wiem-To-Wszystko-Granger nie ma nic do powiedzenia?
Odwróciłam się i spojrzałam prosto w szare tęczówki.
-Draco?- powiedziałam zawiedzionym i lekko ochrypłym głosem od płaczu.
-A któżby inny?- prychnął i spojrzał na mnie jak na jakiegoś śmiecia.
-Ale przecież… myślałam…
-Myślałaś, Granger?- po tych słowach wybuchnął szyderczym śmiechem.- To ciekawe. Co myślałaś? Że się zmieniłem? Ja, Draco Malfoy, jeden z najwierniejszych sług Czarnego Pana nagle zrobię się miły i potulny jak baranek? Że mógłbym zakochać się- w jego oczach zobaczyłam tylko pogardę.- w takiej szlamie jak ty?- po tych słowach zaczął się śmiać a ja poczułam ukłucie w sercu.- Ja, Granger, jestem arystokratą z rodu Malfoy’ów, a to nazwisko zobowiązuje! Czarny Pan może odszedł, ale to nie znaczy, że nikt nie może go zastąpić- po tych słowach uśmiechnął się złowieszczo.
-Przecież…
-Nie przerywaj mi, szlamo! Sectumsempra!- krzyknął i poczułam jak siła zaklęcia rzuca mną na ziemię, a niewidzialne ostrze przebija mój bok powodując okropny ból. Z zaciśniętymi ustami próbowałam wytrzymać i nie dać po sobie niczego poznać. Usiadłam i spojrzałam spode łba na Malfoya.
-Zaufałam ci, a tu się okazuje, że ty nigdy się nie zmieniłeś- wychrypiałam cicho, próbując panować nad bólem.- Nie ujdzie ci to na sucho.
-Czyżby?- powiedział kpiąco i założył na palec jakiś czarny pierścień.
-Czy… czy to jest…
-Tak, Pierwotny Pierścień, Granger- powiedział beztrosko, jakby mówił o pogodzie, a nie o jednym z najpotężniejszych magicznych przedmiotów na świecie.
Wstałam gwałtownie, co było błędem, ponieważ z mojego boku od razu wylało się pełno krwi, ale dzięki adrenalinie, która pulsowała w moich żyłach, nic nie poczułam. Zacisnęłam mocniej rękę na różdżce, jedynym przedmiocie, który dawał mi jakąkolwiek nadzieję na wyjście z tego cało. Skierowałam go na mój brzuch i wstrzymałam zaklęcie Malfoya.
-Jak myślisz, będziesz ładnie wyglądać, kiedy potraktuje cię Czarną Klątwą?- syknął.- Na pewno lepiej od Bliznowatego i Wieprzleja, chociaż przy użyciu Pierścienia, możesz nie wyglądać tak dobrze jak oni- w jego oczach można było zobaczyć całkowite oddanie czarnej magii i fascynację moim przyszłym stanem. To nie był Draco, którego poznałam. Mój Draco miał piękne, hipnotyzujące, stalowoszare oczy, wspaniały niski i ciepły głos, który kojarzył mi się z bezpieczeństwem i wspaniały charakter, który mogłam poznać przez te pierwsze miesiące w Hogwarcie, a Zły Draco, jak zaczęłam go w myślach nazywać, miał matowoszare oczy, od których zionęło rządzą władzy i czarną magią, niski głos, który był zimny i okrutny.- Ale najpierw się trochę pobawimy! Crucio!- niestety nie udało mi się uniknąć tego zaklęcia. Od razu skarciłam się w myślach za swoją nieuwagę i chwilę zamyślenia w tak poważnej sytuacji.
Nie mogłam wytrzymać siły Cruciatusa i opadłam na posadzkę, która była lepka od czarnej substancji. Postanowiłam jednak nie dać mu satysfakcji z chwilowego zwycięstwa i trwałam w milczeniu, próbując przezwyciężyć ból.
Draco to zauważył i wzmocnił siłę zaklęcia i wbrew mojej woli z mojego gardła wydobył się krótki krzyk...
-Hermiono- usłyszałam za sobą jakiś głos, którego nie mogłam zidentyfikować, ponieważ mój umysł był zamroczony bólem. Właściciel tego głosu objął mnie rękoma od tyłu, a do moich nozdrzy od razu wkradł się zapach sosen.- Hermiono- powiedział głos stanowczo, a ja chyba zaczęłam go identyfikować. Był niski i dźwięczy, do tego ten zapach sosen i ramiona dające mi poczucie bezpieczeństwa…
-Draco- wychrypiałam i wtuliłam się w niego.- Pomóż mi.
-Hermiono, to się dzieje tylko w twojej głowie- powiedział a ja zmarszczyłam czoło.- To tylko zły sen- przymknęłam mocno oczy. Czy to było możliwe? Ale ten ból był taki realny. Choć z drugiej strony to chyba nie możliwe, żeby Draco miał złego brata bliźniaka…
Otworzyłam szeroko oczy. Teraz znajdowałam się w moim dormitorium na zimnej posadzce. Naprzeciwko mnie siedziała zapłakana Annie, patrząca na mnie z troską. Ktoś obejmował mnie z tyłu rękami i opierał swoją głowę na moim ramieniu.
-Draco, obudziła się- powiedziała Annie i uśmiechnęła się do mnie blado.-Nigdy więcej mnie tak nie strasz- powiedziała i otarła z moich policzków łzy, z których w ogóle sobie nie zdawałam sprawy.- Kiedy się rano obudziłam zdałam sobie sprawę, że coś jest z tobą nie tak. Rzucałaś się z boku na bok, potem zaczęłaś lunatykować i mówić przez sen. Chyba ktoś cię zaatakował w tym śnie, ponieważ zaczęłaś krzyczeć, więc pobiegłam po Dracona.
Po jej słowach zdałam sobie sprawę, że to był tylko koszmar. Te wszystkie ciała bliskich mi osób i Zły Draco to był tylko wytwór mojej wyobraźni! Nasz umysł w snach pokazuje nam nasze najgłębsze pragnienia, bądź najgorsze obawy. To nie dziwne, że po ostatnich wydarzeniach śniło mi się coś tak okropnego. Do tego jeszcze wczoraj…
-Nie wzięłam Eliksiru Słodkiego Snu- powiedziałam cicho.
-Oj, Granger- szepnął mi ślizgon do ucha.- A nie pomyślałaś o tym, że chociażby taka Mrużka mogła ci przynieść?- zapytał z troską i lekką nutą rozbawienia. Jak mogłam o tym nie pomyśleć? Chyba byłam zbyt zajęta rozmyślaniem o wczorajszym pocałunku…
Od razu kiedy to sobie przypomniałam, oderwałam się od blondyna.
Hermiono, miałaś zapomnieć! A teraz co? Wtulasz się w niego z nadzieją, że może jednak coś z tego będzie. Przecież to jest Draco Malfoy!- skarciłam się w myślach.
A może jednak powinnam kiedyś spróbować?- odezwałam się do głosu w mojej głowie.
Pamiętaj kim on jest, a kim ty jesteś.
Ale przecież się zmienił… Poza tym, czy ja gadam sama ze sobą?
Gadasz ze swoim drugim ja, to całkiem normalne. Co do obiektu twoich westchnień- rób jak chcesz, ale teraz spójrz na Annie i jej pomóż! Jest roztrzęsiona! Pamiętaj, że wczoraj zaatakowano jej przyjaciółkę!- posłuchałam drugiego głosiku i podeszłam do drobnej blondynki stojącej przede mną.
-Jak się czujesz?- zapytałam dziewczynkę i uśmiechnęłam się do niej pokrzepiająco.
-Trochę lepiej- powiedziała smutno przypominając sobie o minionej nocy.- Pani Pomfrey ją wyleczy, prawda?- zapytała z nadzieją w głosie, szukając u mnie potwierdzenia. Spojrzała na mnie tak smutnym wzrokiem, że serce mi się ścisnęło z żalu.
-Na pewno- powiedziałam i przytuliłam ją do siebie.- Malfoy?- mruknęłam i spojrzałam na niego przez ramię blondynki.- Czy możesz na razie stąd wyjść?
Chłopak nic nie odpowiedział, tylko wyszedł cicho z pokoju, zostawiając mnie i Annie same.

***
Luna
Gdzie nie okiem sięgnąć wszędzie na błoniach można było dostrzec hogwarckich uczniów, cieszących się z powoli mijającej niedzieli. Wiał dosyć silny i zimny wiatr, lecz nawet on nie mógł przeszkodzić odpoczynkowi na świeżym powietrzu. W każdym miejscu dało się zobaczyć pełno gnębiwtrysków, a gdzieniegdzie można było spotkać parę witrażków sagesowych, które pomagały pilnie niektórym uczniom w lekcjach.
Szłam w kierunku szklarni numer pięć, ponieważ miałam się tam spotkać z Nevillem. Nie był już tym samym niezdarnym chłopakiem co kiedyś. Wydoroślał, wyprzystojniał i podciągnął się w nauce. Po wojnie wiele dziewczyn zaczęło się nim podkochiwać ze względu na jego udział w pokonaniu Voldemorta i oczywiście za to, że przyjaźni się z Chłopcem, Który Przeżył. Dla mnie Neville zawsze był uroczy i przemiły. Nigdy się ze mnie nie śmiał i zawsze wysłuchiwał moich opowieści o chrapkach krętorogich. Nie pamiętam kiedy sobie uświadomiłam, że go kocham. Teraz chodziliśmy ze sobą i planowaliśmy ze sobą wspólną przyszłość.
Ściągnęłam moje specjalne różowe okulary do odszukiwania gnębiwtrysków i podążyłam w kierunku szklarni. Gdy tylko go ujrzałam na końcu ścieżki, szybko do niego podbiegłam.
-I jak? Profesor Sprout się zgodziła?- zapytałam z niecierpliwością. Ostatnio miał pójść do nauczycielki zielarstwa i poprosić ją o praktyki po swoich studiach, ponieważ chciał w przyszłości zastąpić kiedyś opiekunkę Hufflepuffu i uczyć w Hogwarcie.
-Powiedziała, że jeśli zdam owutem z zielarstwa na wybitny to wtedy mnie przyjmie- powiedział i spojrzał na mnie ze szczęściem wymalowanym na twarzy. Wyglądał tak, jakby Gwiazdka była miesiąc wcześniej.
-Bardzo się cieszę- wtuliłam się w jego ramię i poszliśmy na spacer.
Szliśmy obok jeziora, które odbijało promienie słońca. Przypomniałam sobie o mojej przygodzie z druzgotkami kiedy miałam osiem lat i zaczęłam ją opowiadać gryfonowi. Byliśmy z tatą na wakacjach nad jeziorem razem ze znajomymi. Razem z moją koleżanką Zoey, która jest teraz w Beauxbatons, bawiłyśmy się w wodzie. Było bardzo zabawnie lecz w pewnym momencie coś pociągnęło mnie pod wodę. Okazało się, że to druzgotek. Chyba miał wyjątkowo zły humor, ponieważ był dla mnie nie miły i nie chciał mnie puścić, a przecież druzgotki to takie miłe stworzenia. Na szczęście potem przypłynęły mi z pomocą błońkowce morskie*. Zoey potem mi nie chciała uwierzyć w to co mówiłam, ale potem z tatą stwierdziliśmy, że zostaniemy tam dłużej i zrobimy badania.
-Swoją drogą błońkowce są bardzo miłe i naprawdę piękne. Najczęściej mają kolor niebieski, ale bywają też…
-Luna!- usłyszałam za sobą jakiś głos.- Luna, poczekaj! Musimy porozmawiać!- odwróciłam się i zobaczyłam biegnącą Mionkę. Zupełnie zapomniałam o tym, że miałyśmy się spotkać w sprawie Pierwotnego Pierścienia. Na samo wspomnienie starcia z Nottem przebiegł mi dreszcz po plecach. Może jednak Hermiona nie powinna się tym zajmować? Po tym jak ją zaatakowali nie chcę żeby się narażała.
-Cześć Hermiono- przywitałam przyjaciółkę kiedy do nas podbiegła.
-Jesteś potomkinią Roveny- powiedziała prosto z mostu i spojrzała mi w oczy. Był to dla mnie szok. Dlaczego tata mi o tym wcześniej nie powiedział?
-Ale jak?- powiedziałam cicho.
-Mogę ci przedstawić całe drzewo genealogiczne ale myślę, że wysłuchiwanie tego to strata czasu. Oczywiście, nie jesteś jedyna, jesteś tylko jedną z możliwości, ale możliwe, że twój tata ma Pierwotny Pierścień- zakończyła z uśmiechem. Była dumna z siebie i z tego, że udało jej się dojść do tych informacji.- Wracasz do domu na święta?
-Tak- odpowiedziałam trochę zaskoczona jej pytaniem.
-Zapytaj swojego tatę czy wie coś na ten temat. Jeśli nie to znaczy, że będziemy dalej szukać.
-Dobrze- powiedziałam lekko oszołomiona.- Miona?
-Tak?
-A może jednak sobie trochę odpuścisz?- zapytałam łagodnie, a ona wytrzeszczyła na mnie z niedowierzaniem oczy.- No wiesz, jak ktoś już cię zaatakował przez to- zawiesiłam głos.- Nie chcę żeby coś ci się stało.
-Spokojnie Luna, nie bój nic. Poradzę sobie- powiedziała i mrugnęła do mnie.- To już się nie powtórzy. A teraz lecę, podobno Hanna się obudziła. Cześć!- i pobiegła w stronę zamku.
-Nie martw się Luno- odezwał się do mnie jak dotąd milczący Neville.- Miona sobie poradzi. Ma jeszcze do pomocy i Harry’ego i Rona, dadzą radę, jak zwykle.
-Mam nadzieję- szepnęłam.

***
Draco
-Chodźmy- powiedziała zdyszana Hermiona.
Spotkaliśmy się pod drzwiami Skrzydła Szpitalnego, ponieważ ta Abbott się obudziła. Może wie coś o napastnikach.
-Cześć Hanna- powiedziała gryfonka z uśmiechem i usiadła obok dziewczyny leżącej na łóżku.- Jak się czujesz?
-Już lepiej, dziękuję Hermiono- uśmiechnęła się blado. Było widać, że jest przemęczona. Miała ciemne wory pod oczami i bladą twarz.
-Mamy do ciebie kilka pytań. Czy możesz nam na nie odpowiedzieć?- zapytała łagodnie brunetka.
-Postaram się- powiedziała trochę smutno i skinęła głową na znak, że mamy pytać.
-Czy pamiętasz coś z tamtego wieczoru?
-Bardzo bym chciała- powiedziała i zmarszczyła brwi.- Jednak kiedy zaczynam o tym myśleć to zaczyna mnie boleć głowa.
-Penale oblivionem*- szepnąłem, a Miona spojrzała na mnie pytająco.- Czarny Pan często tego używał. Zaklęcie lepsze od obliviate. Jak się domyślasz z czarnej magii.
-Tak, pani Pomfrey mi o tym mówiła- wtrąciła się puchonka.
-Ale tak nic kompletnie nie pamiętasz?- zapytała Hermiona z nadzieją w głosie.
-Pamiętam…- dziewczyna przymknęła powieki.- że było ich dwóch. Jakiś blondyn i jeszcze ktoś- Granger spojrzała na mnie porozumiewawczo. Szukamy przynajmniej dwójki, nie jednego poszukiwacza.- Pytali o jakiś pierścionek, czy coś takiego, nie wiem- o mało nie wybuchnąłem śmiechem, ale się powstrzymałem i tylko uśmiechnąłem się kpiąco.- A jak próbuje dłużej pomyśleć to za bardzo boli.
-Dobrze Hanno, nie przemęczaj się- powiedziała łagodnie pani prefekt.- I tak bardzo ci dziękujemy. Zdrowiej- podniosła się z krzesła i skierowała do wyjścia.
-Ale…- zacząłem. Przecież musimy dowiedzieć się czegoś więcej. Rozumiem, że to ją boli, ale na Salzara, wytrzyma jakoś.
-Idziemy Malfoy!- powiedziała stanowczo Hermiona i pociągnęła mnie za sobą.
Kiedy znaleźliśmy się już w naszym pokoju wspólnym usiadła na kanapie i zapaliła ogień w kominku. Podciągnęła kolana pod brodę i zamyślona wpatrzyła się w ogień.
-Dlaczego tak łatwo odpuściłaś?- zapytałem i usiadłem naprzeciw niej.- Może by sobie coś jeszcze przypomniała.
-Więcej byśmy z niej nic nie wyciągnęli. Poza tym, to ją bolało. Cieszmy się, że udało jej się przypomnieć to o tych dwóch osobach i tym blondynie.
-No a co nam to da?- zapytałem zniecierpliwiony.
-Nie wiem- powiedziała smutno.- Najpierw muszę sprawdzić czy Hanna mogłaby być potomkinią Helgi Hufflepuff. Z tego co wiem to pochodzi z rodziny czystej krwi*. Ale jeszcze zobaczę. Poza tym muszę też porozmawiać z Harrym i Ronem- wstała i skierowała się do skrótu do Wieży Gryffindoru.
-Tylko uważaj na siebie- powiedziałem a ona odwróciła się na chwilę.
-Oczywiście- uśmiechnęła się do mnie i zniknęła za czarnymi drzwiami.
Nie wiedziałem co myśleć o tym poszukiwaczu, chwila, poprawka, poszukiwaczach. Byli dość odważni, skoro zaatakowali tyle osób w Hogwarcie, do tego bardzo sprytni. Każdy swój ruch mieli dokładnie przemyślany i nigdy nie dało się ich złapać.
A gdyby tak…?, odezwał się sprytny głosik w mojej głowie i od razu wiedziałem co robić, nawet nie musiał kończyć.
Zerwałem się z kanapy i podszedłem do skrótu prowadzącego do Pokoju Wspólnego Slytherinu.

***
Hermiona
-Co za bydlak!
-Ciszej Ron!- skarciłam rudzielca, ponieważ parę osób odwróciło się z zaciekawieniem w naszą stronę.
Opowiedziałam chłopakom o tym co się stało poprzedniej nocy (z pominięciem części w Pokoju Wspólnym). Oboje byli ogromnie zezłoszczeni jednak Harry zachował swoją złość dla siebie. Bardzo dobrze wiedział, że gwałtowne zachowania tylko niepotrzebnie przyciągają uwagę osób, które w żadnym wypadku nie powinny o tym wiedzieć. Ron jednak miał zbyt wybuchowy charakter żeby siedzieć cicho.
-Podsumowując- zaczęłam przyciszonym głosem.- Nie mam pojęcia kto może być tak okrutny i być aż tak żądny władzy żeby robić coś takiego.
-Nie martw się Miona, odkryjemy to- Harry uśmiechnął się do mnie ciepło.- Może najpierw zbierzmy to, co już mamy?
-Ja tawiam na jakiegoś sizgona, tam się roi od dzieciaków śmierciożerców- powiedział Ron z buzią pełną musów-świstusów.
-Ronald ile razy mam ci powtarzać żebyś nie gadał kiedy jesz?- przewróciłam oczami, ale postanowiłam, że potem zrobię mu wykład o dobrych manierach. Przetarłam zaspane oczy i zamrugałam parę razy. Ta klątwa nadal dawała się we znaki, ale wiedziałam, że później będę miała czas na odpoczynek. Najpierw Pierwotny Pierścień i bezpieczeństwo innych, potem ja.- Myślę jednak, że Ron może mieć rację, chociaż nie wykluczajmy reszty podejrzanych. Pamiętajmy, że w Ravenclawie też są dzieci śmierciożerców, chociaż myślę, że tylko ślizgoni będą tak zdesperowani żeby posiąść władzę i w dodatku używać tak brutalnych zaklęć.
-Dlaczego mnie nie dziwi, że ślizgoni są winni wszystkiemu?- wtrącił Harry i westchnął teatralnie.- Najlepiej będzie jak najpierw sporządzimy taką listę potencjalnych podejrzanych- spoważniał i wyprostował się w fotelu.- Wszystkie dzieci śmierciożerców.
-Mogę się tym zająć- odparłam i ziewnęłam.- Sprawdzę też potencjalnych potomków Założycieli Hogwartu.
-Najpierw Miona to ty idź spać, albo chociaż się zrelaksować- spojrzał na mnie z troską. No tak, cały Harry.
-Wcale nie muszę iść odpocząć- powiedziałam i znowu ziewnęłam przeciągle.
-Ta, a ja jestem samym Merlinem- prychnął.- Dojdziesz sama do swojego dormitorium czy mam cię odprowadzić- powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu i już wiedziałam, że nie uda mi się nic zdziałać.
-Niech ci będzie- powiedziałam ponuro, a Potter uśmiechnął się z triumfem na twarzy.- To do zobaczenia jutro- powiedziałam na odchodne i poszłam na piąte piętro.
Przez okno zobaczyłam jasno świecące  jesienne słońce i piękne błękitne niebo, na którym było parę puszystych białych chmur. Na błoniach było pełno uczniów w szalikach i ciepłych szatach. Gdybym miała więcej siły może poszłabym do nich dołączyć, ale byłam zbyt zmęczona żeby o tym myśleć.
Weszłam przez dziurę pod portretem i skierowałam się od razu do mojego dormitorium. Nie chciałam jeszcze spać, było zbyt wcześnie. Nawet jakbym próbowała, to nie udałoby mi się zasnąć, nawet w takim stanie w jakim byłam. Najpierw Miona to ty idź spać, albo chociaż zrelaksować- przemknęła mi przez myśl wypowiedź Harry’ego i stwierdziłam, że pójdę za jego radą i wypróbuję basen, o którym mówiła McGonagall na początku roku.
Wygrzebałam z szuflady mój ulubiony strój kąpielowy, który dostałam kiedyś od rodziców na urodziny. Był to jednoczęściowy czarny strój, który niczym się nie wyróżniał, ale dla mnie był idealny. Kiedyś Ginny chciała kupić mi jakiś strój, bo stwierdziła, że „w tym wyglądam dobrze ale nie powalająco” i sprezentowała mi krwistoczerwone bikini, które schowałam na dnie szafy. Miałam je na sobie tylko raz nad jeziorem, ponieważ Ruda mnie o to poprosiła. Nie zamierzałam go nigdy więcej założyć, ale żeby jej nie urazić zawsze mam je w szafce ze sobą. Może kiedyś o nim zapomni i będę mogła je wyrzucić?
Po przebraniu się wzięłam z szafy puszysty ręcznik i poszłam do drzwi, których jeszcze ani razu nie otwierałam. Nacisnęłam na złotą klamkę i zamarłam z zachwytu. Dookoła basenu była ogromna mozaika przedstawiająca magiczne stworzenia, które co jakiś czas się ruszały tak jak postacie na portretach w Hogwarcie. Były także okna w kształcie małych rozet. Wpadały przez nie promienie słońca, które odbijały się od wody tworząc wspaniałą grę świateł na ścianach.
Odłożyłam ręcznik na białą szafkę stojącą przy drzwiach i wskoczyłam do wody. Tak, to było to co było mi potrzebne od dłuższego czasu. Pływanie zawsze mnie uspokajało. Zanim dostałam list z Hogwartu codziennie wieczorem chodziłam na basen.
Przepłynęłam trzy baseny a potem położyłam się na plecach i dryfowałam na powierzchni wody. Rozmyślałam o wszystkim co się stało od początku roku. O napaściach, Pierwotnym Pierścieniu, Poszukiwaczu, o Draconie...
Nagle coś mnie pociągnęło za nogę i gdyby nie to, że od małego chodziłam na basen to najprawdopodobniej bym się utopiła. Wyszarpnęłam nogę z ucisku i szybko podpłynęłam do brzegu gdzie leżała moja różdżka. Chwyciłam ją, odwróciłam się gwałtownie i omal nie krzyknęłam z zaskoczenia pomieszanego ze złością.
-Malfoy!- wrzasnąłem na całe gardło a on zaczął się śmiać.- Czy ciebie do reszty pogięło?! Wiesz jak mnie przeraziłeś?! Ciesz się, że przed chwilą nie rzuciłam w ciebie instynktownie jakąś klątwą! Wiesz, że mogłeś mnie utopić?! No i z czego tak rżysz?! To…!- nie dokończyłam bo zasłonił mi usta dłonią.
-Po pierwsze mam na imię Draco- powiedział rozbawiony, a ja całą siłą woli powstrzymałam się przed walnięciem go pięścią w brzuch.- Po drugie zdawałem sobie sprawę z ryzyka i wiem, że cię przeraziłem, ale stwierdziłem, że będzie zabawnie, poza tym widziałem jak pływasz i domyślam się, że pływasz już od dawna. Nie utopiłabyś się.- zakończył z uśmiechem na twarzy.
Przewróciłam oczami i wzięłam jego rękę ze swoich ust i zaczęłam wychodzić z basenu.
-A ty gdzie? Dlaczego ostatnio co chwilę uciekasz?- powiedział z tajemniczym uśmiechem i znowu znalazłam się pod wodą.
Postanowiłam sobie jednak za punkt honoru ucieczkę z tego basenu. Zaczęłam szybko płynąć w stronę drugiego brzegu, jednak nie doceniłam Dracona. On też nieźle pływał i dystans między nami praktycznie się nie zmieniał. Postanowiłam postawić na efekt zaskoczenia i odbiłam się od ściany basenu i zanim zdążył się zorientować, że zmieniłam kierunek i płynę przy dnie, oddaliłam się od niego znacznie i podpłynęłam szybko do brzegu przy którym byłam przed chwilą. Już wychodziłam, gdy poczułam zbyt silne ręce na mojej talii i znowu znalazłam się w wodzie.
-Ze mną nie wygrasz- powiedział mi do ucha a ja próbowałam się wyrwać i zaczęłam się śmiać.
Po wielu próbach w końcu stwierdziłam, że wyrywanie się jest bez sensu bo i tak Malfoy był zbyt silny. Przestałam walczyć, a on odwrócił mnie do siebie przodem ze zdziwieniem na twarzy. W jego oczach zobaczyłam iskierki rozbawienia i dopiero po chwili zdałam sobie sprawę z tego w jakiej sytuacji się znaleźliśmy. Przypomniał mi się wczorajszy wieczór i uśmiech od razu zniknął z mojej twarzy.
Przecież to Draco Malfoy!
I co z tego?
Nie pamiętasz? On ślizgon, arystokrata, a ty gryfonka i szlama.
A tam, spadaj.
Zignorowałam ten złośliwy głosik w swojej głowie i po prostu nie czekając na nic pocałowałam go. Nie chciałam tego przerywać jednak w mojej głowie wykwitł świetny plan.
Oderwałam się szybko od niego i zanim się zorientował co się dzieje, wyszłam na brzeg, zabrałam różdżkę z posadzki i podeszłam do szafki.
-Mówiłam, że wygram- uśmiechnęłam się z triumfem po czym owinęłam puchowym ręcznikiem i poszłam do mojego dormitorium. W ten sposób wyszło na to, że ten pocałunek był tylko po to żeby wyjść z basenu, jednak z drugiej strony poszło na moją korzyść, no i jeśli moje podejrzenia są słuszne, to ślizgon spróbuje się postarać. Udawanie niedostępnej i tajemniczej czas zacząć!
  
--------------------------------------------------
*Bizon złotowłosy- zwierzę wymyślone przeze mnie, jak zapewne się domyślacie :D Z jego sierści często robi się coś w stylu naszych bandaży, tyle że sierść bizona złotowłosego szybko wchłania szkodliwe substancje i tamuje krew. Ma tylko jedną wadę. Przez to, że tak dobrze wchłania szkodliwe substancje to trzeba często zmieniać opatrunek.
*Błońkowce morskie- stworzenia odkryte przez Lunę i jej tatę. Żyją w jeziorach i często pomagają czarodziejom, którzy je wezwą. Luna zrobiła to nieświadomie używając magii (wiecie, wtedy jak magiczne dzieci odkrywają swoją moc, która z reguły im pomaga :D)
*Penale oblivionem- zaklęcie wymyślone przeze mnie (znowu :P) z łaciny bolesne zapomnienie.
*Co do tego, że Hanna jest czystej krwi. Wiem, że w książce było inaczej ale stwierdziłam, że to zmienię :D

No to powiem Wam, że robi się ciekawie :D Co robił Draco po tym jak wyszedł z Pokoju Wspólnego? Co takiego miał na myśli? Możecie wymyślać swoje teorie i przedstawiać je w komentarzach :D Teraz dążę do gwiazdki jak najszybciej. A propos... Rumcajs jak poprawiał to zauważył, że jak na listopad to dosyć ciepło było... Cóż... powiem tak- pogoda jest kapryśna i różnie to bywa :D
Co do basenu, on specjalnie był taki zapomniany, ta scena była w mojej głowie od dawna :3
Co do naszego parringu...  Tak, robi się słodko :3 ale nie aż tak, przynajmniej tak Rumcajs powiedział więc nie przesadziłam :D Chociaż Wy to oceńcie ;) Proszę o Wasze komentarze :*

Pozdrawiam,
Szczęśliwa Hermiona :*