Hej kochani...
Pisze żeby Was poinformować, że jeszcze żyje i zamierzam w najbliższym czasie coś napisać.
Dlaczego mnie nie było?
Wiele się wydarzyło...
W wakacje miałam różne przygody (m. in. sercowe), potem zwichnęłam rzepkę (ciekawa historia tak by the way xD) a teraz jestem w liceum, nowa szkoła itd....
Czasem nie miałam weny... Jakoś ostatnio pisanie idzie mi ciężko, poza tym trochę straciłam serce do dramione, ostatnio mam fazę na sevmione (ci, którzy są uprzedzeni niech zaraz się zabierają za czytanie "bez cukru" albo "kiedy lwica walczy", też kiedyś byłam uprzedzona, a nie żałuję ;) ).
Ale nie martwcie się
Obiecałam, że skończę te historie, a ja słowa dotrzymuje.
Chyba będę miała jakoś teraz czas więc postaram się ruszyć z pisaniem...
Przepraszam za te przerwy
Po prostu ostatnio moje życie zmieniło się w jakiś chory thriller i nigdy nie wiem co szukającego mnie spotka następnego dnia.
Wiem, że pewnie niektóre z Was sobie dopuściły (nie dziwię się) i chciałam Was bardzo, bardzo przeprosić
Mam nadzieję że coś sklece w ten weekend
Pozdrawiam,
Miona
piątek, 30 października 2015
środa, 19 sierpnia 2015
Rozdział 25
KABUMMMM Wielki powrót!
Tak, wiem, ze Was zawiodłam... Bardzo za to przepraszam. Miałam tzw zawiechę pisarską. Nawet przez chwilę chciałam usunąć bloga! Ale nie zrobiłam tego (co zawdzięczamy m in Małej Czarnej i Ravy Malfoy, dziękuję Wam dziewczyny <3 )
Rozdział nie wiem czy taki ciekawy... Ale jest najdłuższy! Chciałam pisać dalej, ale stwierdziłam, że to rozdzielę.
Dziękuję wszystkim, którzy tu wchodzą i to czytają. Kochani to już 25 rozdział! Sama nie mogę w to uwierzyć!
Przestanę nawijać, zapraszam do czytania. Mało tutaj akcji, ale takie rozdziały przejściowe też muszą być... Zapraszam do czytania i komentowania! Jestem ciekawa Waszych opinii!
ENJOY!
Tak, wiem, ze Was zawiodłam... Bardzo za to przepraszam. Miałam tzw zawiechę pisarską. Nawet przez chwilę chciałam usunąć bloga! Ale nie zrobiłam tego (co zawdzięczamy m in Małej Czarnej i Ravy Malfoy, dziękuję Wam dziewczyny <3 )
Rozdział nie wiem czy taki ciekawy... Ale jest najdłuższy! Chciałam pisać dalej, ale stwierdziłam, że to rozdzielę.
Dziękuję wszystkim, którzy tu wchodzą i to czytają. Kochani to już 25 rozdział! Sama nie mogę w to uwierzyć!
Przestanę nawijać, zapraszam do czytania. Mało tutaj akcji, ale takie rozdziały przejściowe też muszą być... Zapraszam do czytania i komentowania! Jestem ciekawa Waszych opinii!
ENJOY!
***
Ginny
-Jak dotąd
nie było żadnych napaści- powiedziała Miona przecierając oczy. Była cała blada,
miała ciemne wory pod oczami, a jej włosy były w totalnym nieładzie.- Nie wiem
co się dzieje. Ta bestia się nie pokazuje już bardzo długo, a za chwilę miną
dwa miesiące, a ja nadal nie wiem kto to może być. Nawet nie rozumiem jak on to
robi. Nadal nie potrafię wyjaśnić jakim cudem Gwen została zaatakowana w swoim
dormitorium niezauważenie o ile w ogóle to się stało w Wieży Gryffindoru-
westchnęła ciężko i oparła się o swoje łóżko.- Zrobiliśmy z Harrym listę byłych
śmierciożerców, ale nikt za bardzo się nie wyróżnia, żadnego przełomu nie ma, a
ciągle się boję, że coś się komuś stanie…
-Miona-
położyłam rękę na jej ramieniu i spojrzałam jej w oczy.- Nie martw się, będzie
dobrze. Teraz to Ty potrzebujesz odpoczynku. Wybacz ale wyglądasz jak
wygłodzony gnom.
Dziewczyna
była bardzo blada, miała podkrążone oczy tak samo jak drugi prefekt naczelny ze
Slytherinu. Oboje mieli mnóstwo pracy, do tego kolejna zagadka, bo przecież w
Hogwarcie nie może być spokojnie. Zawsze musi być coś.
-Dzięki
Ginny, zawsze umiesz pocieszyć- powiedziała ironicznie i upiła trochę herbaty z
kubka.- Ale rzeczywiście mogłabym się wyspać. Draco też to ciągle powtarza. Ale
on też bardzo mało śpi. Chyba nawet mniej niż ja.
-Właśnie,
Draco- uśmiechnęłam się do niej a ona tylko przewróciła oczami. Przynajmniej
choć na chwilę ją oderwałam od tematu Pierwotnego Pierścienia.-
Zorganizowaliście już ten Bal Bożonarodzeniowy?
-Tak,
wszystko jest gotowe. Tylko dekoracja teraz. Będziecie się świetnie bawić-
uśmiechnęła się do mnie ciepło.
-Jak to
„będziecie”? Chyba „będziemy”!
-Będziecie,
nie pomyliłam się. Ja z Draconem będziemy sprawdzać korytarze. Wiesz
Poszukiwacz może…
-A niech w
końcu oberwie jakąś Avadą!- wstałam na równe nogi. Byłam wściekła.- Przecież on
nam psuje każdą uroczystość! Poszukiwacz to, Poszukiwacz tamto...
-Ze spokojem
Ginny, to kwestia bezpieczeństwa. Chyba nie chciałabyś, żeby inni prefekci też
patrolowali korytarze- zawiesiła głos, a kiedy odwróciłam się do niej miała TEN
uśmieszek. Ten, który zawsze zwiastował jakieś knucie.- Chyba nie chciałabyś,
żeby pewien prefekt dostał wtedy patrol…
-Nic mnie z
Zabinim nie łączy- machnęłam ręką i odwróciłam się tyłem do niej, żeby tylko
nie zobaczyła smutku na mojej twarzy.
Ostatnio
Blaise zachowywał się jak ostatni kretyn. Ciągle łaził za jakimiś
piątoklasistkami ze Slytherinu i Ravenclawu, ignorował mnie przez cały miesiąc
i nie zaszczycił mnie ani jednym spojrzeniem. Nie powiedział nawet zwykłego
„cześć”. Nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć. Może jakoś bym to przeżyła,
gdyby nie to, że pojawiał się wszędzie gdzie szłam i oczywiście zawsze musiał
mieć przy sobie jakąś idiotkę, która śliniła się na jego widok.
-To ty o nim
pomyślałaś, nie ja- powiedziała Hermiona i mogłabym się założyć, że właśnie na
jej twarzy wykwitł triumfujący uśmiech.- No to powiedz, jak pomiędzy wami? Po
tym jak zerwałaś z Harrym za bardzo nie mówiłaś co się dzieje.
Odwróciłam
się do niej i od razu zauważyłam jak wesołe iskry w jej oczach znikają i
pojawia się zmartwienie na widok mojej smutnej twarzy. Zmarszczyła
charakterystycznie czoło i spojrzała na mnie badawczo.
-Co się
dzieje?- zapytała łagodnym głosem.
Nie mogłam
już niczego przed nią ukryć. Skoro już widziała u mnie smutek to nawet gdybym
nie chciała nic mówić, to nie dałaby mi spokoju.
Całe napięcie,
które trzymałam w sobie przez miesiąc puściło. Po prostu wybuchłam.
-Nic się
właśnie nie dzieje. Po tym jak zerwałam z Harrym, okazało się, że Zabini lata
teraz za jakimiś idiotkami z piątego roku- zaczęłam paplać jak najęta.-
Myślałam, że te różne momenty, chociażby przy dekorowaniu Pokoju Życzeń na
twoje urodziny, ten pocałunek w policzek nad jeziorem, że one coś dla niego
znaczyły, że próbował mi coś zasygnalizować, a teraz co? Łazi z tym swoim
przeklętym ślizgońskim uśmiechem przez cały zamek i...
Zanim
zdążyłam dokończyć, Hermiona… wybuchnęła śmiechem!
-Że co?-
zapytałam cicho zbita z tropu.
-Jak dzieci- otarła łzę rozbawienia. Jak mogła?!
-Jak dzieci- otarła łzę rozbawienia. Jak mogła?!
-Miona! Ja
tutaj rozpaczam a ty…- zaczęłam krążyć po pokoju i gestykulować.
-Ginny-
wcięła mi się.- posłuchaj sama siebie. Po pierwsze twoja reakcja jest zabawna,
jak z jakiś kiepskich romansów- prychnęłam z oburzeniem ale dałam jej
kontynuować.- Po drugie, czy ta sytuacja ci czegoś nie przypomina?- zatrzymałam
się gwałtownie. Zmarszczyłam czoło próbując przypomnieć sobie jakąkolwiek
sytuację podobną do tej.
Brązowowłosa
siedziała spokojnie patrząc na mnie wzrokiem typu „ja-wiem-że-ty-to-wiesz-i-na-pewno-sobie-przypomnisz”.
Nienawidziłam tego spojrzenia. Często kiedy pomagała mi w lekcjach to parzyła
na mnie takim wzrokiem i ciągle powtarzała, że muszę się tylko skupić i sobie
przypomnę. Niestety nigdy nie umiałam sobie przypomnieć tego o co mnie prosiła.
Jak na złość moje myśli zaczynały wtedy błądzić wokół nieistotnych w danym
momencie wspomnień.
-Przecież wiesz,
że teraz nie powiem ci bo…
-Podpowiem
ci tylko jedno- uśmiechnęła się tajemniczo.- Twoja piąta klasa, a nasza szósta.
Dotyczy to ciebie.
Co było w
piątej klasie? Walka ze śmierciożercami w Hogwarcie, śmierć Dumbledore’a,
odnalezienie fałszywego horkruksa…
-Ale nadal
nie wiem…- zaczęłam, ale Miona od razu mi przerwała.
-Zostawię
cię z tym, przemyśl to sobie dobrze. To nie jest trudne, Ginny- uśmiechnęła się
ciepło po czym spojrzała na zegarek.- Muszę lecieć. Poszperam jeszcze trochę w
bibliotece w Pokoju Życzeń, a potem jeszcze sprawdzę jak tam przygotowania do
Balu i czy wszystko jest na miejscu- dopiła herbatę do końca i wstała z łóżka.
Podeszła do
biurka, wzięła dużo pergaminów, kałamarz, pióro, które dostała na trzynaste urodziny
od Percy’ego i herbatniki, które spakowała do torby.
-Jak
będziesz wychodzić to zamknij za sobą- powiedziała będąc już w drzwiach.- I nie
przejmuj się Zabinim. Po prostu pomyśl- mrugnęła do mnie i wyszła zostawiając
mnie zbitą z tropu w jej dormitorium.
***
Hermiona
Położyłam
herbatniki na stoliku i usiadłam w miękkim fotelu.
-Częstuj
się- zwróciłam się do sowy po czym wzięłam jedno ciastko i sięgnęłam po nową
książkę, którą Pasithea niedawno mi przyniosła, czyli Rody czystej krwi od zarania dziejów autorstwa Margaret Burghley.
Była to gruba książka ze złotymi zdobieniami i rysunkiem ogromnej kropli krwi
na okładce. Spojrzałam w spis treści, który znajdował się na początku i
otworzyłam na stronie dwieście osiemdziesiątej siódmej i spojrzałam na portret
Roweny Ravenclaw.
Kruczoczarne
włosy okalające bladą podłużną twarz układały się falami na jej ramionach. Na
czubku głowy lśnił diadem, który później został ukradziony przez jej córkę
Helenę i ukryty w Albanii. Podczas ostatniej bitwy widziałam go tylko przez
chwilę w ręce Harry’ego i nie mogłam się mu przyjrzeć, ponieważ musieliśmy
uciekać przed Szatańską Pożogą. Miał formę srebrnego orła, który rozpościerał
skrzydła na całej długości ozdoby. W miejscu, w którym powinno być oko,
znajdował się mały szafir odbijający światło wraz z każdym ruchem głowy
właścicielki. Jednak ogromny klejnot na środku zwracał największą uwagę. Ze
zdziwieniem zauważyłam, że kiedyś też miał piękny szafirowy kolor, tak jak
kamień w oku. Pewnie zmienił barwę pod wpływem czarnej magii Voldemorta. Na dole
widniały bardzo dobrze znane mi słowa „Kto
ma olej w głowie, temu dość po słowie”, które przeczytałam po raz pierwszy
w Historii Hogwartu, gdzie była
opisana cała legenda dotycząca diademu. Założycielka Hogwartu miała mądre i ciepłe
oczy w kolorze mlecznej czekolady, które sprawiały, że wydawała się osobą
przyjazną, ale też przez jej arystokratyczne rysy twarzy od razu sprawiała
wrażenie silnej i potężnej czarownicy, której się należy dużo szacunku.
Obok Roweny,
był portret jej męża Roberta, potężnego mężczyzny z gęstymi brązowymi lokami i
wąskimi grafitowymi oczami. Ich podobizny były połączone gałęzią, z której
wyrastały trzy inne z obrazami Heleny, Eleine i Timothy’ego Ravenclaw.
Pod spodem
rozciągała się reszta drzewa genealogicznego, które dochodziło aż do
osiemnastego wieku. Wszędzie było pełno portretów ludzi z przeszłości. Wielu z
nich miało takie same oczy w kolorze mlecznej czekolady, jak ich słynna
przodkini.
Wróciłam do
spisu treści i odnalazłam Helgę Hufflepuff.
Była pulchną
kobietą w żółtej sukni z gęstymi blond włosami, które miała splecione w długi
warkocz. Na głowie też miała coś w rodzaju diademu. Ten jednak był złoty i o
ile się nie myliłam nad ogromnym czarnym turmalinem znajdował się borsuk,
zwierze charakterystyczne dla niej i jej domu w Hogwarcie. W ręce trzymała
czarkę, z którą zwykle jest przedstawiana. Wyglądała tak samo jak w Komnacie
Tajemnic kiedy musiałam ją zniszczyć. Helga
z portretu uśmiechała się przyjaźnie, a w jej niebieskich oczach można było
dostrzec wesołe iskierki.
Razem z
Eugenem Hufflepuffem miała również trójkę dzieci. Christophera, Clarissę i
Henrica.
Przewróciłam
parę stron i spojrzałam na Godryka Gryffindora.
Był
uśmiechnięty od ucha do ucha ukazując śnieżnobiałe zęby. Miał mocno zarysowaną
szczękę i podłużną twarz, którą okalały blond loki sterczące na wszystkie
strony. Jego brązowe oczy od razu wzbudzały zaufanie. Można by było powiedzieć,
że był bardzo przystojny. W ręce trzymał swój miecz wysadzany rubinami, który
nosiłam w zeszłym roku w torebce. Był ubrany w szkarłatne szaty ze złotym lwem
na piersi.
Pod jego
portretem z gałęzi jego i Monici Gryffindor wychodziły portrety trzech chłopców
z tymi sami oczami i rysami twarzy ich ojca. George i Kenneth byli do siebie
bardzo podobni, jedynie ich młodszy brat Dale wyróżniał się prostymi brązowymi
włosami odziedziczonymi po matce.
Z ciekawości
spojrzałam na stronę z Salazarem Slytherinem.
Proste
czarne włosy do ramion, chorobliwie blada twarz, na której gościł szyderczy,
pełen pogardy uśmiech i zimne przenikliwe oczy w szarym kolorze, w których
widać było wyższość i ogromną pewność siebie. Z ciekawości spojrzałam na jego
szyję. Oczywiście. Na szmaragdowych szatach widniał medalion z wielką literą S,
przypominającą wijącego się węża. Slytherin wyglądał mroczno i przerażająco.
Kiedy przymrużyłam oczy, zobaczyłam parę podobieństw z Tomem Riddlem, którego
zdjęcie z czasów szkolnych widziałam w bibliotece w jednym z artykułów. Te same
czarne włosy, choć u Voldemorta układające się falami. Te same szare oczy…
Westchnęłam
ciężko i odłożyłam książkę na bok.
Wszystko to
już wiedziałam. Znalazłam kilku potencjalnych potomków Roweny Ravenclaw, Helgi
Hufflepuff i Godryka Gryffindora, ale ciągle brakowało mi tego kogoś. Wszyscy,
których znalazłam znajdowali się tutaj, w Hogwarcie, ale żaden z nich nigdy nie
słyszał o Pierwotnym Pierścieniu. Nadal znajdowali się pod szczególną ochroną
nauczycieli i prefektów, ale na razie nie było żadnego przełomu, wskazówki.
-Mam
wrażenie, że cały czas coś mi umyka- zwróciłam się do Pasithei.- Najgorsze jest
to, że czasem czarodzieje byli wypalani z drzew genealogicznych z byle powodu.
Nie wiem o wszystkich, o których mogłabym wiedzieć. Może jednak nie wiem o
wszystkich? A Poszukiwacze niedługo odnajdą tę osobę? A jeśli nie zdołam jej uchronić?-
przetarłam oczy i spojrzałam na sowę.- Będę musiała znaleźć jakieś nieoficjalne
księgi. Może jakieś pamiętniki? Tylko skąd je wziąć...- zawiesiłam głos i
podrapałam się po głowie.
Gdybym miała
takie pamiętniki, może udałoby mi się odszukać osobę, która została wypalona,
ale może odszukała Pierwotny Pierścień? Teraz ona go przekazuje, ale nikt ich
nie może wytropić, ponieważ nie zostało to nigdzie napisane? Poza tym,
wszystkie rodziny czystej krwi są w jakiś sposób ze sobą spokrewnione.
Westchnęłam ciężko. Było zbyt dużo niewiadomych.
Wyjęłam z
torby różdżkę i wycelowałam w komodę stojącą na drugim końcu komnaty.
-Tabbulam supputatis mutatio*- szepnęłam,
po czym wstałam i podeszłam do szerokiej zielonej tablicy z rozkładanymi
skrzydłami po obu stronach.
Miałam ją
już od dwóch miesięcy. Zapisywałam na niej wszystko, co mi przyszło do głowy i
dotyczyło Pierścienia. Ofiary, daty, podejrzenia.
Wzięłam do
ręki kredę i dużymi literami pod ZADANIAMI napisałam:
Znaleźć pamiętniki bądź inne
nieoficjalne źródła informacji.
Odtworzyć każdy krok Założycieli. Kto
mógł dostać Pierścień?
Wróciłam do
torby i wyjęłam listę podejrzanych, żeby przypiąć ją do tablicy. Przerażające
było to, że było bardzo dużo dzieci śmierciożerców, we wszystkich domach, w
każdym wieku. Popodkreślałam osoby, które były na piątym, szóstym i siódmym
roku. Byłam pewna, że reszta nie zdobyłaby się na coś takiego. Zostawiłam
resztę tylko dlatego, że nie mogłam zapomnieć o jakimś podejrzanym.
Doświadczenie mnie nauczyło, że najczęściej pozory mylą.
Otworzyłam
prawe skrzydło, które było poświęcone Poszukiwaczowi.
POSZUKIWACZ
Zna się na czarnej magii i nie boi
się jej używać
Sprytny
Mądry
Zdolny
Bez hamulców, BARDZO NIEBEZPIECZNY
Prawdopodobnie wywodzi się ze starego
rodu czarodziejów czystej krwi, który kocha czarną magię
Żądny władzy
Dobry w eliksirach,
OPCM, czarnej magii i zaklęciach (?)
Ma jakiś uraz z wojny?
Z przeszłości?
7 listopada
PRZYNAJMNIEJ 2 POSZUKIWACZY
WSPÓŁPRACUJĄCYCH ZE SOBĄ! JEDEN Z NICH JEST BLONDYNEM!
-Zeznania Hanny
Czy Nott z nimi
współpracował czy działał na własną rękę?
Potem
spojrzałam na listę z ofiarami. Luna, Hanna i Gwen. Przy każdej z nich
sporządziłam coś w rodzaju metryczki. Z jakiego domu są, w jakim wieku i czym
się wyróżniały. Dlaczego Poszukiwacze wybrali akurat je? Dlaczego nie kogoś
innego? Było dosyć dużo przypadków, z których mogliby wybierać. Ja pewnie też
nie odkryłam wszystkich.
Nagle przez
głowę przeszła mi pewna myśl. Co łączyło je wszystkie? Czym się kierowali? Jak
je wytropili?
-Trzeba
myśleć jak oni!- krzyknęłam.- Dlaczego wcześniej o tym nie pomyślałam?-
pokręciłam głową z niedowierzaniem i dezaprobatą.- Jak mogłam być taka głupia?!
Zła na
siebie podbiegłam do torby, wyjęłam trzy duże pergaminy i powiesiłam przy
każdej z dziewczyn drzewo genealogiczne. Od danego Założyciela aż do nich
samych, każda z osobna.
-Co je
łączy? Czym oni się kierują?- mruknęłam cicho pod nosem przyglądając się
każdemu z tych drzew.
Czułam, że
odpowiedź mam w zasięgu ręki. Że wiem o co chodzi, ale nie mogłam odkryć co to
takiego. Nienawidziłam tego uczucia. Tak samo miałam z Nicolasem Flamelem w
pierwszej klasie, w drugiej z Bazyliszkiem, w trzeciej z Lupinem i tym czy jest
wilkołakiem, w czwartej chciałam pomóc Harry’emu z jajem do drugiego zadania,
ale nic mi nie przyszło do głowy, na piątym roku domyślałam się czemu Harry tak
się zachowuje choć nie doszłam do tego, że ma z Voldemortem specjalne
połączenie, w szóstej klasie Książę Półkrwi, przy poszukiwaniu horkruksów, czym
możemy je zniszczyć… Zawsze przed odkryciem, bądź dowiedzeniem się danego faktu
gościło we mnie to uczucie. Teraz dotyczyło Pierwotnego Pierścienia.
No przecież muszą mieć jakiś system!- pomyślałam, po czym spojrzałam
jeszcze raz na opis poszukiwacza.
Wywodzi się
ze starego rodu czystej krwi…
-Tradycja!-
krzyknęłam z satysfakcją a Pasithea lekko podskoczyła na swojej żerdzi
zaskoczona moją nagłą reakcją.- W świecie czarodziejów najważniejsze jest
pierworodne dziecko!
Sprawdziłam
czy moja teza się potwierdzi. Miałam rację.
Wzięłam
szybko do ręki kredę i napisałam wielkimi literami słowo TRADYCJA.
Poszukiwacze
kierowali się właśnie nią. Ale skoro sprawdzili już w linii pierworodnych? To
co będzie dalej?
Myśl tradycyjnie, tradycyjnie,
tradycyjnie…
-Pierworodny
syn!
Z
entuzjazmem spojrzałam na każde drzewo genealogiczne.
U Roweny był
to Timothy, ale Luna pochodziła od Heleny, ponieważ ona była najstarsza i nie
miałam dalszej linii jej młodszego brata.
Robert był
najstarszym dzieckiem Helgi Hufflepuff więc miałam ciąg dalszy, ale tylko dwa
pokolenia do przodu. Później jako pierwsza urodziła się Rita Gates i nie miałam
już ciągu dalszego drzewa od Thomasa, jej młodszego brata.
Z
Gryffindorem nie było aż tak wielkiego problemu i bardzo długo pierwszym
dzieckiem w danej rodzinie był chłopiec, ale w tysiąc siedemset osiemdziesiątym
szóstym urodziła się Katie Montrose, a dopiero potem Richard, przez co znowu
musiałam szukać.
Spojrzałam
na zegarek i trochę posmutniałam. Siedziałam tu już dwie godziny, a musiałam
jeszcze zobaczyć czy wszystko w porządku w związku z Balem Bożonarodzeniowym, a
szkoda. Wreszcie nie stałam w miejscu!
-Pasitheo,
odłóż mi proszę na stolik książki związane z drzewami genalogicznymi zaczynając
od Timothy’ego Ravenclaw, Thomasa Gatesa i Richarda Montrose*, dobrze? Przejrzę
je następnym razem, bo jeśli dobrze wywnioskowałam, to może uda nam się
uprzedzić Poszukiwaczy. Aha, jeszcze jedno. Jeśli znajdziesz jakieś pamiętniki
w tej wspaniałej bibliotece, które mogłyby mi pomóc, to też je przynieś.
Dziękuję!- krzyknęłam. Sowa tylko lekko skinęła łebkiem i poleciała pomiędzy
ogromne regały. Poszłam do swojej torby, zebrałam pergaminy, które wyrzuciłam
przy szukaniu drzew genealogicznych, po czym skierowałam jeszcze raz różdżkę na
tablicę.- Vestium mutatio*- i znów
stała przede mną zwykła, niepozorna komoda.- Do zobaczenia!- rzuciłam w
przestrzeń i gdy usłyszałam wesoły pisk sowy, który był pożegnaniem, wyszłam z
Pokoju Życzeń.
***
Pansy
-Odrobinę
wyżej!- krzyknęłam do krukona, który wieszał wieniec Bożonarodzeniowy.
Posłusznie wyciągnął ozdobę trochę wyżej, tak jak mu kazałam.- Idealnie!
Chłopak
zadowolony z siebie powiesił ją i poszedł pomóc jakiejś puchonce, więc
odwróciłam się i spojrzałam jeszcze raz na Wielką Salę.
W tym roku
przeszliśmy samych siebie. Sala była udekorowana „bajecznie”, wszędzie było
pełno durnych światełek, które jako tako wyglądały i w każdym kącie czuć było
rodzinną atmosferę. Po obu stronach stołu wredot zwanych nauczycielami,
ustawiliśmy trzy ogromne choinki przyniesione przez Hagrida. Uśmiechnęłam się z
pogardą na wspomnienie tego półolbrzyma. Był dosyć zabawnym… ekchem… stworzeniem i zawsze rozweselał
wszystkich dookoła z wyjątkiem mnie i większości ślizgonów. Kiedy słyszałam z
daleka jego ciężki chód, od razu uciekałam jak najdalej od tego miejsca. Zawsze
mdliło mnie na wspomnienie tej całej jego wesołości i durnego języka i odzywek
„Dzień dobry, pani psor” skierowane
do McSztywnej, „Cholibka, ale
wyrośliście” skierowane do Golden Trio… Najgorzej było jednak na początku
roku. Jego idiotyczny ochrypły głos wołający „Pirszoroczni do mnie!” wywoływał u mnie nieprzyjemne ciarki
obrzydzenia, a trudno było od tego uciec wysiadając z pociągu. Już nie
wspominając o tym smrodzie z Zakazanego Lasu, który za sobą przynosił…
-Hej
Czarna!- przez drzwi weszła uśmiechnięta od ucha do ucha
Panna-Wiem-To-Wszystko-Granger. Była strasznie blada jakby nie spała od wielu
nocy, a pod oczami widać było ciemne kręgi. Mimo wszystko wyglądała na osobę,
która była bardzo z czegoś zadowolona.
-Witaj
Granger- uśmiechnęłam się szyderczo.- Czy nie pomyślałaś o tym, żeby co jakiś
czas użyć mojego prezentu, który dostałaś na urodziny? Wyglądasz jak gumochłon
wymęczony po długich godzinach spędzonych z Zarośniętym Olbrzymem, który je
zanudza swoimi ckliwymi opowiadaniami z Zakazanego Lasu- uwielbiałam się z nią
kłócić i sprzeczać. Gryfonka przewróciła oczami, ale obdarzyła mnie takim samym
uśmiechem.
-Ty też
ładnie wyglądasz. Widać, że zbyt długie przebywanie w swoim dormitorium w
lochach nie służy na twoją cerę- powiedziała ze śmiechem.- Jak idą
przygotowania?
-Bardzo
dobrze, pani prefekt- zasalutowałam, jak jakiś mugolski żołnierz składający
raport generałowi.- Obyło się bez większych ofiar choć jeden gryfon, przez przypadek oczywiście, dostał w
głowę zieloną bombką sterowaną przeze mnie- westchnęłam teatralnie.- Ach, jaka
ze mnie niezdara- położyłam rękę na czole, jakby mdlejąc.- Trzeba było mnie nie
wkurzać i nie zgrywać bohatera, który mi pomoże- powiedziałam już z triumfalnym
uśmieszkiem na ustach.- Po prostu tak jakbym była malutką dziewczynką, która
nie potrafi sobie poradzić i potrzebuje walecznego gryfona, który zawiesi za
mnie bombkę, bo przecież to jest takie trudne- prychnęłam z pogardą i
przewróciłam oczami.- Potem ten sam idiota próbował zamiast mnie okryć szronem
lampki boczne, więc znowu dostał śnieżką, którą ktoś nagle przywołał zza okna. Mówię ci, w waszym herbie zamiast
lwa powinien być osioł. Wszyscy tak samo głupi i uparci- założyłam ręce na
piersi.
-Znowu Harry
chciał cię wyręczyć?- na jej twarzy wykwitł ślizgoński uśmieszek.
-Tak, znowu
ten Potter- przewróciłam oczami. Hermiona wybuchnęła śmiechem, a w jej oczach
zatańczyły iskierki rozbawienia.
-Wiesz gdzie
jest Draco?- zmieniła temat. A szkoda bo już zaczęło robić się ciekawie. Ale
cóż, obowiązki.
Wskazałam
jej głową kąt Wielkiej Sali przy jednej z choinek, gdzie stał Smok rozmawiający
z Nottem.
Teo przez cały rok miał odbywać swoją karę za
wystąpienie na początku roku z Pomyluną. Pokręciłam głową z dezaprobatą. Jak
można być tak nieostrożnym? Pomimo tego, że nigdy nie byłabym tak szalona, żeby
szukać jakiegoś Durnego-Merlińskiego-Pierścienia, bo po co, to nie wiedziałam
jak można nie zabezpieczyć się przed zdemaskowaniem? No proszę. Przecież
wystarczyło rzucić proste zaklęcie przeciw podsłuchiwaniu. Każde dziecko to
potrafi.
Wiedziałam o
tym wszystkim od samego oprawcy. Opowiedział mi każdy szczegół w naszym Pokoju
Wspólnym, a ja tylko kręciłam głową z mieszanką rozbawienia i niedowierzania.
Skarżył się na karę, którą będzie musiał odbyć oraz na siniaki, które miał na
całym ciele jakby ktoś nim obijał o ściany. Najśmieszniejsze, że rzeczywiście
kiedy był nieprzytomny był uderzany o kamienne ściany korytarzy przez Pottera,
który lewitował jego związane ciało do gabinetu Dyrektorki. Dowiedziałam się o
tym wszystkim od Granger kiedy zaczęłyśmy rozmawiać i kiedy mi powiedziała, nie
mogłam powstrzymać wybuchu śmiechu.
-Cześć
Draco- ze wspomnień wyrwał mnie głos Hermiony. Kiedy Nott zauważył nas, od razu
się oddalił do paru ślizgonów rozmawiających przy jednej z choinek. Malfoy i
Miona przytulili się krótko na powitanie. Potem gryfonka odwróciła się.- Widzę,
że wszystko w porządku- rozejrzała się po pomieszczeniu, po czym spojrzała na
mnie z figlarnym uśmiechem.- No może poza…
-Och
przymknij się Granger- wcięłam jej się zanim dokończyła.- Smok i tak to
wszystko widział. Nawet nie chciał Potterowi odjąć punktów za idiotyczne
zachowanie- ślizgon tylko przewrócił oczami ze szczerym uśmiechem. Wyglądał jak
jakiś głupkowaty gryfon, ale mimo wszystko cieszyłam się, że wreszcie się
prawdziwie uśmiecha. Przez swojego ojca i śmierciożerców, zawsze musiał nosić
swoją chłodną maskę, której nienawidziłam. Po wojnie często ją i tak zakładał,
ale po tym jak zszedł się wreszcie z Hermioną, zaczął się normalnie uśmiechać i
wyglądał po prostu jak człowiek. Byłam wdzięczna Merlinowi (pomimo tego swojego
idiotycznego pierścionka, przez który mamy tutaj kłopoty), że przysłał tę
odważną, upartą i mądrą gryfonkę dla tego zimnego drania.
-Muffliato-
szepnęła brązowowłosa w głąb Wielkiej Sali, żeby nikt oprócz naszej trójki
niczego nie słyszał, co mnie zaskoczyło, ale byłam na tyle mądra, żeby tego nie
okazać.- Chyba wiem kto może być następną ofiarą Poszukiwaczy- powiedziała, a
Draco automatycznie zesztywniał choć na twarzy nadal miał ten durny uśmiech, po
to, żeby nikt nie nabrał podejrzeń spoglądając w naszą stronę. Też się
uśmiechnęłam, choć pewnie w moim wykonaniu był to uśmiech raczej szyderczy.-
Nie pomyślałam o tym wcześniej- pokręciła głową z dezaprobatą- ale oni kierują
się tradycją.
Otworzyłam
szeroko oczy. No tak! Przecież to było takie proste! W sumie też bym tak
zrobiła.
-Pogadamy o
tym potem- spojrzała nagle w bok.- McGonagall do nas podchodzi- zdjęła szybko
zaklęcie i szczerze się roześmiała. Byłam pod wrażeniem. Taka gra u ślizgonów była
normalką, ale gryfoni zawsze byli zbyt impulsywni, nie umieli udawać i zawsze można
z nich było czytać jak z otwartej księgi. Brawo Granger! Przynajmniej ty potrafisz
zachować ostrożność!- Naprawdę? A powiedz mi jak w końcu z tymi koronami księżycowymi
dla króla i królowej Balu?- zmieniła szybko temat.
W tym roku
pani prefekt naczelna zaproponowała zabawę w króla i królową Balu. Podobno
często mugole bawili się w takie coś. Zdziwiłam się, że te robale jednak
potrafią wymyślić coś w miarę fajnego, ale jak widać, nawet takim czasem się
zdarza.
Postanowiliśmy
zamówić w sklepie korony z kamieniami księżycowymi, ponieważ kamienie księżycowe
miały wspaniałe możliwości i wyglądały wspaniale w tego typu ozdobach. Razem z
Diabłem zostałam wyznaczona, aby nadzorować wszystko z nimi związane.
Dostaliśmy w jedną sobotę zgodę na aportowanie się poza obszary Hogwartu.
Teleportowaliśmy się do Francji, ponieważ Zabini mówił, że zna tam kogoś
zaufanego, kto wykona nam te korony z łatwością. Spodziewałam się jakiegoś
geniusza, który potrafiłby mnie od razu zachwycić. Był to jednak stary
francuski idiota. Może i znał się na swoim fachu, ale był tak wkurzający, że
ciągle mnie swędziała ręka, żeby mu nie grzmotnąć jakąś ciekawą klątwą. Ciągle
gadał w swoim ojczystym języku zarzekając się, że nie umie mówić po angielsku,
zachowywał się okropnie i był starym alkoholikiem, od którego tak jechało, że
musiałam wiele razy się powstrzymywać, żeby mu nie zwymiotować na buty jak
McLaggen Snapowi na szóstym roku na przyjęciu Grubego Ślimaka.
Dzięki ojcze
za te wszystkie załatwione lekcje francuskiego w domu! Może i należenie do
starego rodu czarodziejów, który był wierny Wężej Mordzie od pokoleń, nie było
czymś przyjemnym, ale miało to też swoje plusy, jak dodatkowa wiedza,
możliwości i praca z najlepszymi nauczycielami naszej epoki. Wtedy bardzo
narzekałam na lekcje języka żabojadów. No bo proszę! Po co mi to, skoro nie
zamierzam się ruszać z Anglii, a nasi kuzyni stamtąd i tak się do nas nie
odzywali, ponieważ „Nu będą zadaiwać się avec
les horribles anglaises!*”. Ale jak widać pan Frainedieu, mój nauczyciel,
miał rację, że francuski kiedyś mi się przyda.
No i
oczywiście dzięki ojcze za lekcje samokontroli, bo z tamtym człowiekiem było
naprawdę trudno wytrzymać.
Pomimo jego
okropnego stylu życia, rzeczywiście był genialny, tak jak mówił ślizgon. Obie
korony były przepiękne. Wykonane ze srebra, miały swoje gałęzie, które
przeplatały się między sobą przypominając sople lodu, które tworzyły ciekawe
wzory. Pomiędzy nimi co jakiś czas pojawiały się niebieskie kamienie księżycowe.
Na środku każdej z koron znajdował się jeden duży kamień, który był wspaniale
oszlifowany. Korona królowej przypominała trochę wyższy diadem, natomiast
korona króla wyglądała dość tradycyjnie, tak jak korony wszystkich królów z
przeszłości.
Robota była
wykonana perfekcyjnie. Szkoda, że przez takiego gburowatego pijaka. Przeklęci
artyści!
-Blaise
przyniósł je dzisiaj- zaczął jakby nigdy nic blondyn.- Są w Izbie Pamięci
zabezpieczone przez kilka zaklęć ochronnych- rzuconych przeze mnie, dodałam w myślach.- Wyglądają naprawdę…
-Panie
Malfoy, Panno Granger- usłyszeliśmy za sobą dyrektorkę, która wcięła się w
wypowiedź Smoka. Udaliśmy zaskoczonych i odwróciliśmy się do niej.- Mam trzy sprawy.
Po pierwsze, jutro jak wiecie jest wyjazd dla uczniów, którzy chcą wrócić na
święta do domów- oprócz tych co chcieli wyjechać, uczniowie poniżej piętnastego
roku życia musieli wrócić do rodzin. Bal Bożonarodzeniowy był tylko dla trzech
roczników.- Proszę was o pomoc nauczycielom i nadzorowanie tego wyjazdu-
spojrzała na nich znacząco swoim przenikliwym wzrokiem i przeszła do rzeczy
następnej.- Po drugie będzie jeszcze wyjście do Hogsmeade dwa dni przed Bożym
Narodzeniem. Proszę ogłosić to we wszystkich domach- zrobiła krótką pauzę.-
Trzecia sprawa dotyczy waszej dwójki- powiedziała a prefekci tylko dzięki
samokontroli nie wytrzeszczyli oczu w zdumieniu.- Podczas Balu nie musicie
patrolować korytarzy, ponieważ zajmą się tym aurorzy i nawet nauczyciele będą
mogli być tutaj- uśmiechnęła się do nich serdecznie.
-Dziękujemy,
profesor McGonagall- powiedziała ucieszona Hermiona z wesołymi błyskami w
oczach.
-Nie mnie
dziękuj kochana, tylko Kingsleyowi- poklepała ją po ramieniu i poszła w stronę
wyjścia.
Kiedy tylko
zamknęła za sobą drzwi Hermiona rzuciła się Draconowi na szyję z wesołym
piskiem, o mało nie zbijając go z nóg. No i to by było na tyle, jeśli chodzi o
samokontrolę. A już byłam z niej taka dumna. No ale cóż, w końcu była mimo wszystko
gryfonką. Piekielnie mądrą i sprytną, ale wciąż gryfonką.
-Nie mogę w
to uwierzyć- zawołała wesoło, a ślizgon ją objął w pasie.
-Bardzo was
lubię i tak dalej, ale przestańcie bo się zaraz porzygam- powiedziałam ponuro,
a brązowowłosa się cicho zaśmiała. Przewróciłam oczami.- Wszyscy się na was
dziwnie patrzą więc się ogarnij, Granger- mruknęłam, a dziewczyna od razu przywołała
się do porządku. Na jej twarzy było lekkie zaskoczenie, a na twarzy ślizgona
wykwitł łobuzerski uśmiech.
-Przepraszam,
to była chwila słabości- przygładziła włosy i odznakę prefekt naczelnej, a ja o
mało się nie roześmiałam.- Co się gapicie?- warknęła do reszty.- Wracać do
pracy!- i tym sposobem wszyscy wrócili do dekorowania Wielkiej Sali, a ja o
mało się nie roześmiałam. Jedynie obdarzyłam całą sytuację kpiącym uśmiechem.
-To wy się
tu obściskujcie czy co tam, a ja pójdę zrobić coś pożytecznego i zobaczę jak
idzie ludziom na błoniach w dekorowaniu- odwróciłam się na pięcie, przerzuciłam
włosy przez ramię i wyszłam z Wielkiej Sali z sarkastycznym uśmiechem na ustach.
---------------------------------------------------------------------------------------------
*Tabbulam supputatis mutatio- zaklęcie wymyślone przeze mnie (cóż za zaskoczenie XD) z łaciny tabulam supputatis to tablica. Dodałam drugie b dla efektu :D mutatio to zmiana
*Timothy Ravenclaw, Thomas Gates, Richard Montrose- postacie wymyślone przeze mnie. Potomkowie Helgi i Godryka (jak również i Roweny, ale to później) zmieniali nazwiska, ponieważ wokół nazwisk Założycieli było dużo szumu, którego żadna z tych rodzin nie chciała i zawsze zmieniano nazwisko, ponieważ trudniej ich było wytropić (było też wielu przeciwników Założycieli przez te wszystkie pokolenia) Wszystkie połączenia rodzinne czy potomstwo jest wymyślone przeze mnie.
*Vestium mutatio- ten sam algorytm co przy zaklęciu Tabbulam supputatis mutatio. Vestium to szafa po łacinie, ale lepiej brzmiała niż komoda (commode)
Jeżeli jest coś nielogicznego, bądź jest jakiś błąd, poinformujcie mnie o tym w komentarzach. Wszelka krytykę przyjmuję ;)
To chyba jak na razie wszystko...
Kiedy następny rozdział? Myślę, że uda mi się coś napisać w sobotę, ale nic nie obiecuję.
Komentujcie <3
Pozdrawiam serdecznie,
Hermiona :*
PS: Strasznie się za Wami stęskniłam :3
piątek, 3 lipca 2015
To już rok!
Kochani!
Wlsnie dzisiaj mija rok od powstania tego bloga, od pierwszej notki i prologu. Właśnie wtedy zaczęłam pisać. Wiele osób mi pomogło i wspierało :3
Przede wszystkim dziękuję Ravy Malfoy, która wgl przekonała do pisania :3
Moni za poprawianie pierwszych rozdziałów i doradzanie mi w różnych kwestiach <3
Rumcjasowi także za poprawianie i wiele innych rzeczy, których tutaj nie wymienie...
Wszystkim moim czytekniczkom (nie będę wymieniać bo jeszcze o którejś zapomnę, a wszystkie Was kocham ;*) za to ze wytrwałyście i mnie wspieracie
Pewnei pominęłam parę osób ale bardzo ale to bardzo Wam dziękuję <3
Co do rozdziału to nie mam pojecia... jutro nie będzie... ale postaram się jak najszybciej ;)
Serdecznie Wam dziękuję i pozdrawiam,
Miona 😘
Wlsnie dzisiaj mija rok od powstania tego bloga, od pierwszej notki i prologu. Właśnie wtedy zaczęłam pisać. Wiele osób mi pomogło i wspierało :3
Przede wszystkim dziękuję Ravy Malfoy, która wgl przekonała do pisania :3
Moni za poprawianie pierwszych rozdziałów i doradzanie mi w różnych kwestiach <3
Rumcjasowi także za poprawianie i wiele innych rzeczy, których tutaj nie wymienie...
Wszystkim moim czytekniczkom (nie będę wymieniać bo jeszcze o którejś zapomnę, a wszystkie Was kocham ;*) za to ze wytrwałyście i mnie wspieracie
Pewnei pominęłam parę osób ale bardzo ale to bardzo Wam dziękuję <3
Co do rozdziału to nie mam pojecia... jutro nie będzie... ale postaram się jak najszybciej ;)
Serdecznie Wam dziękuję i pozdrawiam,
Miona 😘
poniedziałek, 22 czerwca 2015
Następna miniaturka?
Kochani byłam na balu gimnazjalnym :3 Bylo BOSKO <3Tańczyłam rock n' rolla, różne obroty, skakanie... <3 SERDECZNIE POLECAM!!! *.*
Piszę ponieważ możliwe, ze w najbliższym czasie jeśli będę miała chwilę to stworzę z tego balu miniaturkę ;) Oj będzie się działo :3 Chociaż to zależy...
Na razie to tyle... Przed zakończeniem roku myślę, że nic nie wstawię. Na razie rozpaczam nad tym, że będę musiała się rozstać z tak wspaniałymi ludźmi :'( Nawet nie wiecie jak bardzo!
Dziękuję za tak ogromną liczbę wyświetleń! Nawet nie wiecie jak bardzo się cieszę <3
Zrozpaczona wizją końca roku,
Hermiona :*
Piszę ponieważ możliwe, ze w najbliższym czasie jeśli będę miała chwilę to stworzę z tego balu miniaturkę ;) Oj będzie się działo :3 Chociaż to zależy...
Na razie to tyle... Przed zakończeniem roku myślę, że nic nie wstawię. Na razie rozpaczam nad tym, że będę musiała się rozstać z tak wspaniałymi ludźmi :'( Nawet nie wiecie jak bardzo!
Dziękuję za tak ogromną liczbę wyświetleń! Nawet nie wiecie jak bardzo się cieszę <3
Zrozpaczona wizją końca roku,
Hermiona :*
wtorek, 16 czerwca 2015
Rozdział 24
Przepraszam, że nie było rozdziału. Był napisany już baaaaaaaaaaaaardzo dawno temu. Wysłałam Rumcajsowi, ale on ma zbyt dużo na głowie i stwierdziłam, że nie musi już sprawdzać mi rozdziałów... Będzie dobrze jak totalnie rozstanie się z tą historią...
Potem zwróciłam się do Moni, ale ona ma też zbyt dużo na głowie. Dlatego też rozdział jest niepoprawiony!
Bardzo możliwe, że ten rozdział jest okropnie przesłodzony, ale muszę jak najszybciej lecieć z akcją. Możliwe, że nie będę też czekała na to aż ktoś mi poprawi dany rozdział, więc bardzo możliwe, że nasza historia stanie się odrobinę chaotyczna i czasem przesłodzona bo nikt mnie nie będzie hamować w razie czego... Ostatnio piszę okropnie, jakoś mi to nie wychodzi i ciągle Was zawodzę z rozdziałami...
Dlatego postanowiłam, że skończę to opowiadanie i przestanę pisać na zawsze... miałam pomysł na kolejnego bloga, ale pogorszyłam się, nie będę umiała, to będzie suche i złe (nawet nie wiem czy moje przyszłe rozdziały tutaj tak nie wyjdą) dlatego przepraszam Was... Ale spokojnie, to opowiadanie zostanie zakończone, tak jak obiecałam, ponieważ ja dotrzymuję obietnic...
Przenieśmy się do rozdziału 24:
Początek pisałam w autokarze na wyjeździe do Włoch :3 Nigdy więcej nie będę tak pisać! Potem wklepywanie tego na komputer -_- MASAKRA! :D
Będzie pewnie meeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeegaaaaa przesłodzony :/
Mamy nową narratorkę :3 A mianowicie Pansy. Nawet nie wiecie jak fajnie mi się pisało z jej perspektywy <3
Jeśli jest coś niezbyt logicznie to przepraszam, najwyżej zwróćcie mi uwagę ;) Jestem gotowa na wszelką krytykę <3
Proszę Was o komentarze i Wasze opinie :*
Już więcej nie piszę, ENJOY :*
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
*Węża Morda- fajny pseudonim no nie? Coś mi sie wydaje, że wziełam to chyba z innego bloga... ale tak bardzo mi pasowało do mojej Pansy, że nie mogłam tego wyrzucić :3
*Pasitheę- nie wiedziałam jak odmienić imię Pasithea więc wyszło coś takiego :D Mam nadzieję, że poprawnie wyszlo :p
Co do rozdziału- mega słodki ale mi się podoba :3 Refleksje Pansy najlepsze <3 A co do jej rodziców i tego jakby braku litości i miłości do nich... Zrozumcie, że oni ja przymusili do tego i raczej za nimi nie przepadała. Oczywiście ich szanowała bo to jej rodzice, ale nigdy jakoś ich bardzo nie lubiła.
O co chodzi z Poszukiwaczem? Dlaczego Draco? Czyżby jednak był dwulicową tlenioną fretką za jaką jest uważany? Może tak, może nie...
Zobaczymy co się będzie dzialo dalej ;)
Chyba wszystko co chciałam napisałam :D Proszę o Wasze komentarze <3 (o ile ktokolwiek tu jeszcze zagląda)
Pozdrawiam serdecznie,
Hermiona :*
Potem zwróciłam się do Moni, ale ona ma też zbyt dużo na głowie. Dlatego też rozdział jest niepoprawiony!
Bardzo możliwe, że ten rozdział jest okropnie przesłodzony, ale muszę jak najszybciej lecieć z akcją. Możliwe, że nie będę też czekała na to aż ktoś mi poprawi dany rozdział, więc bardzo możliwe, że nasza historia stanie się odrobinę chaotyczna i czasem przesłodzona bo nikt mnie nie będzie hamować w razie czego... Ostatnio piszę okropnie, jakoś mi to nie wychodzi i ciągle Was zawodzę z rozdziałami...
Dlatego postanowiłam, że skończę to opowiadanie i przestanę pisać na zawsze... miałam pomysł na kolejnego bloga, ale pogorszyłam się, nie będę umiała, to będzie suche i złe (nawet nie wiem czy moje przyszłe rozdziały tutaj tak nie wyjdą) dlatego przepraszam Was... Ale spokojnie, to opowiadanie zostanie zakończone, tak jak obiecałam, ponieważ ja dotrzymuję obietnic...
Przenieśmy się do rozdziału 24:
Początek pisałam w autokarze na wyjeździe do Włoch :3 Nigdy więcej nie będę tak pisać! Potem wklepywanie tego na komputer -_- MASAKRA! :D
Będzie pewnie meeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeegaaaaa przesłodzony :/
Mamy nową narratorkę :3 A mianowicie Pansy. Nawet nie wiecie jak fajnie mi się pisało z jej perspektywy <3
Jeśli jest coś niezbyt logicznie to przepraszam, najwyżej zwróćcie mi uwagę ;) Jestem gotowa na wszelką krytykę <3
Proszę Was o komentarze i Wasze opinie :*
Już więcej nie piszę, ENJOY :*
***
Pansy
-Jedziesz do
domu na święta?- zapytał Diabeł popijając spory łyk ze szklanki z Ognistą
Whiskey.
Zanim
zdążyłam cokolwiek powiedzieć ktoś zaczął walić w drzwi od naszego pokoju. Od
razu zacisnęłam rękę na różdżce w kieszeni, tak samo jak Blaise. Spojrzałam na
niego porozumiewawczo i skinęłam głową na znak, że jestem gotowa do ewentualnej
interwencji.
Już parę
razy w tym roku mieliśmy sytuację gdzie jakieś bachory śmierciożerców chciały
nas zaatakować, żeby pomścić swoich rodziców, którzy najczęściej po wojnie
trafili do Azkabanu bądź zostali ucałowani przez dementorów. Obwiniali nas,
dlatego że nam udało się wyjść z tego cało i ktoś rozpowiedział, że zdradziliśmy
Wężą Mordę* i resztę naszych kochanych koleżków. Gdyby nie było Malfoya, przy
pierwszym ataku, to Zabini do dzisiaj leżałby w Skrzydle Szpitalnym. Prawda
była taka, że ja i Blaise zostaliśmy uratowani cudem dzięki Smokowi, za którym
wstawił się Potter.
Nasi rodzice
nie mieli tyle szczęścia co my. Zostali zesłani do Azkabanu i zobaczymy ich
dopiero za dwadzieścia lat. Cóż, należało im się. Po tym co robili na służbie u
Voldzia, nie dziwię się.
Nigdy nie
chciałam włazić w to całe bagno, tak samo jak Smok i Diabeł. Niestety pod
przymusem musieliśmy przyjąć Mroczny Znak, który ciągle mi przeszkadza bo przez
Pyszałkowatego Lorda Beznosego nie mogę nosić koszulek z krótkim rękawem i
wszyscy będą na mnie dziwnie patrzeć. Dzięki Ci o Beznadziejny Panie za tak
miłą niespodziankę i wspaniały tatuaż, który jest po prostu ostatnim krzykiem
mody! Na pewno będę wszędzie mile widziana!
Podczas wojny nie było aż tak źle. W tym całym
koszmarze zawsze udawało mi się jakoś sprytnie uniknąć wykonywania jakichś
egzekucji, czy też napadania na mugolskie wioski. Nie udało mi się jednak
uniknąć patrzenia na te egzekucje, z których do dziś mam koszmary. Czułam do
mugoli wstręt, ale jakoś nie czułam potrzeby by ich zabijać czy w ogóle
krzywdzić. Zawsze muszą się znaleźć jakieś szczury, które po prostu zapełnią
świat, bez nich byłoby nudno.
Chociaż ostatnio
coraz mocniej utwierdzam się w przekonaniu, że mugole i szlamy to jednak nie
tylko obrzydliwe kreatury, które tylko bez sensu żyją i zatruwają nam
czarodziejom życie, ale też ludzie, którzy są nawet do zniesienia. Miesiąc temu
zaczęłam gadać z Panną-Wiem-To-Wszystko-Granger i choć wydawałoby się to
dziwne, udało nam się znaleźć wspólny język. Okazało się, że pomimo tego, że
jest szlamą to jest normalna.
Najbardziej mnie zdziwiło to, że pomimo tego, że jest gryfonką, to potrafi być
sprytna i nawet wredna. Ostatnio podzieliła się ze mną swoim planem dotyczącym
Malfoya, który według mnie był genialny. Nie dziwię się jej, że tak to
zaplanowała. Smok zmieniał dziewczyny jak rękawiczki i żadnej nie szanował.
Skąd miała mieć pewność, że ona nie będzie następna, a potem będzie cierpieć?
Wiedziałam o tym, że blondyn przez te wszystkie lata był pod wpływem
przeróżnych uroków czarnomagicznych, ale że uwielbiałam utrudniać mu życie to nic
nie powiedziałam jej tylko przytaknęłam i poparłam jej pomysł.
Chyba
jeszcze żadna z dziewczyn tego ślizgona nie była niedostępna dla szanownego
arystokraty Draco Malfoya. On pewnie nie wie co się teraz dzieje. Nigdy nie
musiał nic robić, a one padały mu do stóp. Teraz chodził po szkole zagubiony
ale ostatnio nawet lekko zdenerwowany. Ale cóż. Niech wreszcie chłop się
postara o dziewczynę, a nie na odwrót!
Blaise
podszedł do drzwi i je otworzył. Za progiem stał rozwścieczony Smok i bez słowa
wlazł do pomieszczenia, usiadł w fotelu wcześniej zajmowanym przez swojego
przyjaciela i wypił pół szklanki Ognistej należącej do Zabiniego. Z ulgą
puściłam różdżkę i uśmiechnęłam się szeroko. Granger musiała już go nieźle
wkurzyć.
-Tak Smoku,
możesz wejść- powiedział ironicznie ślizgon wciąż trzymający rękę na klamce.
Zamknął drzwi i odwrócił się.- Tak, możesz napić się mojej Whiskey i usiąść w moim
fotelu- prychnął i usiadł naprzeciwko przyjaciela, po czym przywołał różdżką
jeszcze jedną szklankę.
-Ja już po
prostu nie wytrzymuję!- krzyknął rozwścieczony blondyn.- Od miesiąca nie odzywa
się do mnie, unika mnie, ale jak już łaskawie na mnie spojrzy to uśmiecha się
tylko tajemniczo i trzepocze tymi swoimi długimi rzęsami! Jedyne tematy jakie
poruszamy to sprawy prefektów lub tajemnica Pierwotnego Pierścienia! Co jej
nagle odwaliło?! Najpierw się do mnie przytula, całuje i mówi, że jestem jej
potrzebny, a potem znowu się do mnie nie odzywa i znowu ucieka! Co się tu
właściwie na Salazara dzieje?! O co jej chodzi?!- chłopak spojrzał na mnie z
wyrzutem i błaganiem w oczach. Dłużej nie mogłam wytrzymać i wybuchnęłam
szczerym śmiechem.
-I co cię
tak bawi?- powiedział z miną niezadowolonego pięciolatka, któremu przed chwilą
zabrano jego ulubioną zabawkę.
-Granger
jest genialna- wykrztusiłam pomiędzy napadami śmiechu.
-Co?- wybity
z tropu Draco wytrzeszczył oczy, przez co zaczęłam się jeszcze bardziej śmiać.
-Smoku,
kobiet nie ogarniesz- powiedział Diabeł patrząc się na mnie ze zmarszczonym
czołem i niezrozumieniem w oczach, powodując u mnie kolejny napad śmiechu.
-Wy naprawdę
nie rozumiecie?- spytałam po częściowym uspokojeniu się. Otarłam łzy z oczu i
odchrząknęłam.- Pomyśl Draco, to nie jest trudne- zwróciłam się do przyjaciela.
-Gdybym o
tym pomyślał i od razu znalazł rozwiązanie to ta rozmowa w ogóle by nie miała
miejsca- powiedział ponuro. Jak widać bez szczegółowego wyjaśniania się nie
obędzie.
-Czy nie
ciekawi cię teraz co ona robi?- spytałam znudzonym głosem i przewróciłam
oczami. Faceci jednak mają gorsze mózgi od gumochłonów. Jak można się nie
skapnąć albo chociaż podejrzewać? No dobra, mam do czynienia z największym
arystokratą tego świata, który jest przyzwyczajony do dostawania tego czego
chce.
-No tak.
-Tęsknisz za
nią i zawsze kiedy ją widzisz to chciałbyś żeby tylko została?
-Tak.
-Jeszcze się
nie domyśliłeś?- nie mogłam w to uwierzyć! No przecież to jest takie proste!
Stop, przecież w tej sytuacji mam do czynienia z gumochłonem.
-A
powinienem?- zapytał z niedowierzaniem.
-Mężczyźni-
westchnęłam cicho przewracając oczami.
-Możesz mi
zwyczajnie powiedzieć o co jej chodzi?- burknął i spojrzał na mnie wilkiem.
Widać było, że jest zniecierpliwiony.
-No nie
wiem, może by cię jeszcze trochę pomęczyć…- uśmiechnęłam się sadystycznie.
-Parkinson!-
wrzasnął Malfoy, a ja się roześmiałam. Jego krzyk już od dawna nie robił na
mnie żadnego wrażenia.
-No dobra-
znowu przewróciłam oczami, założyłam nogę na nogę i chrząknęłam.- Ona ciągle
jest taka tajemnicza i tak dalej bo chce żebyś się postarał- powiedziałam
tonem, który zwykle się używa dla malutkich dzieci, które jeszcze nic nie
rozumieją.
-Postarał?-
powtórzył ze zmarszczonym czołem zastanawiając się co to właściwie znaczy.
-Na Merlina!
Draco, myśl!- krzyknęłam, ale on nadal miał zmarszczone czoło i nic nie
rozumiał.- Jesteś kolejnym Malfoyem, czarodziejem czystej krwi, arystokratą,
który zawsze dostawał to czego chce bez kiwnięcia palcem. Dziewczyn miałeś
wiele i zmieniałeś je jak rękawiczki. Tak, wiem że to było przez tę durną
klątwę twojego jakże uroczego ojczulka- zironizowałam.- Ale ona chce wiedzieć
czy nie zostawisz jej przy pierwszej lepszej okazji i jej nie zranisz to po
pierwsze, a po drugie czy nie chcesz jej tylko wykorzystać i potraktować jak te
inne puste dziewczyny, z którymi się zadawałeś, a po trzecie wyzywa cię, chce
żebyś się postarał bo musisz wiedzieć, że ona jest wyjątkowa i nie dostaniesz
jej tak po prostu bo jesteś szanownym Draco Malfoyem. Rozumiesz teraz?- z
każdym moim słowem na twarzy ślizgona pojawiało się coraz większe zrozumienie,
ale także niedowierzanie i rozbawienie. Kiedy skończyłam na jego twarzy wykwitł
typowy ślizgoński uśmieszek. Od razu uśmiechnęłam się do siebie w duchu.
Smok nic nie
powiedział. Wstał z fotela, odstawił szklankę na mahoniowy stolik stojący obok
i skierował się do drzwi.
-Dzięki,
Pansy- rzucił na odchodne i już go nie było.
-Po co tak
sobie komplikować życie?- zwrócił się do mnie Diabeł po chwili.- Nie mogła od
razu mu wszystkiego powiedzieć?
-A myślisz,
że jak niby miałaby wyglądać taka rozmowa według ciebie?- podniosłam wysoko
brwi i spojrzałam mu w oczy.- „Słuchaj Draco, kocham cię, ale boję się, że
potraktujesz mnie tak jak inne. Czy tak będzie”? Jakby taka absurdalna rozmowa
w ogóle miała miejsce to od razu on odpowiedziałby jej, że wcale nie. A niby
jak miałaby się upewnić, że on nie ma wobec niej złych intencji?
-Ale
przecież on jest w niej od zawsze szaleńczo zakochany i…
-Pamiętaj,
że przez wszystkie lata tak to nie wyglądało- wcięłam mu się od razu.- Pod
wpływem klątwy on był jej największym wrogiem, a dziewczyny traktował gorzej
niż ty.
-Ej!
-Nie ważne.
W każdym razie ja wszystko tutaj wam wytłumaczyłam.
-I tak nie
rozumiem.
-Bo widzisz
Diabełku, kobiety mają swój sposób myślenia, którego raczej nie pojmiesz-
westchnęłam z politowaniem.- Powiem ci tylko tyle: będzie się działo- mruknęłam
z zadowoleniem, a płomienie w kominku zatrzaskały wesoło.
***
Hermiona
-Hanna nie
jest potomkinią Helgi Hufflepuff!- krzyknęłam z wyrzutem na książkę, w której
znalazłam dzisiejszych potomków jednej z założycielek Hogwartu.
Trzeba chronić Zachariasza Smitha- przemknęło mi przez głowę i od razu
wysłałam patronusa do Harry’ego żeby się tym zajął. Kto by pomyślał, że ten
wredny i egoistyczny idiota jest dziedzicem Helgi Hufflepuff?
Spojrzałam
na Pasitheę* i westchnęłam cicho. Byłam okropnie zmęczona.
-Muszę już
iść- uśmiechnęłam się do niej blado i podałam jej parę herbatników na
przekąskę.- Zobaczymy się pewnie jutro- pogłaskałam ją po grzbiecie, po czym
zebrałam swoje rzeczy i wyszłam z Pokoju Życzeń. Zeszłam powoli dwa piętra
niżej i poszłam pod portret Shizuke Wanabe.
-Wywar Żywej
Śmierci- powiedziałam od niechcenia. Nie wiem czemu McGonagall tak się uwzięła
na hasła z eliksirów, mi to było obojętnie, ale zastanawiało mnie dlaczego na
okres przedświąteczny, czas nadziei, czasu z rodziną i zakończenia wszystkich
kłótni z innymi, nasze hasło odpowiada silnej truciźnie, której jedna kropla
potrafi zabić tuzin osób.
Rzuciłam
torbę obok sofy i usiadłam na niej. Po chwili usłyszałam ciche skrzypienie od
„jego części” naszego Pokoju Wspólnego. W duchu cicho westchnęłam.
Unikanie go
przy każdej możliwej okazji stawało się teraz coraz bardziej uciążliwe. Kiedy
on się wreszcie zorientuje o co chodzi i się postara? Przez cały miesiąc
unikałam go jak tylko mogłam, zaciekawiałam go, uciekałam tak jak miałam w
planie, ale on nic z tym nie robił. Nie biegł za mną, nie próbował mnie
zatrzymywać. Po prostu zawsze pozwalał mi odejść. Już wolałam jak nawet był dla mnie wredny. Czasem gdy się dyskretnie
odwracałam widziałam w jego stalowoszarych oczach niezrozumienie pomieszane z
bólem, niedowierzaniem i zaciekawieniem. Z jednej strony wkurzanie i
zaciekawianie go sprawiało mi ogromną przyjemność i miałam wtedy chorą
satysfakcję, ale z drugiej strony kiedy sobie przypominałam ten ból w jego
oczach, od razu czułam ostry sztylet wkuwany w moje serce. Przez cały miesiąc
dzielnie się trzymałam. Teraz chciałam żeby jak najszybciej się domyślił i
skrócił moje męczarnie.
-Powiedz mi
jedną rzecz- usłyszałam na wstępie jego nieziemski niski głos. Był spokojny.
Odwróciłam się w jego kierunku i spojrzałam na niego. Opierał się o framugę
drzwi i patrzył mi prosto w oczy.- Skąd ci przyszło do głowy, że chce cię
wykorzystać a potem zostawić?
Byłam
zaskoczona jego bezpośredniością, lecz także uradowana. Wreszcie się domyślił!
Tylko… jakim cudem tak trafnie? Stwierdziłam, że nie będę się nad tym zastanawiać.
-Że co?- to
były jedyne słowa, na które mnie było stać.
-Musisz
zrozumieć parę rzeczy- powiedział spokojnie i zrobił krok w moją stronę.
Usiadł obok
mnie. Każdy ruch wykonywał bardzo powoli i ostrożnie. Spojrzał mi głęboko w
oczy i westchnął cicho.
-Kiedy
pierwszy raz jechałem pociągiem do Hogwartu zakochałem się w pewnej małej
dziewczynce- zaczął szeptać ciągle patrząc mi w oczy.- Wpadła na mnie przez
przypadek. Pierwszym co zobaczyłem było ogromne gniazdo poplątanych brązowych
włosów. Lekko się zdenerwowałem i podniosłem się z ziemi po to, żeby wygarnąć
osobie z tym gniazdem, że powinna uważać jak łazi- w jego oczach pojawiły się
wesołe iskierki na skutek wspomnień.- Spojrzałem w dół. Najpierw ujrzałem
najpiękniejsze oczy na świecie w kolorze cynamonu, od których biło takie
ciepło, dobroć, entuzjazm jakiego jeszcze nigdy nie widziałem. Potem piękną,
trochę zarumienioną z emocji twarz, która była ciągle uśmiechnięta. Pomogłem
jej wstać, zaprzyjaźniliśmy się. Przez cały czas w drodze do zamku ze sobą rozmawialiśmy.
Była bardzo inteligentna i umiała się wypowiedzieć na każdy temat. Kiedy się
przedstawiła nie mogłem połączyć jej z żadnym rodem czarodziejów, których
uczyłem się od małego. Trochę mnie to zaniepokoiło, ale z tego co mówił mi
ojciec, żaden mugolak nic nie umiał i był idiotą, więc uznałem, że po prostu
zapomniałem tego nazwiska z drzew genealogicznych- zrobił krótką pauzę i
spojrzał na płomienie przywołując obraz tamtych zdarzeń. Odrobinę posmutniał i powrócił
wzrokiem do mnie.- Niestety ona trafiła do Gryffindoru, a ja tak jak reszta
mojej rodziny do Slytherinu- zaczął kontynuować, lecz z lekkim smutkiem.- Po
jakimś czasie napisałem do ojca, któremu zawsze mówiłem wszystko. Opowiedziałem
o wspaniałych przeżyciach w Hogwarcie, o wkurzającym Potterze i o niej. Kiedy
ojciec się dowiedział bardzo się zdenerwował, ponieważ okazało się, że była
mugolakiem, w dodatku przyjaciółką Złotego Chłopca i gryfonką. Kazał mi się do
niej nie zbliżać. W czasie przerwy świątecznej, kiedy wróciłem do domu ojciec
rzucił na mnie pełno klątw i uroków czarnomagicznych, nawet rzucił na mnie
penale oblivionem- przymknął oczy przypominając sobie bolesne chwile.-
Wszystkie te klątwy były ściśle związane z Wieczystą Przysięgą, którą musiałem
złożyć. Przez siedem lat miałem się do niej nie zbliżać, poniżać, wyśmiewać ją
i utrudniać jej życie na każdy możliwy sposób. We wszystkim miałem być od niej
lepszy i dodatkowo w tym czasie poszukać jakiejś dziewczyny. Ojciec liczył na
to, że zapomnę o niej przez tyle lat i nie będzie problemu- zrobił przerwę. Nie
mogłam się doczekać, aż zacznie kontynuować swoją opowieść, nie przerywałam mu.
Po prostu patrzyłam w stalowoszare tęczówki i słuchałam.- Po tym jak Czarny Pan
powrócił, ojciec ukrócił Wieczystą Przysięgę do sześciu lat, ponieważ każde
wspomnienie związane z pociągiem w pierwszej klasie było zasnute bólem i nie
funkcjonowałem przez to normalnie. Ojciec stwierdził, że i tak mu się ona już
nie przyda bo kiedy Czarny Pan wygra, dziewczyna z pociągu i tak będzie martwa.
Nic nie dało się odczytać z tamtych wspomnień. Zapamiętałem tylko dwie rzeczy:
zapach cynamonu, który zawsze czułem w amortencji, ale nigdy nie potrafiłem go
z niczym połączyć, zresztą za bardzo sprawiało mi to ból żebym mógł
czegokolwiek się domyślić i wspaniałe
cynamonowe oczy- wyciągnął do mnie rękę i założył niesforny kosmyk włosów za
ucho, który zasłaniał moje oczy.- Na początku wojny Wieczysta Przysięga
przestała działać. Przypomniałem sobie wszystko, włącznie z nią. Zacząłem się o
nią bać. Cały czas zajmowała moje myśli, przez cały czas czułem się winny za te
wszystkie lata poniżania jej- jego twarz przez cały czas wyrażała te emocje,
które wtedy czuł. Nie krył się za maską obojętności. Wszystko mogłam zobaczyć.-
Nikt się nie zorientował o czym myślę, dzięki
treningom mojego ojca w ukrywaniu emocji i dzięki mojej kochanej cioci Belli,
która nauczyła mnie oklumencji. Pewnego dnia moje opanowanie zostało wyzwane na
największą próbę. Do naszego dworu przybyli szmalcownicy razem z kimś kto
prawdopodobnie był Potterem. Kiedy to usłyszałem od razu pomyślałem o niej.
Słyszałem pogłoski, że wyruszyła razem z nim i mu pomaga. Kiedy ją zobaczyłem,
musiałem ostro się hamować, by nie wyrwać jej z rąk szmalcowników i przenieść w
jakieś bezpieczne miejsce. Najgorsze jednak było potem- powiedział z bólem i
spojrzał na moje przedramię, na którym było wyryte słowo szlama.- Jej krzyki
pamiętam do dzisiaj. O mały włos nie zamordowałem ciotki Bellatrix i nie
zdradziłem się. Przechodziłem prawdziwe męczarnie. Do dzisiaj często mi się to
śni w najgorszych koszmarach- poczułam, że łzy spływają mi po policzkach. Tak
bardzo się wzruszyłam, że już tego nie powstrzymywałam. Płakałam w najlepsze.-
Na szczęście Potterowi udało się wygrać. Dzięki temu byłem już wolny. Całkiem
wolny. Nie byłem ani pod władzą Czarnego Pana, ani pod Wieczystą Przysięgą, a
że jestem już dorosły to mogę robić co chcę. Miałem jednak obawy- zrobił
przerwę.- Jak po tylu latach bycia największymi wrogami, po tylu latach
poniżania, obrażania miałaby mi wybaczyć? Już nawet nie myślałem o tym, że
mogłaby mnie pokochać. Potem jednak pojawiła się nadzieja i determinacja.
Właśnie dlatego wróciłem do Hogwartu. Po to żebyś mi wybaczyła Hermiono. Po to
żebym mógł jakoś odkupić swoje winy- potem już nic nie mówił. Wiedziałam, że to
wyznanie bardzo wiele go kosztowało. Nie był przyzwyczajony do szczerego
mówienia o swoich uczuciach. Pewnie mówienie o mnie w trzeciej osobie, było dla
niego prostsze.
-Czyli nie
potraktujesz mnie tak jak tamte dziewczyny?- spytałam głosem zachrypniętym od
płaczu. Dalsze kręcenie i jakieś gierki były już dla mnie męczące.
Stwierdziłam, że będę mówiła prosto z mostu.
Jego prawa
powieka prawie niezauważalnie drgnęła, co zawsze zwiastowało, że coś zamierza
zrobić. Uśmiechnął się przebiegle i zanim zdążyłam jakkolwiek zareagować
podniósł mnie z sofy i zaczął się kręcić dookoła.
-Co ty
robisz?- wrzasnęłam ze śmiechem.
-Kiedy
wreszcie do ciebie dotrze, że jesteś wyjątkowa, mądra, piękna i wspaniała i że
nigdy cię nie opuszczę? Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz!
-Ale…
-Nie ma
żadnego ale- wciął mi się.- Skoro ja tak mówię, to tak jest!
-Dobra ale
postaw mnie już- krzyknęłam udając oburzenie, lecz po chwili wybuchłam
śmiechem.
-Nie-
odpowiedział, a ja zaczęłam się jeszcze bardziej śmiać.
-Ładnie
proszę - zatrzepotałam rzęsami i spojrzałam mu w oczy. To zawsze działało.
-Tym razem
musisz się bardziej postarać- jego odpowiedź bardzo mnie zaskoczyła. Jakim
cudem nie uległ?- Wymyśl coś, nie na daremno nazywają cię najmądrzejszą
czarownicą od czasów Roveny Ravenclaw. No chyba, że się mylą…
-Ej!- udałam
oburzenie, lecz po chwili zaczęłam intensywnie myśleć.-Bardzo ładnie proszę?
-Nie o to
chodzi- powiedział ciągle kręcąc się w kółko.
-No to
chociaż mi podpowiedz- uniósł wysoko brwi z triumfem.- Trudno mi się myśli, bo
już trochę mi nie dobrze od tych obrotów- wymyśliłam na poczekaniu, a on się zatrzymał.
-Chcę się
czegoś dowiedzieć. Czy mój powrót do Hogwartu nie poszedł na marne?
-Wybaczyłam
ci już dawno- powiedziałam przypominając sobie jego opowieść i po co wrócił do
Hogwartu.- Czy mógłbyś mnie już puścić?- zapytałam po chwili.
-Nie-
uśmiechnął się łobuzersko.
-Czego
jeszcze możesz chcieć?- pomyślałam na głos i zmarszczyłam czoło.
Jak po tylu latach bycia największymi
wrogami, po tylu latach poniżania, obrażania miałaby mi wybaczyć? Już nawet nie
myślałem o tym, że mogłaby mnie pokochać.
Od razu
zrozumiałam o co mu chodzi. Przybliżyłam się do jego ust.
-Kocham cię-
szepnęłam.
Nagle
usłyszałam jak ktoś otwiera drzwi od skrótu do Pokoju Wspólnego Gryffindoru.
-Miona, nie
uwierzysz co…!- wpadła zadyszana Ginny i kiedy ujrzała Dracona ze mną na rękach
od razu przerwała swoją wypowiedź.- Eee… To ja nie będę wam przeszkadzać.
Poszukam Annie- burknęła po czym spojrzała na mnie wzrokiem typu
„Będziesz-musiała-mi-potem-wszystko-powiedzieć-i-się-od-tego-nie-wymigasz” i
zniknęła za drzwiami.
***
Annie
-…Na
transmutacji profesor Dumbledore opowiadał nam o zamianie widelca w grzebień i
to wszystko dzisiaj- powiedziałam do leżącej Gwen.
Od miesiąca
pani Pomfrey nie udało się jej uzdrowić. Na szczęście usunęła z niej tę dziwną
czarną substancję, ale teraz Gwen była w śpiączce. Profesorka powiedziała mi,
że mówienie do niej jest bardzo dobrym pomysłem, ponieważ najprawdopodobniej nas słyszy i jej sie nudzi, dlatego od jakiegoś czasu
codziennie przychodziłam i opowiadałam o tym co się działo na lekcjach czy też
przekazywałam jej jakieś nowinki wśród naszych przyjaciół.
-Za dwa
tygodnie ślizgoni zagrają z puchonami- zaczęłam nowy temat.- Jestem bardzo
ciekawa jak Draco lata na miotle. Harry mi mówił, że beznadziejnie, ale jakoś
mu nie wierzę. Wiem, że zawsze ze sobą rywalizowali dlatego nie mogę się
doczekać, chcę sama ocenić. A za tydzień Katie robi imprezę urodzinową-
zawiesiłam głos. Od razu przypomniałam sobie imprezę po zwycięstwie gryfonów i
zrobiło mi się smutno.
Od czasu ataku
na Gwen Poszukiwacz Pierścienia się uspokoił. Według Miony było to złe,
ponieważ nie wiedziałyśmy co się dzieje. Ja też tak uważałam i ciągle miałam
się na baczności. Harry nauczył mnie parę przydatnych zaklęć obronnych, takich
które na moim etapie były do ogarnięcia. Nauczyłam parę z nich Daniela i swoich
najbliższych przyjaciół. Tak bardzo się o wszystkich bałam.
-Niedługo
będą święta- zwróciłam się znowu do Gwen zmieniając temat.- Rodzice
podkreślili, żebym koniecznie przyjechała do domu. Chyba mają dla mnie jakąś ogromną
niespodziankę- zrobiłam krótką pauzę, ponieważ nie wiedziałam co dalej
powiedzieć.- Oh Gwenny, tak bardzo mi ciebie brakuje- w moich oczach zebrało
się parę łez, które zaraz powstrzymałam. Bardzo mi bylo ciężko bez niej, jej wesołego śmiechu i opowiadań o jej małym niesfornym bracie, który zaczął wykazywać zdolności magiczne, ale musiałam być silna.- Mam nadzieję, że
pani Pomfrey cię obudzi przed przerwą świąteczną. Nawet upatrzyłam już dla
ciebie prezent- więcej nie mogłam nic powiedzieć.
Tak bardzo
za nią tęskniłam. Na szczęście Miona mnie bardzo wspierała, dzięki niej nadal
miałam nadzieję na to, że Gwen się obudzi. Dlaczego to musiało tak długo trwać?
W tym
momencie do Skrzydła wparowała Ginny, cała czerwona i zdyszana. Jej włosy były
w okropnym nieładzie, lecz na twarzy miała triumfalny uśmiech.
-Nie
uwierzysz co się stało!- krzyknęła cała rozweselona.- Harry wreszcie ze mną
zerwał! Tylko mi nie przerywaj- ostrzegła jak zobaczyła, że już otwieram usta.
Byłam strasznie zdziwiona. Czy Ginny nie powinna być smutna? Niezły humor, jak na taką sytuację. Gdyby ktoś zerwał ze mną to bym płakała w najlepsze.- Oboje
stwierdziliśmy, że nic więcej prócz przyjaźni do siebie nie czujemy i, teraz
będzie najlepsze, on zakochał się w Pansy Parkinson!
-Co?!-
otworzyłam szeroko usta ze zdumienia, a po chwili przypomniałam sobie jak w
Halloween Ginny tańczyła z Harrym, a tuż przy nich wirował Blaise Zabini z
Pansy Parkinson, którzy ciągle oglądali się za parą tamtych gryfonów i zaczęłam
się szczerze śmiać. Ruda już wcześniej opowiadała mi, że zaczyna coś czuć do
Zabiniego i kiedy ujrzałam tamtą sytuację od razu pomyślałam o tym, że Harry
mógłby być z Pansy zamiast z Weasley’ówną, a teraz okazało się, że to może
się spełnić.
-Miałam iść
z tą informacją do Miony- zignorowała mój śmiech.- Ale jak weszłam do ich
Pokoju Wspólnego zobaczyłam naszych prefektów naczelnych w chwili gdy chyba
wyznawali sobie miłość.
-Co?! Jesteś
pewna?!
-Tak!-
krzyknęła uradowana Ginny.- Skoro Fretka miała Mionkę na rękach to myślę, że
tak.
-Na rękach?!
-No przecież
ci mówię, Annie, nie krzycz tak. Masz coś ze słuchem?- roześmiała się ukazując śnieżnobiałe zęby.-
Malfoy wreszcie się zorientował o co jej chodziło przez cały miesiąc.
-I dobrze-
westchnęłam.- Ona już tak się katowała…- zawiesiłam głos i przypomniałam sobie
cały poprzedni miesiąc. Widok wkurzonego, zaciekawionego i zdezorientowanego
równocześnie Dracona Malfoya był świetny, Miona na początku miała ubaw ale po
miesiącu obojgu zaczęło im to sprawiać ból. Dobrze, że ten ślizgon się wreszcie
zorientował.
-To będzie
niezłe, mówię ci- odezwała się Ruda i rozsiadła się w krześle.- Najlepsze
historie miłosne są właśnie wtedy, gdy te osoby zakochają się w sobie w
najmniej oczekiwanym momencie i w osobie, której nigdy by się nie spodziewali,
a wręcz nie powinni się zakochać.
-Miona za
bardzo mi nie opowiadała o ich relacji przed tym rokiem- odezwałam się smutno.-
Dlaczego się siebie nie spodziewali? Czemu nie powinni? Jak się na nich patrzy
to od razu można pomyśleć, że…
-Tak teraz jest- przerwała mi Ginny i zachichotała.- Ale
kiedyś nigdy bym nie powiedziała, że będą razem…
***
Poszukiwacz Pierścienia
-To na pewno ona! Teraz będzie
wspaniała okazja żeby to sprawdzić, Panie!
-Jeszcze nie. Dopiero co uśpiliśmy
ich czujność, poza tym nie jesteśmy pewni czy ta Patil może mieć Pierścień.
Poza tym, pamiętaj, że jej siostra trafiła do Gryffindoru.
-Tak, ale reszta ich rodziny była
krukonami i wszystko wskazuje na nią, Panie- odezwał się mój wspólnik i schylił
nisko głowę.
-Tym razem nie możemy popełnić
żadnego błędu. Potter z Weasleyem i Granger zaczęli coś węszyć. Musimy zachować
najwyższą ostrożność. Dowiedz się więcej o tych siostrach Patil.
-Tak jest- ukłonił się i skierował do
wyjścia.
-Poproś o pomoc Malfoya, przynajmniej
nie popełnicie żadnego błędu. Ostatnio był bardzo pomocny.
Odwróciłem się w fotelu i zapatrzyłem
w ogień. Poprzednie napady były błędne i nie udało nam się skłócić Świętej
Trójcy. Teraz trzeba być bardzo ostrożnym. Ale to tylko kwestia czasu. Już
niedługo Pierwotny Pierścień będzie mój i będę mógł pomścić Czarnego Pana, Rose
i moich rodziców.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
*Węża Morda- fajny pseudonim no nie? Coś mi sie wydaje, że wziełam to chyba z innego bloga... ale tak bardzo mi pasowało do mojej Pansy, że nie mogłam tego wyrzucić :3
*Pasitheę- nie wiedziałam jak odmienić imię Pasithea więc wyszło coś takiego :D Mam nadzieję, że poprawnie wyszlo :p
Co do rozdziału- mega słodki ale mi się podoba :3 Refleksje Pansy najlepsze <3 A co do jej rodziców i tego jakby braku litości i miłości do nich... Zrozumcie, że oni ja przymusili do tego i raczej za nimi nie przepadała. Oczywiście ich szanowała bo to jej rodzice, ale nigdy jakoś ich bardzo nie lubiła.
O co chodzi z Poszukiwaczem? Dlaczego Draco? Czyżby jednak był dwulicową tlenioną fretką za jaką jest uważany? Może tak, może nie...
Zobaczymy co się będzie dzialo dalej ;)
Chyba wszystko co chciałam napisałam :D Proszę o Wasze komentarze <3 (o ile ktokolwiek tu jeszcze zagląda)
Pozdrawiam serdecznie,
Hermiona :*
Subskrybuj:
Posty (Atom)