piątek, 30 października 2015

Co w trawie piszczy...

Hej kochani...
Pisze żeby Was poinformować, że jeszcze żyje i zamierzam w najbliższym czasie coś napisać.
Dlaczego mnie nie było?
Wiele się wydarzyło...
W wakacje miałam różne przygody (m. in. sercowe), potem zwichnęłam rzepkę (ciekawa historia tak by the way xD) a teraz jestem w liceum, nowa szkoła itd....
Czasem nie miałam weny... Jakoś ostatnio pisanie idzie mi ciężko, poza tym trochę straciłam serce do dramione, ostatnio mam fazę na sevmione (ci, którzy są uprzedzeni niech zaraz się zabierają za czytanie "bez cukru" albo "kiedy lwica walczy", też kiedyś byłam uprzedzona, a nie żałuję ;) ).
Ale nie martwcie się
Obiecałam, że skończę te historie, a ja słowa dotrzymuje.
Chyba będę miała jakoś teraz czas więc postaram się ruszyć z pisaniem...
Przepraszam za te przerwy
Po prostu ostatnio moje życie zmieniło się w jakiś chory thriller i nigdy nie wiem co szukającego mnie spotka następnego dnia.
Wiem, że pewnie niektóre z Was sobie dopuściły (nie dziwię się) i chciałam Was bardzo, bardzo przeprosić
Mam nadzieję że coś sklece w ten weekend

Pozdrawiam,
Miona

środa, 19 sierpnia 2015

Rozdział 25

KABUMMMM Wielki powrót!
Tak, wiem, ze Was zawiodłam... Bardzo za to przepraszam. Miałam tzw zawiechę pisarską. Nawet przez chwilę chciałam usunąć bloga! Ale nie zrobiłam tego (co zawdzięczamy m in Małej Czarnej i Ravy Malfoy, dziękuję Wam dziewczyny <3 )

Rozdział nie wiem czy taki ciekawy... Ale jest najdłuższy! Chciałam pisać dalej, ale stwierdziłam, że to rozdzielę. 
Dziękuję wszystkim, którzy tu wchodzą i to czytają. Kochani to już 25 rozdział! Sama nie mogę w to uwierzyć! 
Przestanę nawijać, zapraszam do czytania. Mało tutaj akcji, ale takie rozdziały przejściowe też muszą być... Zapraszam do czytania i komentowania! Jestem ciekawa Waszych opinii!
ENJOY!



***
Ginny
-Jak dotąd nie było żadnych napaści- powiedziała Miona przecierając oczy. Była cała blada, miała ciemne wory pod oczami, a jej włosy były w totalnym nieładzie.- Nie wiem co się dzieje. Ta bestia się nie pokazuje już bardzo długo, a za chwilę miną dwa miesiące, a ja nadal nie wiem kto to może być. Nawet nie rozumiem jak on to robi. Nadal nie potrafię wyjaśnić jakim cudem Gwen została zaatakowana w swoim dormitorium niezauważenie o ile w ogóle to się stało w Wieży Gryffindoru- westchnęła ciężko i oparła się o swoje łóżko.- Zrobiliśmy z Harrym listę byłych śmierciożerców, ale nikt za bardzo się nie wyróżnia, żadnego przełomu nie ma, a ciągle się boję, że coś się komuś stanie…
-Miona- położyłam rękę na jej ramieniu i spojrzałam jej w oczy.- Nie martw się, będzie dobrze. Teraz to Ty potrzebujesz odpoczynku. Wybacz ale wyglądasz jak wygłodzony gnom.
Dziewczyna była bardzo blada, miała podkrążone oczy tak samo jak drugi prefekt naczelny ze Slytherinu. Oboje mieli mnóstwo pracy, do tego kolejna zagadka, bo przecież w Hogwarcie nie może być spokojnie. Zawsze musi być coś.
-Dzięki Ginny, zawsze umiesz pocieszyć- powiedziała ironicznie i upiła trochę herbaty z kubka.- Ale rzeczywiście mogłabym się wyspać. Draco też to ciągle powtarza. Ale on też bardzo mało śpi. Chyba nawet mniej niż ja.
-Właśnie, Draco- uśmiechnęłam się do niej a ona tylko przewróciła oczami. Przynajmniej choć na chwilę ją oderwałam od tematu Pierwotnego Pierścienia.- Zorganizowaliście już ten Bal Bożonarodzeniowy?
-Tak, wszystko jest gotowe. Tylko dekoracja teraz. Będziecie się świetnie bawić- uśmiechnęła się do mnie ciepło.
-Jak to „będziecie”? Chyba „będziemy”!
-Będziecie, nie pomyliłam się. Ja z Draconem będziemy sprawdzać korytarze. Wiesz Poszukiwacz może…
-A niech w końcu oberwie jakąś Avadą!- wstałam na równe nogi. Byłam wściekła.- Przecież on nam psuje każdą uroczystość! Poszukiwacz to, Poszukiwacz tamto...
-Ze spokojem Ginny, to kwestia bezpieczeństwa. Chyba nie chciałabyś, żeby inni prefekci też patrolowali korytarze- zawiesiła głos, a kiedy odwróciłam się do niej miała TEN uśmieszek. Ten, który zawsze zwiastował jakieś knucie.- Chyba nie chciałabyś, żeby pewien prefekt dostał wtedy patrol…
-Nic mnie z Zabinim nie łączy- machnęłam ręką i odwróciłam się tyłem do niej, żeby tylko nie zobaczyła smutku na mojej twarzy.
Ostatnio Blaise zachowywał się jak ostatni kretyn. Ciągle łaził za jakimiś piątoklasistkami ze Slytherinu i Ravenclawu, ignorował mnie przez cały miesiąc i nie zaszczycił mnie ani jednym spojrzeniem. Nie powiedział nawet zwykłego „cześć”. Nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć. Może jakoś bym to przeżyła, gdyby nie to, że pojawiał się wszędzie gdzie szłam i oczywiście zawsze musiał mieć przy sobie jakąś idiotkę, która śliniła się na jego widok.
-To ty o nim pomyślałaś, nie ja- powiedziała Hermiona i mogłabym się założyć, że właśnie na jej twarzy wykwitł triumfujący uśmiech.- No to powiedz, jak pomiędzy wami? Po tym jak zerwałaś z Harrym za bardzo nie mówiłaś co się dzieje.
Odwróciłam się do niej i od razu zauważyłam jak wesołe iskry w jej oczach znikają i pojawia się zmartwienie na widok mojej smutnej twarzy. Zmarszczyła charakterystycznie czoło i spojrzała na mnie badawczo.
-Co się dzieje?- zapytała łagodnym głosem.
Nie mogłam już niczego przed nią ukryć. Skoro już widziała u mnie smutek to nawet gdybym nie chciała nic mówić, to nie dałaby mi spokoju.
Całe napięcie, które trzymałam w sobie przez miesiąc puściło. Po prostu wybuchłam.
-Nic się właśnie nie dzieje. Po tym jak zerwałam z Harrym, okazało się, że Zabini lata teraz za jakimiś idiotkami z piątego roku- zaczęłam paplać jak najęta.- Myślałam, że te różne momenty, chociażby przy dekorowaniu Pokoju Życzeń na twoje urodziny, ten pocałunek w policzek nad jeziorem, że one coś dla niego znaczyły, że próbował mi coś zasygnalizować, a teraz co? Łazi z tym swoim przeklętym ślizgońskim uśmiechem przez cały zamek i...
Zanim zdążyłam dokończyć, Hermiona… wybuchnęła śmiechem!
-Że co?- zapytałam cicho zbita z tropu.
-Jak dzieci- otarła łzę rozbawienia. Jak mogła?!
-Miona! Ja tutaj rozpaczam a ty…- zaczęłam krążyć po pokoju i gestykulować.
-Ginny- wcięła mi się.- posłuchaj sama siebie. Po pierwsze twoja reakcja jest zabawna, jak z jakiś kiepskich romansów- prychnęłam z oburzeniem ale dałam jej kontynuować.- Po drugie, czy ta sytuacja ci czegoś nie przypomina?- zatrzymałam się gwałtownie. Zmarszczyłam czoło próbując przypomnieć sobie jakąkolwiek sytuację podobną do tej.
Brązowowłosa siedziała spokojnie patrząc na mnie wzrokiem typu „ja-wiem-że-ty-to-wiesz-i-na-pewno-sobie-przypomnisz”. Nienawidziłam tego spojrzenia. Często kiedy pomagała mi w lekcjach to parzyła na mnie takim wzrokiem i ciągle powtarzała, że muszę się tylko skupić i sobie przypomnę. Niestety nigdy nie umiałam sobie przypomnieć tego o co mnie prosiła. Jak na złość moje myśli zaczynały wtedy błądzić wokół nieistotnych w danym momencie wspomnień.
-Przecież wiesz, że teraz nie powiem ci bo…
-Podpowiem ci tylko jedno- uśmiechnęła się tajemniczo.- Twoja piąta klasa, a nasza szósta. Dotyczy to ciebie.
Co było w piątej klasie? Walka ze śmierciożercami w Hogwarcie, śmierć Dumbledore’a, odnalezienie fałszywego horkruksa…
-Ale nadal nie wiem…- zaczęłam, ale Miona od razu mi przerwała.
-Zostawię cię z tym, przemyśl to sobie dobrze. To nie jest trudne, Ginny- uśmiechnęła się ciepło po czym spojrzała na zegarek.- Muszę lecieć. Poszperam jeszcze trochę w bibliotece w Pokoju Życzeń, a potem jeszcze sprawdzę jak tam przygotowania do Balu i czy wszystko jest na miejscu- dopiła herbatę do końca i wstała z łóżka.
Podeszła do biurka, wzięła dużo pergaminów, kałamarz, pióro, które dostała na trzynaste urodziny od Percy’ego i herbatniki, które spakowała do torby.
-Jak będziesz wychodzić to zamknij za sobą- powiedziała będąc już w drzwiach.- I nie przejmuj się Zabinim. Po prostu pomyśl- mrugnęła do mnie i wyszła zostawiając mnie zbitą z tropu w jej dormitorium.

***
Hermiona
Położyłam herbatniki na stoliku i usiadłam w miękkim fotelu.
-Częstuj się- zwróciłam się do sowy po czym wzięłam jedno ciastko i sięgnęłam po nową książkę, którą Pasithea niedawno mi przyniosła, czyli Rody czystej krwi od zarania dziejów autorstwa Margaret Burghley. Była to gruba książka ze złotymi zdobieniami i rysunkiem ogromnej kropli krwi na okładce. Spojrzałam w spis treści, który znajdował się na początku i otworzyłam na stronie dwieście osiemdziesiątej siódmej i spojrzałam na portret Roweny Ravenclaw.
Kruczoczarne włosy okalające bladą podłużną twarz układały się falami na jej ramionach. Na czubku głowy lśnił diadem, który później został ukradziony przez jej córkę Helenę i ukryty w Albanii. Podczas ostatniej bitwy widziałam go tylko przez chwilę w ręce Harry’ego i nie mogłam się mu przyjrzeć, ponieważ musieliśmy uciekać przed Szatańską Pożogą. Miał formę srebrnego orła, który rozpościerał skrzydła na całej długości ozdoby. W miejscu, w którym powinno być oko, znajdował się mały szafir odbijający światło wraz z każdym ruchem głowy właścicielki. Jednak ogromny klejnot na środku zwracał największą uwagę. Ze zdziwieniem zauważyłam, że kiedyś też miał piękny szafirowy kolor, tak jak kamień w oku. Pewnie zmienił barwę pod wpływem czarnej magii Voldemorta. Na dole widniały bardzo dobrze znane mi słowa „Kto ma olej w głowie, temu dość po słowie”, które przeczytałam po raz pierwszy w Historii Hogwartu, gdzie była opisana cała legenda dotycząca diademu. Założycielka Hogwartu miała mądre i ciepłe oczy w kolorze mlecznej czekolady, które sprawiały, że wydawała się osobą przyjazną, ale też przez jej arystokratyczne rysy twarzy od razu sprawiała wrażenie silnej i potężnej czarownicy, której się należy dużo szacunku.
Obok Roweny, był portret jej męża Roberta, potężnego mężczyzny z gęstymi brązowymi lokami i wąskimi grafitowymi oczami. Ich podobizny były połączone gałęzią, z której wyrastały trzy inne z obrazami Heleny, Eleine i Timothy’ego Ravenclaw.
Pod spodem rozciągała się reszta drzewa genealogicznego, które dochodziło aż do osiemnastego wieku. Wszędzie było pełno portretów ludzi z przeszłości. Wielu z nich miało takie same oczy w kolorze mlecznej czekolady, jak ich słynna przodkini.
Wróciłam do spisu treści i odnalazłam Helgę Hufflepuff.
Była pulchną kobietą w żółtej sukni z gęstymi blond włosami, które miała splecione w długi warkocz. Na głowie też miała coś w rodzaju diademu. Ten jednak był złoty i o ile się nie myliłam nad ogromnym czarnym turmalinem znajdował się borsuk, zwierze charakterystyczne dla niej i jej domu w Hogwarcie. W ręce trzymała czarkę, z którą zwykle jest przedstawiana. Wyglądała tak samo jak w Komnacie Tajemnic kiedy musiałam ją zniszczyć.  Helga z portretu uśmiechała się przyjaźnie, a w jej niebieskich oczach można było dostrzec wesołe iskierki.
Razem z Eugenem Hufflepuffem miała również trójkę dzieci. Christophera, Clarissę i Henrica.
Przewróciłam parę stron i spojrzałam na Godryka Gryffindora.
Był uśmiechnięty od ucha do ucha ukazując śnieżnobiałe zęby. Miał mocno zarysowaną szczękę i podłużną twarz, którą okalały blond loki sterczące na wszystkie strony. Jego brązowe oczy od razu wzbudzały zaufanie. Można by było powiedzieć, że był bardzo przystojny. W ręce trzymał swój miecz wysadzany rubinami, który nosiłam w zeszłym roku w torebce. Był ubrany w szkarłatne szaty ze złotym lwem na piersi.
Pod jego portretem z gałęzi jego i Monici Gryffindor wychodziły portrety trzech chłopców z tymi sami oczami i rysami twarzy ich ojca. George i Kenneth byli do siebie bardzo podobni, jedynie ich młodszy brat Dale wyróżniał się prostymi brązowymi włosami odziedziczonymi po matce.
Z ciekawości spojrzałam na stronę z Salazarem Slytherinem.
Proste czarne włosy do ramion, chorobliwie blada twarz, na której gościł szyderczy, pełen pogardy uśmiech i zimne przenikliwe oczy w szarym kolorze, w których widać było wyższość i ogromną pewność siebie. Z ciekawości spojrzałam na jego szyję. Oczywiście. Na szmaragdowych szatach widniał medalion z wielką literą S, przypominającą wijącego się węża. Slytherin wyglądał mroczno i przerażająco. Kiedy przymrużyłam oczy, zobaczyłam parę podobieństw z Tomem Riddlem, którego zdjęcie z czasów szkolnych widziałam w bibliotece w jednym z artykułów. Te same czarne włosy, choć u Voldemorta układające się falami. Te same szare oczy…
Westchnęłam ciężko i odłożyłam książkę na bok.
Wszystko to już wiedziałam. Znalazłam kilku potencjalnych potomków Roweny Ravenclaw, Helgi Hufflepuff i Godryka Gryffindora, ale ciągle brakowało mi tego kogoś. Wszyscy, których znalazłam znajdowali się tutaj, w Hogwarcie, ale żaden z nich nigdy nie słyszał o Pierwotnym Pierścieniu. Nadal znajdowali się pod szczególną ochroną nauczycieli i prefektów, ale na razie nie było żadnego przełomu, wskazówki.
-Mam wrażenie, że cały czas coś mi umyka- zwróciłam się do Pasithei.- Najgorsze jest to, że czasem czarodzieje byli wypalani z drzew genealogicznych z byle powodu. Nie wiem o wszystkich, o których mogłabym wiedzieć. Może jednak nie wiem o wszystkich? A Poszukiwacze niedługo odnajdą tę osobę? A jeśli nie zdołam jej uchronić?- przetarłam oczy i spojrzałam na sowę.- Będę musiała znaleźć jakieś nieoficjalne księgi. Może jakieś pamiętniki? Tylko skąd je wziąć...- zawiesiłam głos i podrapałam się po głowie.
Gdybym miała takie pamiętniki, może udałoby mi się odszukać osobę, która została wypalona, ale może odszukała Pierwotny Pierścień? Teraz ona go przekazuje, ale nikt ich nie może wytropić, ponieważ nie zostało to nigdzie napisane? Poza tym, wszystkie rodziny czystej krwi są w jakiś sposób ze sobą spokrewnione. Westchnęłam ciężko. Było zbyt dużo niewiadomych.
Wyjęłam z torby różdżkę i wycelowałam w komodę stojącą na drugim końcu komnaty.
-Tabbulam supputatis mutatio*- szepnęłam, po czym wstałam i podeszłam do szerokiej zielonej tablicy z rozkładanymi skrzydłami po obu stronach.
Miałam ją już od dwóch miesięcy. Zapisywałam na niej wszystko, co mi przyszło do głowy i dotyczyło Pierścienia. Ofiary, daty, podejrzenia.
Wzięłam do ręki kredę i dużymi literami pod ZADANIAMI napisałam:
Znaleźć pamiętniki bądź inne nieoficjalne źródła informacji.
Odtworzyć każdy krok Założycieli. Kto mógł dostać Pierścień?
Wróciłam do torby i wyjęłam listę podejrzanych, żeby przypiąć ją do tablicy. Przerażające było to, że było bardzo dużo dzieci śmierciożerców, we wszystkich domach, w każdym wieku. Popodkreślałam osoby, które były na piątym, szóstym i siódmym roku. Byłam pewna, że reszta nie zdobyłaby się na coś takiego. Zostawiłam resztę tylko dlatego, że nie mogłam zapomnieć o jakimś podejrzanym. Doświadczenie mnie nauczyło, że najczęściej pozory mylą.
Otworzyłam prawe skrzydło, które było poświęcone Poszukiwaczowi.
POSZUKIWACZ
Zna się na czarnej magii i nie boi się jej używać
Sprytny
Mądry
Zdolny
Bez hamulców, BARDZO NIEBEZPIECZNY
Prawdopodobnie wywodzi się ze starego rodu czarodziejów czystej krwi, który kocha czarną magię
Żądny władzy
Dobry w eliksirach, OPCM, czarnej magii i zaklęciach (?)
Ma jakiś uraz z wojny? Z przeszłości?
7 listopada
PRZYNAJMNIEJ 2 POSZUKIWACZY WSPÓŁPRACUJĄCYCH ZE SOBĄ! JEDEN Z NICH JEST BLONDYNEM!
-Zeznania Hanny
Czy Nott z nimi współpracował czy działał na własną rękę?
Potem spojrzałam na listę z ofiarami. Luna, Hanna i Gwen. Przy każdej z nich sporządziłam coś w rodzaju metryczki. Z jakiego domu są, w jakim wieku i czym się wyróżniały. Dlaczego Poszukiwacze wybrali akurat je? Dlaczego nie kogoś innego? Było dosyć dużo przypadków, z których mogliby wybierać. Ja pewnie też nie odkryłam wszystkich.
Nagle przez głowę przeszła mi pewna myśl. Co łączyło je wszystkie? Czym się kierowali? Jak je wytropili?
-Trzeba myśleć jak oni!- krzyknęłam.- Dlaczego wcześniej o tym nie pomyślałam?- pokręciłam głową z niedowierzaniem i dezaprobatą.- Jak mogłam być taka głupia?!
Zła na siebie podbiegłam do torby, wyjęłam trzy duże pergaminy i powiesiłam przy każdej z dziewczyn drzewo genealogiczne. Od danego Założyciela aż do nich samych, każda z osobna.
-Co je łączy? Czym oni się kierują?- mruknęłam cicho pod nosem przyglądając się każdemu z tych drzew.
Czułam, że odpowiedź mam w zasięgu ręki. Że wiem o co chodzi, ale nie mogłam odkryć co to takiego. Nienawidziłam tego uczucia. Tak samo miałam z Nicolasem Flamelem w pierwszej klasie, w drugiej z Bazyliszkiem, w trzeciej z Lupinem i tym czy jest wilkołakiem, w czwartej chciałam pomóc Harry’emu z jajem do drugiego zadania, ale nic mi nie przyszło do głowy, na piątym roku domyślałam się czemu Harry tak się zachowuje choć nie doszłam do tego, że ma z Voldemortem specjalne połączenie, w szóstej klasie Książę Półkrwi, przy poszukiwaniu horkruksów, czym możemy je zniszczyć… Zawsze przed odkryciem, bądź dowiedzeniem się danego faktu gościło we mnie to uczucie. Teraz dotyczyło Pierwotnego Pierścienia.
No przecież muszą mieć jakiś system!- pomyślałam, po czym spojrzałam jeszcze raz na opis poszukiwacza.
Wywodzi się ze starego rodu czystej krwi…
-Tradycja!- krzyknęłam z satysfakcją a Pasithea lekko podskoczyła na swojej żerdzi zaskoczona moją nagłą reakcją.- W świecie czarodziejów najważniejsze jest pierworodne dziecko!
Sprawdziłam czy moja teza się potwierdzi. Miałam rację.
Wzięłam szybko do ręki kredę i napisałam wielkimi literami słowo TRADYCJA.
Poszukiwacze kierowali się właśnie nią. Ale skoro sprawdzili już w linii pierworodnych? To co będzie dalej?
Myśl tradycyjnie, tradycyjnie, tradycyjnie…
-Pierworodny syn!
Z entuzjazmem spojrzałam na każde drzewo genealogiczne.
U Roweny był to Timothy, ale Luna pochodziła od Heleny, ponieważ ona była najstarsza i nie miałam dalszej linii jej młodszego brata.
Robert był najstarszym dzieckiem Helgi Hufflepuff więc miałam ciąg dalszy, ale tylko dwa pokolenia do przodu. Później jako pierwsza urodziła się Rita Gates i nie miałam już ciągu dalszego drzewa od Thomasa, jej młodszego brata.
Z Gryffindorem nie było aż tak wielkiego problemu i bardzo długo pierwszym dzieckiem w danej rodzinie był chłopiec, ale w tysiąc siedemset osiemdziesiątym szóstym urodziła się Katie Montrose, a dopiero potem Richard, przez co znowu musiałam szukać.
Spojrzałam na zegarek i trochę posmutniałam. Siedziałam tu już dwie godziny, a musiałam jeszcze zobaczyć czy wszystko w porządku w związku z Balem Bożonarodzeniowym, a szkoda. Wreszcie nie stałam w miejscu!
-Pasitheo, odłóż mi proszę na stolik książki związane z drzewami genalogicznymi zaczynając od Timothy’ego Ravenclaw, Thomasa Gatesa i Richarda Montrose*, dobrze? Przejrzę je następnym razem, bo jeśli dobrze wywnioskowałam, to może uda nam się uprzedzić Poszukiwaczy. Aha, jeszcze jedno. Jeśli znajdziesz jakieś pamiętniki w tej wspaniałej bibliotece, które mogłyby mi pomóc, to też je przynieś. Dziękuję!- krzyknęłam. Sowa tylko lekko skinęła łebkiem i poleciała pomiędzy ogromne regały. Poszłam do swojej torby, zebrałam pergaminy, które wyrzuciłam przy szukaniu drzew genealogicznych, po czym skierowałam jeszcze raz różdżkę na tablicę.- Vestium mutatio*- i znów stała przede mną zwykła, niepozorna komoda.- Do zobaczenia!- rzuciłam w przestrzeń i gdy usłyszałam wesoły pisk sowy, który był pożegnaniem, wyszłam z Pokoju Życzeń.

***
Pansy
-Odrobinę wyżej!- krzyknęłam do krukona, który wieszał wieniec Bożonarodzeniowy. Posłusznie wyciągnął ozdobę trochę wyżej, tak jak mu kazałam.- Idealnie!
Chłopak zadowolony z siebie powiesił ją i poszedł pomóc jakiejś puchonce, więc odwróciłam się i spojrzałam jeszcze raz na Wielką Salę.
W tym roku przeszliśmy samych siebie. Sala była udekorowana „bajecznie”, wszędzie było pełno durnych światełek, które jako tako wyglądały i w każdym kącie czuć było rodzinną atmosferę. Po obu stronach stołu wredot zwanych nauczycielami, ustawiliśmy trzy ogromne choinki przyniesione przez Hagrida. Uśmiechnęłam się z pogardą na wspomnienie tego półolbrzyma. Był dosyć zabawnym… ekchem… stworzeniem i zawsze rozweselał wszystkich dookoła z wyjątkiem mnie i większości ślizgonów. Kiedy słyszałam z daleka jego ciężki chód, od razu uciekałam jak najdalej od tego miejsca. Zawsze mdliło mnie na wspomnienie tej całej jego wesołości i durnego języka i odzywek „Dzień dobry, pani psor” skierowane do McSztywnej, „Cholibka, ale wyrośliście” skierowane do Golden Trio… Najgorzej było jednak na początku roku. Jego idiotyczny ochrypły głos wołający „Pirszoroczni do mnie!” wywoływał u mnie nieprzyjemne ciarki obrzydzenia, a trudno było od tego uciec wysiadając z pociągu. Już nie wspominając o tym smrodzie z Zakazanego Lasu, który za sobą przynosił…
-Hej Czarna!- przez drzwi weszła uśmiechnięta od ucha do ucha Panna-Wiem-To-Wszystko-Granger. Była strasznie blada jakby nie spała od wielu nocy, a pod oczami widać było ciemne kręgi. Mimo wszystko wyglądała na osobę, która była bardzo z czegoś zadowolona.
-Witaj Granger- uśmiechnęłam się szyderczo.- Czy nie pomyślałaś o tym, żeby co jakiś czas użyć mojego prezentu, który dostałaś na urodziny? Wyglądasz jak gumochłon wymęczony po długich godzinach spędzonych z Zarośniętym Olbrzymem, który je zanudza swoimi ckliwymi opowiadaniami z Zakazanego Lasu- uwielbiałam się z nią kłócić i sprzeczać. Gryfonka przewróciła oczami, ale obdarzyła mnie takim samym uśmiechem.
-Ty też ładnie wyglądasz. Widać, że zbyt długie przebywanie w swoim dormitorium w lochach nie służy na twoją cerę- powiedziała ze śmiechem.- Jak idą przygotowania?
-Bardzo dobrze, pani prefekt- zasalutowałam, jak jakiś mugolski żołnierz składający raport generałowi.- Obyło się bez większych ofiar choć jeden gryfon, przez przypadek oczywiście, dostał w głowę zieloną bombką sterowaną przeze mnie- westchnęłam teatralnie.- Ach, jaka ze mnie niezdara- położyłam rękę na czole, jakby mdlejąc.- Trzeba było mnie nie wkurzać i nie zgrywać bohatera, który mi pomoże- powiedziałam już z triumfalnym uśmieszkiem na ustach.- Po prostu tak jakbym była malutką dziewczynką, która nie potrafi sobie poradzić i potrzebuje walecznego gryfona, który zawiesi za mnie bombkę, bo przecież to jest takie trudne- prychnęłam z pogardą i przewróciłam oczami.- Potem ten sam idiota próbował zamiast mnie okryć szronem lampki boczne, więc znowu dostał śnieżką, którą ktoś nagle przywołał zza okna. Mówię ci, w waszym herbie zamiast lwa powinien być osioł. Wszyscy tak samo głupi i uparci- założyłam ręce na piersi.
-Znowu Harry chciał cię wyręczyć?- na jej twarzy wykwitł ślizgoński uśmieszek.
-Tak, znowu ten Potter- przewróciłam oczami. Hermiona wybuchnęła śmiechem, a w jej oczach zatańczyły iskierki rozbawienia.
-Wiesz gdzie jest Draco?- zmieniła temat. A szkoda bo już zaczęło robić się ciekawie. Ale cóż, obowiązki.
Wskazałam jej głową kąt Wielkiej Sali przy jednej z choinek, gdzie stał Smok rozmawiający z Nottem.
Teo  przez cały rok miał odbywać swoją karę za wystąpienie na początku roku z Pomyluną. Pokręciłam głową z dezaprobatą. Jak można być tak nieostrożnym? Pomimo tego, że nigdy nie byłabym tak szalona, żeby szukać jakiegoś Durnego-Merlińskiego-Pierścienia, bo po co, to nie wiedziałam jak można nie zabezpieczyć się przed zdemaskowaniem? No proszę. Przecież wystarczyło rzucić proste zaklęcie przeciw podsłuchiwaniu. Każde dziecko to potrafi.
Wiedziałam o tym wszystkim od samego oprawcy. Opowiedział mi każdy szczegół w naszym Pokoju Wspólnym, a ja tylko kręciłam głową z mieszanką rozbawienia i niedowierzania. Skarżył się na karę, którą będzie musiał odbyć oraz na siniaki, które miał na całym ciele jakby ktoś nim obijał o ściany. Najśmieszniejsze, że rzeczywiście kiedy był nieprzytomny był uderzany o kamienne ściany korytarzy przez Pottera, który lewitował jego związane ciało do gabinetu Dyrektorki. Dowiedziałam się o tym wszystkim od Granger kiedy zaczęłyśmy rozmawiać i kiedy mi powiedziała, nie mogłam powstrzymać wybuchu śmiechu.
-Cześć Draco- ze wspomnień wyrwał mnie głos Hermiony. Kiedy Nott zauważył nas, od razu się oddalił do paru ślizgonów rozmawiających przy jednej z choinek. Malfoy i Miona przytulili się krótko na powitanie. Potem gryfonka odwróciła się.- Widzę, że wszystko w porządku- rozejrzała się po pomieszczeniu, po czym spojrzała na mnie z figlarnym uśmiechem.- No może poza…
-Och przymknij się Granger- wcięłam jej się zanim dokończyła.- Smok i tak to wszystko widział. Nawet nie chciał Potterowi odjąć punktów za idiotyczne zachowanie- ślizgon tylko przewrócił oczami ze szczerym uśmiechem. Wyglądał jak jakiś głupkowaty gryfon, ale mimo wszystko cieszyłam się, że wreszcie się prawdziwie uśmiecha. Przez swojego ojca i śmierciożerców, zawsze musiał nosić swoją chłodną maskę, której nienawidziłam. Po wojnie często ją i tak zakładał, ale po tym jak zszedł się wreszcie z Hermioną, zaczął się normalnie uśmiechać i wyglądał po prostu jak człowiek. Byłam wdzięczna Merlinowi (pomimo tego swojego idiotycznego pierścionka, przez który mamy tutaj kłopoty), że przysłał tę odważną, upartą i mądrą gryfonkę dla tego zimnego drania.
-Muffliato- szepnęła brązowowłosa w głąb Wielkiej Sali, żeby nikt oprócz naszej trójki niczego nie słyszał, co mnie zaskoczyło, ale byłam na tyle mądra, żeby tego nie okazać.- Chyba wiem kto może być następną ofiarą Poszukiwaczy- powiedziała, a Draco automatycznie zesztywniał choć na twarzy nadal miał ten durny uśmiech, po to, żeby nikt nie nabrał podejrzeń spoglądając w naszą stronę. Też się uśmiechnęłam, choć pewnie w moim wykonaniu był to uśmiech raczej szyderczy.- Nie pomyślałam o tym wcześniej- pokręciła głową z dezaprobatą- ale oni kierują się tradycją.
Otworzyłam szeroko oczy. No tak! Przecież to było takie proste! W sumie też bym tak zrobiła.
-Pogadamy o tym potem- spojrzała nagle w bok.- McGonagall do nas podchodzi- zdjęła szybko zaklęcie i szczerze się roześmiała. Byłam pod wrażeniem. Taka gra u ślizgonów była normalką, ale gryfoni zawsze byli zbyt impulsywni, nie umieli udawać i zawsze można z nich było czytać jak z otwartej księgi. Brawo Granger! Przynajmniej ty potrafisz zachować ostrożność!- Naprawdę? A powiedz mi jak w końcu z tymi koronami księżycowymi dla króla i królowej Balu?- zmieniła szybko temat.
W tym roku pani prefekt naczelna zaproponowała zabawę w króla i królową Balu. Podobno często mugole bawili się w takie coś. Zdziwiłam się, że te robale jednak potrafią wymyślić coś w miarę fajnego, ale jak widać, nawet takim czasem się zdarza.
Postanowiliśmy zamówić w sklepie korony z kamieniami księżycowymi, ponieważ kamienie księżycowe miały wspaniałe możliwości i wyglądały wspaniale w tego typu ozdobach. Razem z Diabłem zostałam wyznaczona, aby nadzorować wszystko z nimi związane. Dostaliśmy w jedną sobotę zgodę na aportowanie się poza obszary Hogwartu. Teleportowaliśmy się do Francji, ponieważ Zabini mówił, że zna tam kogoś zaufanego, kto wykona nam te korony z łatwością. Spodziewałam się jakiegoś geniusza, który potrafiłby mnie od razu zachwycić. Był to jednak stary francuski idiota. Może i znał się na swoim fachu, ale był tak wkurzający, że ciągle mnie swędziała ręka, żeby mu nie grzmotnąć jakąś ciekawą klątwą. Ciągle gadał w swoim ojczystym języku zarzekając się, że nie umie mówić po angielsku, zachowywał się okropnie i był starym alkoholikiem, od którego tak jechało, że musiałam wiele razy się powstrzymywać, żeby mu nie zwymiotować na buty jak McLaggen Snapowi na szóstym roku na przyjęciu Grubego Ślimaka.
Dzięki ojcze za te wszystkie załatwione lekcje francuskiego w domu! Może i należenie do starego rodu czarodziejów, który był wierny Wężej Mordzie od pokoleń, nie było czymś przyjemnym, ale miało to też swoje plusy, jak dodatkowa wiedza, możliwości i praca z najlepszymi nauczycielami naszej epoki. Wtedy bardzo narzekałam na lekcje języka żabojadów. No bo proszę! Po co mi to, skoro nie zamierzam się ruszać z Anglii, a nasi kuzyni stamtąd i tak się do nas nie odzywali, ponieważ „Nu będą zadaiwać się avec les horribles anglaises!*”. Ale jak widać pan Frainedieu, mój nauczyciel, miał rację, że francuski kiedyś mi się przyda.
No i oczywiście dzięki ojcze za lekcje samokontroli, bo z tamtym człowiekiem było naprawdę trudno wytrzymać.
Pomimo jego okropnego stylu życia, rzeczywiście był genialny, tak jak mówił ślizgon. Obie korony były przepiękne. Wykonane ze srebra, miały swoje gałęzie, które przeplatały się między sobą przypominając sople lodu, które tworzyły ciekawe wzory. Pomiędzy nimi co jakiś czas pojawiały się niebieskie kamienie księżycowe. Na środku każdej z koron znajdował się jeden duży kamień, który był wspaniale oszlifowany. Korona królowej przypominała trochę wyższy diadem, natomiast korona króla wyglądała dość tradycyjnie, tak jak korony wszystkich królów z przeszłości.
Robota była wykonana perfekcyjnie. Szkoda, że przez takiego gburowatego pijaka. Przeklęci artyści!
-Blaise przyniósł je dzisiaj- zaczął jakby nigdy nic blondyn.- Są w Izbie Pamięci zabezpieczone przez kilka zaklęć ochronnych- rzuconych przeze mnie, dodałam w myślach.- Wyglądają naprawdę…
-Panie Malfoy, Panno Granger- usłyszeliśmy za sobą dyrektorkę, która wcięła się w wypowiedź Smoka. Udaliśmy zaskoczonych i odwróciliśmy się do niej.- Mam trzy sprawy. Po pierwsze, jutro jak wiecie jest wyjazd dla uczniów, którzy chcą wrócić na święta do domów- oprócz tych co chcieli wyjechać, uczniowie poniżej piętnastego roku życia musieli wrócić do rodzin. Bal Bożonarodzeniowy był tylko dla trzech roczników.- Proszę was o pomoc nauczycielom i nadzorowanie tego wyjazdu- spojrzała na nich znacząco swoim przenikliwym wzrokiem i przeszła do rzeczy następnej.- Po drugie będzie jeszcze wyjście do Hogsmeade dwa dni przed Bożym Narodzeniem. Proszę ogłosić to we wszystkich domach- zrobiła krótką pauzę.- Trzecia sprawa dotyczy waszej dwójki- powiedziała a prefekci tylko dzięki samokontroli nie wytrzeszczyli oczu w zdumieniu.- Podczas Balu nie musicie patrolować korytarzy, ponieważ zajmą się tym aurorzy i nawet nauczyciele będą mogli być tutaj- uśmiechnęła się do nich serdecznie.
-Dziękujemy, profesor McGonagall- powiedziała ucieszona Hermiona z wesołymi błyskami w oczach.
-Nie mnie dziękuj kochana, tylko Kingsleyowi- poklepała ją po ramieniu i poszła w stronę wyjścia.
Kiedy tylko zamknęła za sobą drzwi Hermiona rzuciła się Draconowi na szyję z wesołym piskiem, o mało nie zbijając go z nóg. No i to by było na tyle, jeśli chodzi o samokontrolę. A już byłam z niej taka dumna. No ale cóż, w końcu była mimo wszystko gryfonką. Piekielnie mądrą i sprytną, ale wciąż gryfonką.
-Nie mogę w to uwierzyć- zawołała wesoło, a ślizgon ją objął w pasie.
-Bardzo was lubię i tak dalej, ale przestańcie bo się zaraz porzygam- powiedziałam ponuro, a brązowowłosa się cicho zaśmiała. Przewróciłam oczami.- Wszyscy się na was dziwnie patrzą więc się ogarnij, Granger- mruknęłam, a dziewczyna od razu przywołała się do porządku. Na jej twarzy było lekkie zaskoczenie, a na twarzy ślizgona wykwitł łobuzerski uśmiech.
-Przepraszam, to była chwila słabości- przygładziła włosy i odznakę prefekt naczelnej, a ja o mało się nie roześmiałam.- Co się gapicie?- warknęła do reszty.- Wracać do pracy!- i tym sposobem wszyscy wrócili do dekorowania Wielkiej Sali, a ja o mało się nie roześmiałam. Jedynie obdarzyłam całą sytuację kpiącym uśmiechem.
-To wy się tu obściskujcie czy co tam, a ja pójdę zrobić coś pożytecznego i zobaczę jak idzie ludziom na błoniach w dekorowaniu- odwróciłam się na pięcie, przerzuciłam włosy przez ramię i wyszłam z Wielkiej Sali z sarkastycznym uśmiechem na ustach.

---------------------------------------------------------------------------------------------
*Tabbulam supputatis mutatio- zaklęcie wymyślone przeze mnie (cóż za zaskoczenie XD) z łaciny tabulam supputatis to tablica. Dodałam drugie b dla efektu :D mutatio to zmiana
*Timothy Ravenclaw, Thomas Gates, Richard Montrose- postacie wymyślone przeze mnie. Potomkowie Helgi i Godryka (jak również i Roweny, ale to później) zmieniali nazwiska, ponieważ wokół nazwisk Założycieli było dużo szumu, którego żadna z tych rodzin nie chciała i zawsze zmieniano nazwisko, ponieważ trudniej ich było wytropić (było też wielu przeciwników Założycieli przez te wszystkie pokolenia) Wszystkie połączenia rodzinne czy potomstwo jest wymyślone przeze mnie.
*Vestium mutatio- ten sam algorytm co przy zaklęciu Tabbulam supputatis mutatio. Vestium to szafa po łacinie, ale lepiej brzmiała niż komoda (commode)
Jeżeli jest coś nielogicznego, bądź jest jakiś błąd, poinformujcie mnie o tym w komentarzach. Wszelka krytykę przyjmuję ;) 

To chyba jak na razie wszystko...
Kiedy następny rozdział? Myślę, że uda mi się coś napisać w sobotę, ale nic nie obiecuję. 
Komentujcie <3

Pozdrawiam serdecznie,
Hermiona :*

PS: Strasznie się za Wami stęskniłam :3





piątek, 3 lipca 2015

To już rok!

Kochani!
Wlsnie dzisiaj mija rok od powstania tego bloga, od pierwszej notki i prologu. Właśnie wtedy zaczęłam pisać. Wiele osób mi pomogło i wspierało :3
Przede wszystkim dziękuję Ravy Malfoy, która wgl przekonała do pisania :3
Moni za poprawianie pierwszych rozdziałów i doradzanie mi w różnych kwestiach <3
Rumcjasowi także za poprawianie i wiele innych rzeczy, których tutaj nie wymienie...
Wszystkim moim czytekniczkom (nie będę wymieniać bo jeszcze o którejś zapomnę, a wszystkie Was kocham ;*) za to ze wytrwałyście i mnie wspieracie
Pewnei pominęłam parę osób ale bardzo ale to bardzo Wam dziękuję <3
Co do rozdziału to nie mam pojecia... jutro nie będzie... ale postaram się jak najszybciej ;)
Serdecznie Wam dziękuję i pozdrawiam,
Miona 😘

poniedziałek, 22 czerwca 2015

Następna miniaturka?

Kochani byłam na balu gimnazjalnym :3 Bylo BOSKO <3Tańczyłam rock n' rolla, różne obroty, skakanie... <3 SERDECZNIE POLECAM!!! *.*
Piszę ponieważ możliwe, ze w najbliższym czasie jeśli będę miała chwilę to stworzę z tego balu miniaturkę ;) Oj będzie się działo :3 Chociaż to zależy...

Na razie to tyle... Przed zakończeniem roku myślę, że nic nie wstawię. Na razie rozpaczam nad tym, że będę musiała się rozstać z tak wspaniałymi ludźmi :'( Nawet nie wiecie jak bardzo!

Dziękuję za tak ogromną liczbę wyświetleń! Nawet nie wiecie jak bardzo się cieszę <3

Zrozpaczona wizją końca roku,
Hermiona :*

wtorek, 16 czerwca 2015

Rozdział 24

Przepraszam, że nie było rozdziału. Był napisany już baaaaaaaaaaaaardzo dawno temu. Wysłałam Rumcajsowi, ale on ma zbyt dużo na głowie i stwierdziłam, że nie musi już sprawdzać mi rozdziałów... Będzie dobrze jak totalnie rozstanie się z tą historią...
Potem zwróciłam się do Moni, ale ona ma też zbyt dużo na głowie. Dlatego też rozdział jest niepoprawiony!
Bardzo możliwe, że ten rozdział jest okropnie przesłodzony, ale muszę jak najszybciej lecieć z akcją. Możliwe, że nie będę też czekała na to aż ktoś mi poprawi dany rozdział, więc bardzo możliwe, że nasza historia stanie się odrobinę chaotyczna i czasem przesłodzona bo nikt mnie nie będzie hamować w razie czego... Ostatnio piszę okropnie, jakoś mi to nie wychodzi i ciągle Was zawodzę z rozdziałami... 
Dlatego postanowiłam, że skończę to opowiadanie i przestanę pisać na zawsze... miałam pomysł na kolejnego bloga, ale pogorszyłam się, nie będę umiała, to będzie suche i złe (nawet nie wiem czy moje przyszłe rozdziały tutaj tak nie wyjdą) dlatego przepraszam Was... Ale spokojnie, to opowiadanie zostanie zakończone, tak jak obiecałam, ponieważ ja dotrzymuję obietnic...

Przenieśmy się do rozdziału 24:
Początek pisałam w autokarze na wyjeździe do Włoch :3 Nigdy więcej nie będę tak pisać! Potem wklepywanie tego na komputer -_- MASAKRA! :D
Będzie pewnie meeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeegaaaaa przesłodzony :/
Mamy nową narratorkę :3 A mianowicie Pansy. Nawet nie wiecie jak fajnie mi się pisało z jej perspektywy <3
Jeśli jest coś niezbyt logicznie to przepraszam, najwyżej zwróćcie mi uwagę ;) Jestem gotowa na wszelką krytykę <3
Proszę Was o komentarze i Wasze opinie :*
Już więcej nie piszę, ENJOY :*



***
Pansy
-Jedziesz do domu na święta?- zapytał Diabeł popijając spory łyk ze szklanki z Ognistą Whiskey.
Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć ktoś zaczął walić w drzwi od naszego pokoju. Od razu zacisnęłam rękę na różdżce w kieszeni, tak samo jak Blaise. Spojrzałam na niego porozumiewawczo i skinęłam głową na znak, że jestem gotowa do ewentualnej interwencji.
Już parę razy w tym roku mieliśmy sytuację gdzie jakieś bachory śmierciożerców chciały nas zaatakować, żeby pomścić swoich rodziców, którzy najczęściej po wojnie trafili do Azkabanu bądź zostali ucałowani przez dementorów. Obwiniali nas, dlatego że nam udało się wyjść z tego cało i ktoś rozpowiedział, że zdradziliśmy Wężą Mordę* i resztę naszych kochanych koleżków. Gdyby nie było Malfoya, przy pierwszym ataku, to Zabini do dzisiaj leżałby w Skrzydle Szpitalnym. Prawda była taka, że ja i Blaise zostaliśmy uratowani cudem dzięki Smokowi, za którym wstawił się Potter.
Nasi rodzice nie mieli tyle szczęścia co my. Zostali zesłani do Azkabanu i zobaczymy ich dopiero za dwadzieścia lat. Cóż, należało im się. Po tym co robili na służbie u Voldzia, nie dziwię się.
Nigdy nie chciałam włazić w to całe bagno, tak samo jak Smok i Diabeł. Niestety pod przymusem musieliśmy przyjąć Mroczny Znak, który ciągle mi przeszkadza bo przez Pyszałkowatego Lorda Beznosego nie mogę nosić koszulek z krótkim rękawem i wszyscy będą na mnie dziwnie patrzeć. Dzięki Ci o Beznadziejny Panie za tak miłą niespodziankę i wspaniały tatuaż, który jest po prostu ostatnim krzykiem mody! Na pewno będę wszędzie mile widziana!
Podczas  wojny nie było aż tak źle. W tym całym koszmarze zawsze udawało mi się jakoś sprytnie uniknąć wykonywania jakichś egzekucji, czy też napadania na mugolskie wioski. Nie udało mi się jednak uniknąć patrzenia na te egzekucje, z których do dziś mam koszmary. Czułam do mugoli wstręt, ale jakoś nie czułam potrzeby by ich zabijać czy w ogóle krzywdzić. Zawsze muszą się znaleźć jakieś szczury, które po prostu zapełnią świat, bez nich byłoby nudno.
Chociaż ostatnio coraz mocniej utwierdzam się w przekonaniu, że mugole i szlamy to jednak nie tylko obrzydliwe kreatury, które tylko bez sensu żyją i zatruwają nam czarodziejom życie, ale też ludzie, którzy są nawet do zniesienia. Miesiąc temu zaczęłam gadać z Panną-Wiem-To-Wszystko-Granger i choć wydawałoby się to dziwne, udało nam się znaleźć wspólny język. Okazało się, że pomimo tego, że jest szlamą to jest normalna. Najbardziej mnie zdziwiło to, że pomimo tego, że jest gryfonką, to potrafi być sprytna i nawet wredna. Ostatnio podzieliła się ze mną swoim planem dotyczącym Malfoya, który według mnie był genialny. Nie dziwię się jej, że tak to zaplanowała. Smok zmieniał dziewczyny jak rękawiczki i żadnej nie szanował. Skąd miała mieć pewność, że ona nie będzie następna, a potem będzie cierpieć? Wiedziałam o tym, że blondyn przez te wszystkie lata był pod wpływem przeróżnych uroków czarnomagicznych, ale że uwielbiałam utrudniać mu życie to nic nie powiedziałam jej tylko przytaknęłam i poparłam jej pomysł.
Chyba jeszcze żadna z dziewczyn tego ślizgona nie była niedostępna dla szanownego arystokraty Draco Malfoya. On pewnie nie wie co się teraz dzieje. Nigdy nie musiał nic robić, a one padały mu do stóp. Teraz chodził po szkole zagubiony ale ostatnio nawet lekko zdenerwowany. Ale cóż. Niech wreszcie chłop się postara o dziewczynę, a nie na odwrót!
Blaise podszedł do drzwi i je otworzył. Za progiem stał rozwścieczony Smok i bez słowa wlazł do pomieszczenia, usiadł w fotelu wcześniej zajmowanym przez swojego przyjaciela i wypił pół szklanki Ognistej należącej do Zabiniego. Z ulgą puściłam różdżkę i uśmiechnęłam się szeroko. Granger musiała już go nieźle wkurzyć.
-Tak Smoku, możesz wejść- powiedział ironicznie ślizgon wciąż trzymający rękę na klamce. Zamknął drzwi i odwrócił się.- Tak, możesz napić się mojej Whiskey i usiąść w moim fotelu- prychnął i usiadł naprzeciwko przyjaciela, po czym przywołał różdżką jeszcze jedną szklankę.
-Ja już po prostu nie wytrzymuję!- krzyknął rozwścieczony blondyn.- Od miesiąca nie odzywa się do mnie, unika mnie, ale jak już łaskawie na mnie spojrzy to uśmiecha się tylko tajemniczo i trzepocze tymi swoimi długimi rzęsami! Jedyne tematy jakie poruszamy to sprawy prefektów lub tajemnica Pierwotnego Pierścienia! Co jej nagle odwaliło?! Najpierw się do mnie przytula, całuje i mówi, że jestem jej potrzebny, a potem znowu się do mnie nie odzywa i znowu ucieka! Co się tu właściwie na Salazara dzieje?! O co jej chodzi?!- chłopak spojrzał na mnie z wyrzutem i błaganiem w oczach. Dłużej nie mogłam wytrzymać i wybuchnęłam szczerym śmiechem.
-I co cię tak bawi?- powiedział z miną niezadowolonego pięciolatka, któremu przed chwilą zabrano jego ulubioną zabawkę.
-Granger jest genialna- wykrztusiłam pomiędzy napadami śmiechu.
-Co?- wybity z tropu Draco wytrzeszczył oczy, przez co zaczęłam się jeszcze bardziej śmiać.
-Smoku, kobiet nie ogarniesz- powiedział Diabeł patrząc się na mnie ze zmarszczonym czołem i niezrozumieniem w oczach, powodując u mnie kolejny napad śmiechu.
-Wy naprawdę nie rozumiecie?- spytałam po częściowym uspokojeniu się. Otarłam łzy z oczu i odchrząknęłam.- Pomyśl Draco, to nie jest trudne- zwróciłam się do przyjaciela.
-Gdybym o tym pomyślał i od razu znalazł rozwiązanie to ta rozmowa w ogóle by nie miała miejsca- powiedział ponuro. Jak widać bez szczegółowego wyjaśniania się nie obędzie.
-Czy nie ciekawi cię teraz co ona robi?- spytałam znudzonym głosem i przewróciłam oczami. Faceci jednak mają gorsze mózgi od gumochłonów. Jak można się nie skapnąć albo chociaż podejrzewać? No dobra, mam do czynienia z największym arystokratą tego świata, który jest przyzwyczajony do dostawania tego czego chce.
-No tak.
-Tęsknisz za nią i zawsze kiedy ją widzisz to chciałbyś żeby tylko została?
-Tak.
-Jeszcze się nie domyśliłeś?- nie mogłam w to uwierzyć! No przecież to jest takie proste! Stop, przecież w tej sytuacji mam do czynienia z gumochłonem.
-A powinienem?- zapytał z niedowierzaniem.
-Mężczyźni- westchnęłam cicho przewracając oczami.
-Możesz mi zwyczajnie powiedzieć o co jej chodzi?- burknął i spojrzał na mnie wilkiem. Widać było, że jest zniecierpliwiony.
-No nie wiem, może by cię jeszcze trochę pomęczyć…- uśmiechnęłam się sadystycznie.
-Parkinson!- wrzasnął Malfoy, a ja się roześmiałam. Jego krzyk już od dawna nie robił na mnie żadnego wrażenia.
-No dobra- znowu przewróciłam oczami, założyłam nogę na nogę i chrząknęłam.- Ona ciągle jest taka tajemnicza i tak dalej bo chce żebyś się postarał- powiedziałam tonem, który zwykle się używa dla malutkich dzieci, które jeszcze nic nie rozumieją.
-Postarał?- powtórzył ze zmarszczonym czołem zastanawiając się co to właściwie znaczy.
-Na Merlina! Draco, myśl!- krzyknęłam, ale on nadal miał zmarszczone czoło i nic nie rozumiał.- Jesteś kolejnym Malfoyem, czarodziejem czystej krwi, arystokratą, który zawsze dostawał to czego chce bez kiwnięcia palcem. Dziewczyn miałeś wiele i zmieniałeś je jak rękawiczki. Tak, wiem że to było przez tę durną klątwę twojego jakże uroczego ojczulka- zironizowałam.- Ale ona chce wiedzieć czy nie zostawisz jej przy pierwszej lepszej okazji i jej nie zranisz to po pierwsze, a po drugie czy nie chcesz jej tylko wykorzystać i potraktować jak te inne puste dziewczyny, z którymi się zadawałeś, a po trzecie wyzywa cię, chce żebyś się postarał bo musisz wiedzieć, że ona jest wyjątkowa i nie dostaniesz jej tak po prostu bo jesteś szanownym Draco Malfoyem. Rozumiesz teraz?- z każdym moim słowem na twarzy ślizgona pojawiało się coraz większe zrozumienie, ale także niedowierzanie i rozbawienie. Kiedy skończyłam na jego twarzy wykwitł typowy ślizgoński uśmieszek. Od razu uśmiechnęłam się do siebie w duchu.
Smok nic nie powiedział. Wstał z fotela, odstawił szklankę na mahoniowy stolik stojący obok i skierował się do drzwi.
-Dzięki, Pansy- rzucił na odchodne i już go nie było.
-Po co tak sobie komplikować życie?- zwrócił się do mnie Diabeł po chwili.- Nie mogła od razu mu wszystkiego powiedzieć?
-A myślisz, że jak niby miałaby wyglądać taka rozmowa według ciebie?- podniosłam wysoko brwi i spojrzałam mu w oczy.- „Słuchaj Draco, kocham cię, ale boję się, że potraktujesz mnie tak jak inne. Czy tak będzie”? Jakby taka absurdalna rozmowa w ogóle miała miejsce to od razu on odpowiedziałby jej, że wcale nie. A niby jak miałaby się upewnić, że on nie ma wobec niej złych intencji?
-Ale przecież on jest w niej od zawsze szaleńczo zakochany i…
-Pamiętaj, że przez wszystkie lata tak to nie wyglądało- wcięłam mu się od razu.- Pod wpływem klątwy on był jej największym wrogiem, a dziewczyny traktował gorzej niż ty.
-Ej!
-Nie ważne. W każdym razie ja wszystko tutaj wam wytłumaczyłam.
-I tak nie rozumiem.
-Bo widzisz Diabełku, kobiety mają swój sposób myślenia, którego raczej nie pojmiesz- westchnęłam z politowaniem.- Powiem ci tylko tyle: będzie się działo- mruknęłam z zadowoleniem, a płomienie w kominku zatrzaskały wesoło.

***
Hermiona
-Hanna nie jest potomkinią Helgi Hufflepuff!- krzyknęłam z wyrzutem na książkę, w której znalazłam dzisiejszych potomków jednej z założycielek Hogwartu.
Trzeba chronić Zachariasza Smitha- przemknęło mi przez głowę i od razu wysłałam patronusa do Harry’ego żeby się tym zajął. Kto by pomyślał, że ten wredny i egoistyczny idiota jest dziedzicem Helgi Hufflepuff?
Spojrzałam na Pasitheę* i westchnęłam cicho. Byłam okropnie zmęczona.
-Muszę już iść- uśmiechnęłam się do niej blado i podałam jej parę herbatników na przekąskę.- Zobaczymy się pewnie jutro- pogłaskałam ją po grzbiecie, po czym zebrałam swoje rzeczy i wyszłam z Pokoju Życzeń. Zeszłam powoli dwa piętra niżej i poszłam pod portret Shizuke Wanabe.
-Wywar Żywej Śmierci- powiedziałam od niechcenia. Nie wiem czemu McGonagall tak się uwzięła na hasła z eliksirów, mi to było obojętnie, ale zastanawiało mnie dlaczego na okres przedświąteczny, czas nadziei, czasu z rodziną i zakończenia wszystkich kłótni z innymi, nasze hasło odpowiada silnej truciźnie, której jedna kropla potrafi zabić tuzin osób.
Rzuciłam torbę obok sofy i usiadłam na niej. Po chwili usłyszałam ciche skrzypienie od „jego części” naszego Pokoju Wspólnego. W duchu cicho westchnęłam.
Unikanie go przy każdej możliwej okazji stawało się teraz coraz bardziej uciążliwe. Kiedy on się wreszcie zorientuje o co chodzi i się postara? Przez cały miesiąc unikałam go jak tylko mogłam, zaciekawiałam go, uciekałam tak jak miałam w planie, ale on nic z tym nie robił. Nie biegł za mną, nie próbował mnie zatrzymywać. Po prostu zawsze pozwalał mi odejść. Już wolałam jak nawet był dla mnie wredny. Czasem gdy się dyskretnie odwracałam widziałam w jego stalowoszarych oczach niezrozumienie pomieszane z bólem, niedowierzaniem i zaciekawieniem. Z jednej strony wkurzanie i zaciekawianie go sprawiało mi ogromną przyjemność i miałam wtedy chorą satysfakcję, ale z drugiej strony kiedy sobie przypominałam ten ból w jego oczach, od razu czułam ostry sztylet wkuwany w moje serce. Przez cały miesiąc dzielnie się trzymałam. Teraz chciałam żeby jak najszybciej się domyślił i skrócił moje męczarnie.
-Powiedz mi jedną rzecz- usłyszałam na wstępie jego nieziemski niski głos. Był spokojny. Odwróciłam się w jego kierunku i spojrzałam na niego. Opierał się o framugę drzwi i patrzył mi prosto w oczy.- Skąd ci przyszło do głowy, że chce cię wykorzystać a potem zostawić?
Byłam zaskoczona jego bezpośredniością, lecz także uradowana. Wreszcie się domyślił! Tylko… jakim cudem tak trafnie? Stwierdziłam, że nie będę się nad tym zastanawiać.
-Że co?- to były jedyne słowa, na które mnie było stać.
-Musisz zrozumieć parę rzeczy- powiedział spokojnie i zrobił krok w moją stronę.
Usiadł obok mnie. Każdy ruch wykonywał bardzo powoli i ostrożnie. Spojrzał mi głęboko w oczy i westchnął cicho.
-Kiedy pierwszy raz jechałem pociągiem do Hogwartu zakochałem się w pewnej małej dziewczynce- zaczął szeptać ciągle patrząc mi w oczy.- Wpadła na mnie przez przypadek. Pierwszym co zobaczyłem było ogromne gniazdo poplątanych brązowych włosów. Lekko się zdenerwowałem i podniosłem się z ziemi po to, żeby wygarnąć osobie z tym gniazdem, że powinna uważać jak łazi- w jego oczach pojawiły się wesołe iskierki na skutek wspomnień.- Spojrzałem w dół. Najpierw ujrzałem najpiękniejsze oczy na świecie w kolorze cynamonu, od których biło takie ciepło, dobroć, entuzjazm jakiego jeszcze nigdy nie widziałem. Potem piękną, trochę zarumienioną z emocji twarz, która była ciągle uśmiechnięta. Pomogłem jej wstać, zaprzyjaźniliśmy się. Przez cały czas w drodze do zamku ze sobą rozmawialiśmy. Była bardzo inteligentna i umiała się wypowiedzieć na każdy temat. Kiedy się przedstawiła nie mogłem połączyć jej z żadnym rodem czarodziejów, których uczyłem się od małego. Trochę mnie to zaniepokoiło, ale z tego co mówił mi ojciec, żaden mugolak nic nie umiał i był idiotą, więc uznałem, że po prostu zapomniałem tego nazwiska z drzew genealogicznych- zrobił krótką pauzę i spojrzał na płomienie przywołując obraz tamtych zdarzeń. Odrobinę posmutniał i powrócił wzrokiem do mnie.- Niestety ona trafiła do Gryffindoru, a ja tak jak reszta mojej rodziny do Slytherinu- zaczął kontynuować, lecz z lekkim smutkiem.- Po jakimś czasie napisałem do ojca, któremu zawsze mówiłem wszystko. Opowiedziałem o wspaniałych przeżyciach w Hogwarcie, o wkurzającym Potterze i o niej. Kiedy ojciec się dowiedział bardzo się zdenerwował, ponieważ okazało się, że była mugolakiem, w dodatku przyjaciółką Złotego Chłopca i gryfonką. Kazał mi się do niej nie zbliżać. W czasie przerwy świątecznej, kiedy wróciłem do domu ojciec rzucił na mnie pełno klątw i uroków czarnomagicznych, nawet rzucił na mnie penale oblivionem- przymknął oczy przypominając sobie bolesne chwile.- Wszystkie te klątwy były ściśle związane z Wieczystą Przysięgą, którą musiałem złożyć. Przez siedem lat miałem się do niej nie zbliżać, poniżać, wyśmiewać ją i utrudniać jej życie na każdy możliwy sposób. We wszystkim miałem być od niej lepszy i dodatkowo w tym czasie poszukać jakiejś dziewczyny. Ojciec liczył na to, że zapomnę o niej przez tyle lat i nie będzie problemu- zrobił przerwę. Nie mogłam się doczekać, aż zacznie kontynuować swoją opowieść, nie przerywałam mu. Po prostu patrzyłam w stalowoszare tęczówki i słuchałam.- Po tym jak Czarny Pan powrócił, ojciec ukrócił Wieczystą Przysięgę do sześciu lat, ponieważ każde wspomnienie związane z pociągiem w pierwszej klasie było zasnute bólem i nie funkcjonowałem przez to normalnie. Ojciec stwierdził, że i tak mu się ona już nie przyda bo kiedy Czarny Pan wygra, dziewczyna z pociągu i tak będzie martwa. Nic nie dało się odczytać z tamtych wspomnień. Zapamiętałem tylko dwie rzeczy: zapach cynamonu, który zawsze czułem w amortencji, ale nigdy nie potrafiłem go z niczym połączyć, zresztą za bardzo sprawiało mi to ból żebym mógł czegokolwiek się domyślić i  wspaniałe cynamonowe oczy- wyciągnął do mnie rękę i założył niesforny kosmyk włosów za ucho, który zasłaniał moje oczy.- Na początku wojny Wieczysta Przysięga przestała działać. Przypomniałem sobie wszystko, włącznie z nią. Zacząłem się o nią bać. Cały czas zajmowała moje myśli, przez cały czas czułem się winny za te wszystkie lata poniżania jej- jego twarz przez cały czas wyrażała te emocje, które wtedy czuł. Nie krył się za maską obojętności. Wszystko mogłam zobaczyć.- Nikt się nie zorientował  o czym myślę, dzięki treningom mojego ojca w ukrywaniu emocji i dzięki mojej kochanej cioci Belli, która nauczyła mnie oklumencji. Pewnego dnia moje opanowanie zostało wyzwane na największą próbę. Do naszego dworu przybyli szmalcownicy razem z kimś kto prawdopodobnie był Potterem. Kiedy to usłyszałem od razu pomyślałem o niej. Słyszałem pogłoski, że wyruszyła razem z nim i mu pomaga. Kiedy ją zobaczyłem, musiałem ostro się hamować, by nie wyrwać jej z rąk szmalcowników i przenieść w jakieś bezpieczne miejsce. Najgorsze jednak było potem- powiedział z bólem i spojrzał na moje przedramię, na którym było wyryte słowo szlama.- Jej krzyki pamiętam do dzisiaj. O mały włos nie zamordowałem ciotki Bellatrix i nie zdradziłem się. Przechodziłem prawdziwe męczarnie. Do dzisiaj często mi się to śni w najgorszych koszmarach- poczułam, że łzy spływają mi po policzkach. Tak bardzo się wzruszyłam, że już tego nie powstrzymywałam. Płakałam w najlepsze.- Na szczęście Potterowi udało się wygrać. Dzięki temu byłem już wolny. Całkiem wolny. Nie byłem ani pod władzą Czarnego Pana, ani pod Wieczystą Przysięgą, a że jestem już dorosły to mogę robić co chcę. Miałem jednak obawy- zrobił przerwę.- Jak po tylu latach bycia największymi wrogami, po tylu latach poniżania, obrażania miałaby mi wybaczyć? Już nawet nie myślałem o tym, że mogłaby mnie pokochać. Potem jednak pojawiła się nadzieja i determinacja. Właśnie dlatego wróciłem do Hogwartu. Po to żebyś mi wybaczyła Hermiono. Po to żebym mógł jakoś odkupić swoje winy- potem już nic nie mówił. Wiedziałam, że to wyznanie bardzo wiele go kosztowało. Nie był przyzwyczajony do szczerego mówienia o swoich uczuciach. Pewnie mówienie o mnie w trzeciej osobie, było dla niego prostsze.
-Czyli nie potraktujesz mnie tak jak tamte dziewczyny?- spytałam głosem zachrypniętym od płaczu. Dalsze kręcenie i jakieś gierki były już dla mnie męczące. Stwierdziłam, że będę mówiła prosto z mostu.
Jego prawa powieka prawie niezauważalnie drgnęła, co zawsze zwiastowało, że coś zamierza zrobić. Uśmiechnął się przebiegle i zanim zdążyłam jakkolwiek zareagować podniósł mnie z sofy i zaczął się kręcić dookoła.
-Co ty robisz?- wrzasnęłam ze śmiechem.
-Kiedy wreszcie do ciebie dotrze, że jesteś wyjątkowa, mądra, piękna i wspaniała i że nigdy cię nie opuszczę? Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz!
-Ale…
-Nie ma żadnego ale- wciął mi się.- Skoro ja tak mówię, to tak jest!
-Dobra ale postaw mnie już- krzyknęłam udając oburzenie, lecz po chwili wybuchłam śmiechem.
-Nie- odpowiedział, a ja zaczęłam się jeszcze bardziej śmiać.
-Ładnie proszę - zatrzepotałam rzęsami i spojrzałam mu w oczy. To zawsze działało.
-Tym razem musisz się bardziej postarać- jego odpowiedź bardzo mnie zaskoczyła. Jakim cudem nie uległ?- Wymyśl coś, nie na daremno nazywają cię najmądrzejszą czarownicą od czasów Roveny Ravenclaw. No chyba, że się mylą…
-Ej!- udałam oburzenie, lecz po chwili zaczęłam intensywnie myśleć.-Bardzo ładnie proszę?
-Nie o to chodzi- powiedział ciągle kręcąc się w kółko.
-No to chociaż mi podpowiedz- uniósł wysoko brwi z triumfem.- Trudno mi się myśli, bo już trochę mi nie dobrze od tych obrotów- wymyśliłam na poczekaniu, a on się zatrzymał.
-Chcę się czegoś dowiedzieć. Czy mój powrót do Hogwartu nie poszedł na marne?
-Wybaczyłam ci już dawno- powiedziałam przypominając sobie jego opowieść i po co wrócił do Hogwartu.- Czy mógłbyś mnie już puścić?- zapytałam po chwili.
-Nie- uśmiechnął się łobuzersko.
-Czego jeszcze możesz chcieć?- pomyślałam na głos i zmarszczyłam czoło.
Jak po tylu latach bycia największymi wrogami, po tylu latach poniżania, obrażania miałaby mi wybaczyć? Już nawet nie myślałem o tym, że mogłaby mnie pokochać.
Od razu zrozumiałam o co mu chodzi. Przybliżyłam się do jego ust.
-Kocham cię- szepnęłam.
Nagle usłyszałam jak ktoś otwiera drzwi od skrótu do Pokoju Wspólnego Gryffindoru.
-Miona, nie uwierzysz co…!- wpadła zadyszana Ginny i kiedy ujrzała Dracona ze mną na rękach od razu przerwała swoją wypowiedź.- Eee… To ja nie będę wam przeszkadzać. Poszukam Annie- burknęła po czym spojrzała na mnie wzrokiem typu „Będziesz-musiała-mi-potem-wszystko-powiedzieć-i-się-od-tego-nie-wymigasz” i zniknęła za drzwiami. 

***
Annie
-…Na transmutacji profesor Dumbledore opowiadał nam o zamianie widelca w grzebień i to wszystko dzisiaj- powiedziałam do leżącej Gwen.
Od miesiąca pani Pomfrey nie udało się jej uzdrowić. Na szczęście usunęła z niej tę dziwną czarną substancję, ale teraz Gwen była w śpiączce. Profesorka powiedziała mi, że mówienie do niej jest bardzo dobrym pomysłem, ponieważ najprawdopodobniej nas słyszy i jej sie nudzi, dlatego od jakiegoś czasu codziennie przychodziłam i opowiadałam o tym co się działo na lekcjach czy też przekazywałam jej jakieś nowinki wśród naszych przyjaciół.
-Za dwa tygodnie ślizgoni zagrają z puchonami- zaczęłam nowy temat.- Jestem bardzo ciekawa jak Draco lata na miotle. Harry mi mówił, że beznadziejnie, ale jakoś mu nie wierzę. Wiem, że zawsze ze sobą rywalizowali dlatego nie mogę się doczekać, chcę sama ocenić. A za tydzień Katie robi imprezę urodzinową- zawiesiłam głos. Od razu przypomniałam sobie imprezę po zwycięstwie gryfonów i zrobiło mi się smutno.
Od czasu ataku na Gwen Poszukiwacz Pierścienia się uspokoił. Według Miony było to złe, ponieważ nie wiedziałyśmy co się dzieje. Ja też tak uważałam i ciągle miałam się na baczności. Harry nauczył mnie parę przydatnych zaklęć obronnych, takich które na moim etapie były do ogarnięcia. Nauczyłam parę z nich Daniela i swoich najbliższych przyjaciół. Tak bardzo się o wszystkich bałam.  
-Niedługo będą święta- zwróciłam się znowu do Gwen zmieniając temat.- Rodzice podkreślili, żebym koniecznie przyjechała do domu. Chyba mają dla mnie jakąś ogromną niespodziankę- zrobiłam krótką pauzę, ponieważ nie wiedziałam co dalej powiedzieć.- Oh Gwenny, tak bardzo mi ciebie brakuje- w moich oczach zebrało się parę łez, które zaraz powstrzymałam. Bardzo mi bylo ciężko bez niej, jej wesołego śmiechu i opowiadań o jej małym niesfornym bracie, który zaczął wykazywać zdolności magiczne, ale musiałam być silna.- Mam nadzieję, że pani Pomfrey cię obudzi przed przerwą świąteczną. Nawet upatrzyłam już dla ciebie prezent- więcej nie mogłam nic powiedzieć.
Tak bardzo za nią tęskniłam. Na szczęście Miona mnie bardzo wspierała, dzięki niej nadal miałam nadzieję na to, że Gwen się obudzi. Dlaczego to musiało tak długo trwać?
W tym momencie do Skrzydła wparowała Ginny, cała czerwona i zdyszana. Jej włosy były w okropnym nieładzie, lecz na twarzy miała triumfalny uśmiech.
-Nie uwierzysz co się stało!- krzyknęła cała rozweselona.- Harry wreszcie ze mną zerwał! Tylko mi nie przerywaj- ostrzegła jak zobaczyła, że już otwieram usta. Byłam strasznie zdziwiona. Czy Ginny nie powinna być smutna? Niezły humor, jak na taką sytuację. Gdyby ktoś zerwał ze mną to bym płakała w najlepsze.- Oboje stwierdziliśmy, że nic więcej prócz przyjaźni do siebie nie czujemy i, teraz będzie najlepsze, on zakochał się w Pansy Parkinson!
-Co?!- otworzyłam szeroko usta ze zdumienia, a po chwili przypomniałam sobie jak w Halloween Ginny tańczyła z Harrym, a tuż przy nich wirował Blaise Zabini z Pansy Parkinson, którzy ciągle oglądali się za parą tamtych gryfonów i zaczęłam się szczerze śmiać. Ruda już wcześniej opowiadała mi, że zaczyna coś czuć do Zabiniego i kiedy ujrzałam tamtą sytuację od razu pomyślałam o tym, że Harry mógłby być z Pansy zamiast z Weasley’ówną, a teraz okazało się, że to może się spełnić.
-Miałam iść z tą informacją do Miony- zignorowała mój śmiech.- Ale jak weszłam do ich Pokoju Wspólnego zobaczyłam naszych prefektów naczelnych w chwili gdy chyba wyznawali sobie miłość.
-Co?! Jesteś pewna?!
-Tak!- krzyknęła uradowana Ginny.- Skoro Fretka miała Mionkę na rękach to myślę, że tak.
-Na rękach?!
-No przecież ci mówię, Annie, nie krzycz tak. Masz coś ze słuchem?- roześmiała się ukazując śnieżnobiałe zęby.- Malfoy wreszcie się zorientował o co jej chodziło przez cały miesiąc.
-I dobrze- westchnęłam.- Ona już tak się katowała…- zawiesiłam głos i przypomniałam sobie cały poprzedni miesiąc. Widok wkurzonego, zaciekawionego i zdezorientowanego równocześnie Dracona Malfoya był świetny, Miona na początku miała ubaw ale po miesiącu obojgu zaczęło im to sprawiać ból. Dobrze, że ten ślizgon się wreszcie zorientował.
-To będzie niezłe, mówię ci- odezwała się Ruda i rozsiadła się w krześle.- Najlepsze historie miłosne są właśnie wtedy, gdy te osoby zakochają się w sobie w najmniej oczekiwanym momencie i w osobie, której nigdy by się nie spodziewali, a wręcz nie powinni się zakochać.
-Miona za bardzo mi nie opowiadała o ich relacji przed tym rokiem- odezwałam się smutno.- Dlaczego się siebie nie spodziewali? Czemu nie powinni? Jak się na nich patrzy to od razu można pomyśleć, że…
-Tak teraz jest- przerwała mi Ginny i zachichotała.- Ale kiedyś nigdy bym nie powiedziała, że będą razem…

***
Poszukiwacz Pierścienia
-To na pewno ona! Teraz będzie wspaniała okazja żeby to sprawdzić, Panie!
-Jeszcze nie. Dopiero co uśpiliśmy ich czujność, poza tym nie jesteśmy pewni czy ta Patil może mieć Pierścień. Poza tym, pamiętaj, że jej siostra trafiła do Gryffindoru.
-Tak, ale reszta ich rodziny była krukonami i wszystko wskazuje na nią, Panie- odezwał się mój wspólnik i schylił nisko głowę.
-Tym razem nie możemy popełnić żadnego błędu. Potter z Weasleyem i Granger zaczęli coś węszyć. Musimy zachować najwyższą ostrożność. Dowiedz się więcej o tych siostrach Patil.
-Tak jest- ukłonił się i skierował do wyjścia.
-Poproś o pomoc Malfoya, przynajmniej nie popełnicie żadnego błędu. Ostatnio był bardzo pomocny.
Odwróciłem się w fotelu i zapatrzyłem w ogień. Poprzednie napady były błędne i nie udało nam się skłócić Świętej Trójcy. Teraz trzeba być bardzo ostrożnym. Ale to tylko kwestia czasu. Już niedługo Pierwotny Pierścień będzie mój i będę mógł pomścić Czarnego Pana, Rose i moich rodziców.     

----------------------------------------------------------------------------------------------------------
*Węża Morda- fajny pseudonim no nie? Coś mi sie wydaje, że wziełam to chyba z innego bloga... ale tak bardzo mi pasowało do mojej Pansy, że nie mogłam tego wyrzucić :3
*Pasitheę- nie wiedziałam jak odmienić imię Pasithea więc wyszło coś takiego :D Mam nadzieję, że poprawnie wyszlo :p

Co do rozdziału- mega słodki ale mi się podoba :3 Refleksje Pansy najlepsze <3 A co do jej rodziców i tego jakby braku litości i miłości do nich... Zrozumcie, że oni ja przymusili do tego i raczej za nimi nie przepadała. Oczywiście ich szanowała bo to jej rodzice, ale nigdy jakoś ich bardzo nie lubiła.
O co chodzi z Poszukiwaczem? Dlaczego Draco? Czyżby jednak był dwulicową tlenioną fretką za jaką jest uważany? Może tak, może nie...
Zobaczymy co się będzie dzialo dalej ;)
Chyba wszystko co chciałam napisałam :D Proszę o Wasze komentarze <3 (o ile ktokolwiek tu jeszcze zagląda)

Pozdrawiam serdecznie,
Hermiona :*