Za ten rozdział musicie bardzo podziękować Rumcajsowi. Tylko dzięki niemu ten rozdział się w ogóle pojawił (bardzo ci dziękuję za wszystko :***) i to w dodatku dzisiaj, w Walentynki! Jak Wam minęły? Mi bardzo dobrze i o dziwo nie byłam sama. Nie, nie myślcie, że mam faceta xd Ja jestem w gronie forever alone'ów a teraz byłam razem ze znajomymi na łyżwach a potem na koncercie walentynkowym z przyjaciółką i przyjacielem, który potem mnie odprowadził do domu (:3).
Dobra, już przestane nawijać :D Myślę, że ten rozdział Wam się spodoba... taki w sam raz na Walentynki :3
ENJOY! ;)
Czytasz=komentujesz
***
Hermiona
Biegłam
w kierunku Zakazanego Lasu. Na jego skraju stała jakaś zakapturzona postać. W
ręce trzymała różdżkę, którą sterowała jakimś związanym, drobnym ciałem. Była
to dziewczynachyba z pierwszego roku. Miała długie blond włosy, które zwisały
aż do ziemi.
-Pomocy!-
krzyczała zapłakanym głosem, który od razu rozpoznałam. Poczułam ukłucie w
sercu i przyspieszyłam, żeby jak najszybciej znaleźć się blisko niej.
-Annie!-
krzyknęłam do niej i posłałam w kierunku napastnika czerwony grot.
-Miona!
Miona! Miona!
Zerwałam
się z łóżka. Wyczułam czyjąś obecność i odruchowo wyciągnęłam różdżkę spod
poduszki.
-Lumos-
powiedziałam i wycelowałam zapaloną różdżką w osobę stojącą przy moim łóżku.
-Miona-
to była Annie. Jej twarz była mokra od płaczu, była okropnie blada i wpatrywała
się we mnie z przerażeniem.- Gwen, ona… pomóż…- nie powiedziała nic więcej.
Rzuciła mi się na szyję i zaczęła szlochać. Rozbudziłam się całkowicie.
-Annie,
spójrz na mnie- powiedziałam stanowczo do dziewczyny.-Spróbuj się opanować i
powiedz mi co się stało z Gwen.
-Ja-aa
nawet nie wiem co-oo to jest- próbowała się opanować i mówić normalnie ale
niezbyt jej to wychodziło.- Jest nieprzytomna iii… powinnaś sama to
zo-oobaczyć. Nie umie-eem tego opisać.
Bez
zbędnych pytań przywołałam różdżką mój czerwony szlafrok, założyłam go, wyszłam
z dormitorium i skierowałam się do drzwi naprzeciwko. Weszłam bez pukania i
podeszłam do śpiącego ślizgona.
-Draco,
jesteś potrzebny- potrząsnęłam nim, ale on tylko przewrócił się na drugi bok.
-Jeszcze
pięć minut- jęknął.
-Chyba
mieliśmy kolejny atak!- wrzasnęłam mu do ucha, a on od razu zerwał się z łóżka.
-Następnym
razem obudź mnie delikatniej- warknął i wstał. Miał na sobie tylko zielone
spodnie od piżamy, przez co doskonale było widać jego umięśniony tors.-
Granger- powiedział wyrywając mnie z zamyślenia.- Będziesz sobie podziwiać mnie
później, a o ile dobrze zrozumiałem doszło do kolejnego ataku, więc zamknij
buzię i prowadź- powiedział ze ślizgońskim uśmieszkiem i założył zielony
szlafrok. Poczułam, że się czerwienię i odwróciłam się do niego plecami. W
drzwiach stała przerażona Annie.
-Chodźmy-
powiedziałam i objęłam ją wolną ręką.
Poszliśmy
do skrótu prowadzącego do Wieży Gryffindoru i weszliśmy do Pokoju Wspólnego.
Potem weszłam razem z Annie po schodach do pokoju dziewczyn. Draco szedł trochę
za nami i kiedy postawił nogę na trzecim stopniu, schody zniknęły, a blondyn
zjechał na sam dół. Gdybyśmy nie byli w tak poważnej sytuacji pewnie bym się
roześmiała.
-Poczekaj
chwilę- skupiłam się i wycelowałam różdżką w podłogę. Schody znowu się
pojawiły.- Teraz możesz wchodzić.
Chłopak
wszedł na górę i rzucił mi mordercze spojrzenie.
-Nie
mogłaś mnie ostrzec?- burknął.
-A
co u was tego nie ma?- zapytałam z uśmiechem a on tylko pokręcił przecząco
głową. No tego się można było spodziewać po Domie Węża.- Dobra, nie ważne.
Chodźmy już.
Annie
poszła przodem i poprowadziła nas do dormitorium pierwszoklasistek. Otworzyła
ostrożnie drzwi, a potem na palcach weszła do środka. Pewnie inne dziewczyny
spały. Poszłam tuż za nią. W pokoju było ciemno, a jedynym źródłem światła były
nasze zapalone różdżki. Tak jak podejrzewałam, reszta współlokatorek Annie była
pogrążona w głębokim śnie.
-Muffliato-
szepnęłam. Lepiej żeby nas nie usłyszały.
-To
tutaj- powiedziała blondynka i wskazała jedno z łóżek.
Od
razu zauważyłam dużą czarną plamę na pościeli, z której wydzielał się mdły
słodki zapach. Na łóżku leżała Gwen. A przynajmniej tak myślałam. Gdyby Annie
mi wcześniej nie powiedziała, to bym jej nie rozpoznała. Pod skórą miała dziwne
czarne plamy, a tam gdzie skóra była rozcięta, czyli prawie wszędzie, wypływała
substancja w tym samym kolorze, pomieszana z krwią. Zamiast jednak jej ubywać,
przybywało jej coraz więcej. Włosy dziewczyny były poczochrane i pozlepiane od
tej dziwnej mieszanki. Twarzy prawie nie dało się rozpoznać, ponieważ wszędzie
było pełno czarnych plam i szram, jakby od noża.
Nie
krzyczałam. Nie zrobiło mi się nie dobrze. Po prostu wpatrywałam się w nią i
nie mogłam się ruszyć. To było przerażające. Jak można zrobić małej dziewczynce
coś takiego? Najgorsze było to, że nie znaleźliśmy Poszukiwacza. To pewnie była
jego sprawka. I my temu nie przeszkodziliśmy. Patrolowaliśmy korytarze i nie spotkaliśmy
go. To była nasza wina. A tak naprawdę moja. Gdybym postawiła się Malfoyowi i
zostałabym na patrolu to pewnie złapałabym go na gorącym uczynku.
W
końcu otrząsnęłam się z transu. Trzeba było zachować zimną krew.
-Co
to jest?- zapytałam w stronę ślizgona. Ten już przyklęknął przy Gwen i zaczął
wymawiać jakieś dziwne zaklęcia, których nie potrafiłam zidentyfikować.
-To
bardzo stara czarna magia. Nawet nie wiedziałem, że ktoś jeszcze tego używa.
Ten dupek jest naprawdę szalony, żeby choć próbować coś takiego zrobić. Później
ci wyjaśnię. Lepiej wyślij patronusy do McSztywnej i pani Pomfrey. Sam nie dam
rady- i znowu zaczął coś dziwnie mamrotać i robić skomplikowane ruchy różdżką.
-Expecto
patronum- szepnęłam. Z mojej różdżki buchnął tylko srebrny promyczek.- Expecto
patronum- powiedziałam stanowczo. Znowu mi nie wyszło.
Draco
na chwilę oderwał się od leczenia Gwen i spojrzał na mnie dodając otuchy.
-Dasz
radę. Pamiętaj, jakaś szczęśliwa myśl- powiedział, a ja spojrzałam głęboko w te
stalowe tęczówki, które od początku roku są dla mnie wsparciem.
-Expecto
patronum- krzyknęłam i z mojej różdżki wreszcie wyleciały dwie wydry.
Uklękłam
obok Malfoya.
-Mogę
jakoś pomóc?- zapytałam i wpatrywałam się jak szramy na twarzy Gwen się
zasklepiają z pomocą magii Dracona.
-Prawie
skończyłem, ale muszę szybko zasklepić te rany zanim krew znowu zacznie
wypływać- nie odrywał wzroku od twarzy dziewczynki. Był poważny i skupiony.-
Umiesz zasklepiać rany, prawda?
-Chcesz
zostawić tak to czarne coś?- pod skórą dziewczynki nadal znajdowała się ta
słodkawa ciecz.
-Z
leczeniem tego sobie już nie poradzę. Tutaj potrzeba eliksirów i paru bardziej
zaawansowanych zabiegów magomedyka. To chcesz pomóc?
Nie
odpowiedziałam mu tylko od razu wzięłam się do pracy.
Annie
przytuliła się do moich pleców i zaczęła płakać.
-Pomóżcie
jej, pomóżcie…- powtarzała w kółko.
Po
jakimś czasie do pokoju weszła pani Pomfrey i profesor McGonagall.
-Na
brodę Merlina- powiedziała na wejściu dyrektorka.- Co się stało? Proszę mi
wszystko od początku opowiedzieć.
Pani
Pomfrey bez słowa uklęknęła obok mnie i zaczęła robić to co ja przed chwilą,
tyle że szybciej. Odwróciłam się i przytuliłam Annie do siebie, a potem
wyjaśniłam co się stało. Profesor McGonagall coraz bardziej bladła. Jak
zakończyłam swoją opowieść była nauczycielka transmutacji przepytała trochę
Annie, która opowiedziała jak znalazła swoją przyjaciółkę, a kiedy skończyła,
Minerwa wyprostowała się i zacisnęła usta.
-Jak
z nią, Poppy?- zapytała pielęgniarki.
-Na
razie jej stan jest stabilny. Gdyby nie pan Malfoy to najprawdopodobniej już by
nie żyła- zakończyła cicho.
-Zabierz
ją do Skrzydła Szpitalnego i składaj mi raporty o jej stanie- rozkazała
profesorka.- Za chwilę zrobimy zebranie
nauczycieli, musimy coś z tym zrobić. Pójdę ich obudzić- powiedziała i
skierowała się w stronę drzwi. Zanim wyszła odwróciła się jeszcze w naszą
stronę.- Was też chcę widzieć na tym zebraniu- i wyszła.
Przytuliłam
Annie mocniej do siebie. Już nie płakała, za to cała drżała.
-Annie-
powiedziałam do niej łagodnie.- Powinnaś się położyć. Jeśli chcesz to możesz
iść do mojego dormitorium- uśmiechnęłam się do niej ciepło żeby dodać jej
otuchy.- W tej szafce z moimi eliksirami znajdziesz fiolkę z Eliksirem
Słodkiego Snu. Wiesz jak wygląda?- pokiwała potwierdzająco głową.- Wypij całą
fiolkę i połóż się, dobrze? Poradzisz sobie?- znowu kiwnęła głową i mocno się
do mnie przytuliła.- Tylko uważaj na siebie.
-Dziękuję-
szepnęła zachrypniętym głosem i opuściła pomieszczenie.
-Pomóc,
proszę pani?- usłyszałam za sobą blondyna zwracającego się do pielęgniarki.
-Nie
trzeba, panie Malfoy. Tylko posprzątajcie tutaj, dobrze?- zgodziliśmy się, a
ona wyczarowała nosze, przeniosła na nie dziewczynkę i skierowała się z nią do
wyjścia.
W
pokoju zostaliśmy tylko ja i Draco, no i oczywiście reszta dziewczynek, które
spały.
-Chłoszczyść-
rzuciłam w stronę prześcieradła. Choć krew zniknęła, to czarna substancja z ran
Gwen pozostała.
-Zwykłym
zaklęciem tego nie usuniesz- powiedział cicho Draco.- Hauriendum nigrum*- powiedział, a pościel znów była czysta.-
Chodźmy już.
Podszedł
do drzwi i mi je otworzył. Odwróciłam się jeszcze w stronę łóżek innych
dziewczynek i cofnęłam zaklęcie, a potem wyszłam z dormitorium. Wyszliśmy z
Pokoju Wspólnego Gryffindoru i poszliśmy w stronę gabinetu dyrektora.
-Co
to było?- zapytałam roztrzęsionym głosem.
-To
była tak zwana Czarna Klątwa. Używano jej w czasach starożytnych. Chyba nawet
na samym początku świata, albo coś takiego, nie pamiętam zbyt dobrze- zamyślił
się na chwilę.- Osoba, która ją rzuciła musiała być naprawdę szalona i bardzo
zaprzyjaźniona z czarną magią. Tej klątwy już się nie używa, ponieważ jest
zarówno niebezpieczna dla ofiary jak i napastnika. Nawet Voldemort jej nie
używał. Jakie są jej skutki, sama widziałaś.
-Tak-
szepnęłam i przymknęłam powieki. Od razu zobaczyłam małą twarz Gwen w czarnych
plamach.- Da się to uleczyć?
-Zależy…-
zawiesił głos.- Nie miałem wystarczająco dużo czasu, żeby się temu przyjrzeć.
Nie wiem jak mocno została trafiona i jak długo była torturowana, chociaż
wiesz, pani Pomfrey lepiej się na tym zna, ja znam tylko teorię- powiedział
cicho, a mnie zrobiło się zimno. Mała bezbronna Gwen została zaatakowana przez
jakąś bestię. Nie mogłam inaczej nazwać Poszukiwacza. A może gdybyśmy lepiej
przeszukali zamek, to może byśmy zapobiegli kolejnemu atakowi? Gdybym wtedy się
postawiła ślizgonowi, żebyśmy szukali dalej…
-Hej-
powiedział cicho chłopak i stanął przede mną.- Nie płacz- dopiero kiedy to
powiedział, to zdałam sobie sprawę, że już od jakiegoś czasu z moich oczu lecą
łzy.
-To
moja wina- powiedziałam płaczliwie.- Mogłam uratować Gwen gdybym tylko…
-Hermiono
spójrz na mnie- powiedział stanowczo i zmusił mnie żebym spojrzała mu w oczy.-
Nie udało nam się temu zapobiec i raczej byśmy nie znaleźli tego dupka.
Przeszukaliśmy prawie cały zamek i zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy, ale co
się stało to się nie odstanie. Obiecuję ci, że go znajdziemy- powiedział i
uśmiechnął się pokrzepiająco.
-Masz
rację. Muszę wziąć się w garść. Po prostu najpierw wojna, teraz to…- nie mogłam
dalej kontynuować. Jedynie przytuliłam się do niego i zaczęłam wdychać zapach
sosen, który mnie uspokajał. Staliśmy tak przez chwilę wtuleni w siebie, a ja
chciałam, żeby to trwało wiecznie. Tutaj nie musiałam się niczym przejmować,
zdala od wszelkich trosk i problemów czułam się bezpiecznie.
-Choć,
musimy iść do McSztywnej- powiedział cicho Draco a ja niechętnie się od niego
oderwałam. Potem objął mnie i stanęliśmy przed kamienną chimerą.- Szpon
hipogryfa- posąg odskoczył w bok, a my wspięliśmy się po schodach.
-O,
jesteście już- powiedziała profesor McGonagall i uśmiechnęła się blado.-
Przepraszam, że robię zebranie o tak późnej porze- zwróciła się do wszystkich
nauczycieli zebranych w gabinecie.- Niestety mamy tutaj sytuację krytyczną.
Nastąpił kolejny atak w zwiaku z Poszukiwaniem Pierwotnego Pierścienia- na
twarzach profesorów wymalowało się wiele emocji, od smutku przez zaskoczenie aż
do złości.
-Jak
to?- pisnął zezłoszczony profesor Flitwick.
W
całym pokoju było głośno od oburzonych rozmów, od których zaczęła mnie już boleć
głowa. Pobudka w środku nocy, okropne przeżycia i wstrząs stanem Gwen i teraz
ten hałas. To było dla mnie za dużo.
-Zaraz
nie wytrzymam- szepnęłam do ślizgona i oparłam się o jego ramię, a on mnie
odruchowo objął.
-Ależ
proszę o ciszę- dyrektorka próbowała przekrzyczeć innych, ale nikt jej nie
słuchał.
-CISZA!-
wrzasnął z portretu Albus Dumbledore i wszyscy momentalnie się uciszyli.
-Dziękuję,
Albusie- była nauczycielka transmutacji uśmiechnęła się do niego z
wdzięcznością i odwróciła przodem do reszty zgromadzonych.- Poszukiwacz, o
którym Wam wcześniej mówiłam znowu zaatakował. Myślę, że każdy już wie czym
jest Pierwotny Pierścień- McGonagall spojrzała na mnie znacząco. Bardzo dobrze
wiedziała po ośmiu wspólnych latach, że ja z Harrym i Ronem nie spoczniemy
dopóki nie dowiemy się czegoś o nim i nie znajdziemy sprawcy. Na potwierdzenie
skinęłam jej lekko głową.- Mieliśmy jak dotąd trzy ofiary. Pierwszą była Luna
Lovegood z Ravenclawu, drugą była Hanna Abbott z Hufflepuffu- tutaj zrobiła
krótką pauzę.- Tym razem jest nią Gwen Owleens z Gryffindoru. O szczegółach jej
odnalezienia i jej stanu opowiedzą nam Prefekci Naczelni, którzy byli jako
pierwsi na miejscu zdarzenia.
Wszyscy
nauczyciele wlepili w nas wzrok. Postanowiłam wziąć się w garść, wyprostowałam
się i zaczęłam opowiadać.
-Jako
pierwsza znalazła ją jej przyjaciółka Annie Trenstred. Annie nie wiedziała co
robić, a ponieważ znamy się bardzo dobrze, przyszła z tym do mnie. Obudziłyśmy
też Dracona i wróciłyśmy do Gwen.
-Została
trafiona Czarną Klątwą- Draco przerwał mi, za co byłam mu bardzo wdzięczna. Nie
wiedziałam czy umiałabym opowiadać o stanie zaatakowanej gryfonki.- Jest to z
dziedziny czarnej magii i teraz nawet się tego nie uczy w teorii. Ta klątwa
jest bardzo stara, nie wiem jak bardzo, bo tego nie pamiętam. Używało się jej w
starożytności na pewno, lecz potem zaprzestano takich działań. Przy jej użyciunie
tylko ofiara ulega hmm…- blondyn szukał dobrego słowa.- uszkodzeniu, lecz przy
choć drobnej pomyłce, takiej jak drgnięcie nadgarstka, napastnik może zostać
uszkodzony w taki sam sposób. Ze względów bezpieczeństwa, nawet Czarny Pan jej
nie używał. To zaklęcie sprawia, że pod skórę ofiary dostaje się słodkawa,
czarna i lepka substancja, która rozprowadza się po całym organizmie i powoli
go niszczy. Zablokowałem tę substancję, lecztylko tyle mogę zdziałać.Nie będzie
wyniszczać organizmu Gwen, ale na razie będzie w
głębokiej śpiączce czy czymś takim. Za bardzo tego nie studiowałem, bo
myślałem, ze raczej mi się nie przyda.
-Czy
jest szansa na uzdrowienie jej?- zapytała profesor Goldenwand. Ze zdziwieniem
zauważyłam, że była wtulona w nauczyciela mugoloznawstwa.
-Nie
wiem, choć wydaję mi się, że tak. Pani Pomfrey na pewno coś będzie wiedziała na
ten temat.
-Dziękuję,
panie Malfoy- McGonagall skinęła mu głową.- Proszę wszystkich, aby zachowali
szczególną ostrożność. Wy także, lecz proszę, żebyście nie mówili o tym innym
prefektom- zwróciła się do nas.- Nie chcę siać paniki- przez chwilę zapadła
cisza. Nikt nie śmiał się odezwać. Każdy myślał o Poszukiwaczu i jego
brutalnych napaściach.- Panno Granger- usłyszałam po chwili i przeniosłam wzrok
na dyrektorkę.- Wiem z doświadczenia, że razem z panem Potterem i panem
Weasleyem lubicie rozwiązywać tego typu zagadki. Ponieważ jesteście dorośli,
nie zabronię wam tego, ale mam jedną prośbę. Uważajcie na siebie.
-Tak
jest, pani profesor- powiedziałam cicho.
-Możecie
już iść. Pamiętajcie, zachowajcie czujność.
Po
tych słowach odwróciłam się w kierunku drzwi, chwyciłam Malfoya za rękę i
poszłam z nim na dół do naszego Pokoju Wspólnego. Po drodze nie odzywaliśmy się
do siebie.
Kiedy
doszliśmy przed portret Shizuke Wanabe, okazało się, że spała.
-Ekchem…-
odchrząknęłam, a postać z portretu się przebudziła.- Felix Felicis- gdy kobieta
nam otworzyła, wbiegłam do pomieszczenia i rzuciłam się na kanapę.
Machnięciem
różdżki zapaliłam ogień w kominku i podkurczyłam nogi. Draco usiadł obok mnie i
przez chwilę milczeliśmy.
-Dorwiemy
drania, nie martw się- blondyn przerwał ciszę i spojrzał na mnie.
-Pomożesz
mi, prawda?- skinął głową na potwierdzenie, a ja spojrzałam mu w oczy i
zapomniałam o całym świecie. Kto by pomyślał, że widok tych oczu będzie działał
na mnie kojąco? Kiedyś gdy widziałam stalowoszare tęczówki, od razu się
spinałam, a we mnie wzbierała irytacja i złość. A teraz? Gdyby nie osoba
siedząca naprzeciwko mnie, to nie wiem co bym zrobiła. Od początku roku szkolnego
tyle się zmieniło…
-Granger-
usłyszałam jakby z oddali głęboki męski głos.- Tylko pamiętaj o mruganiu- na
twarzy chłopaka wykwitł typowo ślizgoński uśmiech.
-Spadaj,
Malfoy- powiedziałam, ale nie oderwałam od niego wzroku. Byłam jak
zahipnotyzowana. Wokół nas panowała cisza, jedynie co jakiś czas iskry z
kominka dawały o sobie znać, strzelając wesoło. Czas się zatrzymał. Wszystkie
myśli wyparowały. Było tylko tu i teraz.
-Dziękuję
ci, że jesteś- szepnęłam i nieświadomie się do niego przysunęłam. Potem pod
działaniem jakiegoś impulsu, zbliżyłam się jeszcze bardziej, tak że nasze
twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów. Nie myśląc o niczym zbliżyłam swoje
usta do jego warg.
To
było coś magicznego. Zupełne dwa przeciwieństwa, teraz złączone w jedno. Ogień
i lód, czerwień i zieleń, lew i wąż… Nie chciałam tego przerywać. Draco
przyciągnął mnie mocniej do siebie i oddał pocałunek. Poczułam wokół siebie
nieziemski zapach sosen i…
Nagle
przyszło opamiętanie. Zdałam sobie sprawę co tak właściwie robię. Przecież to
jest Draco Malfoy! Czystokrwisty arystokrata, który na pewno potem będzie tego
żałował. Poza tym, to przecież ten, który zmienia dziewczyny jak rękawiczki i
ma ich pełno do wyboru. Dlaczego miałby się zainteresować mną? Szlamą, która w
dodatku jest gryfonką, czyli naturalnym wrogiem każdego ślizgona.
Oderwałam
się od niego i zanim zdążył mnie zatrzymać, pobiegłam do drzwi od mojego
dormitorium i schowałam się w swoim pokoju.
Na
łóżku leżała pogrążona w głębokim śnie Annie. Przeszłam do łazienki, tak cicho,
żeby jej nie obudzić. Potem rzuciłam Muffliato i puściłam wodę do wanny.
Czy
byłam zakochana w Malfoyu? To było pytanie, na które znałam odpowiedź. Długo
odrzucałam od siebie to uczucie, ale po tym co się stało w Pokoju Wspólnym
musiałam przyznać, że to prawda. Już od dawna jestem w nim zakochana. Jednak ze
smutkiem stwierdziłam, że muszę zachować zimną krew i spróbować to od siebie
odepchnąć i w końcu zapomnieć. Taki ktoś jak on nie zakochałby się we mnie. Dla
niego zawsze byłam i będę nic niewartą szlamą.
Wyszłam
z wanny i sięgnęłam po różdżkę, żeby rzucić na siebie zaklęcie suszące. Potem
wyszłam z łazienki i spojrzałam na łóżko. Annie nadal spokojnie spała.
Podeszłam do szafki z eliksirami. Niestety Eliksir Słodkiego Snu się skończył.
Annie wypiła ostatnią fiolkę z mojego składu i dzisiaj będę musiała zasnąć ze
świadomością odpłynięcia w krainę koszmarów. Uroczo.
-------------------------------------------
Tak, zakończenie najlepsze :D Co do pocałunku... przepraszam, że to było takie hmm... suche? Nie wiem, nie jestem z tego zadowolona... po prostu niestety nie jestem dobra w opisach... ale macie tutaj rozmyślania Mionki i trochę o Pierwotnym Pierścieniu... Jeśli dobrze pójdzie i zgodnie z planem ro niedługo dobiję do świąt w naszym opowiadanku ;)
Dobra, czekam na Wasze opinie.
Jeszcze raz wszystkim dziękuję i pozdrawiam,
Hermiona :*
PS: Jak wiecie, zawsze chce odpowiadać na każdy komentarz... nadrobię zaległości jutro ale teraz padam z nóg więc ten...