sobota, 14 lutego 2015

Rozdział 22

Oj kochani! Jak ja się za Wami stęskniłam! Przychodzę do Was z nowym rozdziałem... w szkole nadal jest źle... no może ciut lepiej ale i tak teraz zaczynają mi się ferie więc będę miała czas... z moją przyjaciólką też jest poprawa ale w najbliższym czasie chyba niestety "zabawa" zacznie się od nowa...
Za ten rozdział musicie bardzo podziękować Rumcajsowi. Tylko dzięki niemu ten rozdział się w ogóle pojawił (bardzo ci dziękuję za wszystko :***) i to w dodatku dzisiaj, w Walentynki! Jak Wam minęły? Mi bardzo dobrze i o dziwo nie byłam sama. Nie, nie myślcie, że mam faceta xd Ja jestem w gronie forever alone'ów a teraz byłam razem ze znajomymi na łyżwach a potem na koncercie walentynkowym z przyjaciółką i przyjacielem, który potem mnie odprowadził do domu (:3).
Dobra, już przestane nawijać :D Myślę, że ten rozdział Wam się spodoba... taki w sam raz na Walentynki :3
ENJOY! ;)
Czytasz=komentujesz



***
Hermiona
Biegłam w kierunku Zakazanego Lasu. Na jego skraju stała jakaś zakapturzona postać. W ręce trzymała różdżkę, którą sterowała jakimś związanym, drobnym ciałem. Była to dziewczynachyba z pierwszego roku. Miała długie blond włosy, które zwisały aż do ziemi.
-Pomocy!- krzyczała zapłakanym głosem, który od razu rozpoznałam. Poczułam ukłucie w sercu i przyspieszyłam, żeby jak najszybciej znaleźć się blisko niej.
-Annie!- krzyknęłam do niej i posłałam w kierunku napastnika czerwony grot.
-Miona! Miona! Miona!
Zerwałam się z łóżka. Wyczułam czyjąś obecność i odruchowo wyciągnęłam różdżkę spod poduszki.
-Lumos- powiedziałam i wycelowałam zapaloną różdżką w osobę stojącą przy moim łóżku.
-Miona- to była Annie. Jej twarz była mokra od płaczu, była okropnie blada i wpatrywała się we mnie z przerażeniem.- Gwen, ona… pomóż…- nie powiedziała nic więcej. Rzuciła mi się na szyję i zaczęła szlochać. Rozbudziłam się całkowicie.
-Annie, spójrz na mnie- powiedziałam stanowczo do dziewczyny.-Spróbuj się opanować i powiedz mi co się stało z Gwen.
-Ja-aa nawet nie wiem co-oo to jest- próbowała się opanować i mówić normalnie ale niezbyt jej to wychodziło.- Jest nieprzytomna iii… powinnaś sama to zo-oobaczyć. Nie umie-eem tego opisać.
Bez zbędnych pytań przywołałam różdżką mój czerwony szlafrok, założyłam go, wyszłam z dormitorium i skierowałam się do drzwi naprzeciwko. Weszłam bez pukania i podeszłam do śpiącego ślizgona.
-Draco, jesteś potrzebny- potrząsnęłam nim, ale on tylko przewrócił się na drugi bok.
-Jeszcze pięć minut- jęknął.
-Chyba mieliśmy kolejny atak!- wrzasnęłam mu do ucha, a on od razu zerwał się z łóżka.
-Następnym razem obudź mnie delikatniej- warknął i wstał. Miał na sobie tylko zielone spodnie od piżamy, przez co doskonale było widać jego umięśniony tors.- Granger- powiedział wyrywając mnie z zamyślenia.- Będziesz sobie podziwiać mnie później, a o ile dobrze zrozumiałem doszło do kolejnego ataku, więc zamknij buzię i prowadź- powiedział ze ślizgońskim uśmieszkiem i założył zielony szlafrok. Poczułam, że się czerwienię i odwróciłam się do niego plecami. W drzwiach stała przerażona Annie.
-Chodźmy- powiedziałam i objęłam ją wolną ręką.
Poszliśmy do skrótu prowadzącego do Wieży Gryffindoru i weszliśmy do Pokoju Wspólnego. Potem weszłam razem z Annie po schodach do pokoju dziewczyn. Draco szedł trochę za nami i kiedy postawił nogę na trzecim stopniu, schody zniknęły, a blondyn zjechał na sam dół. Gdybyśmy nie byli w tak poważnej sytuacji pewnie bym się roześmiała.
-Poczekaj chwilę- skupiłam się i wycelowałam różdżką w podłogę. Schody znowu się pojawiły.- Teraz możesz wchodzić.
Chłopak wszedł na górę i rzucił mi mordercze spojrzenie.
-Nie mogłaś mnie ostrzec?- burknął.
-A co u was tego nie ma?- zapytałam z uśmiechem a on tylko pokręcił przecząco głową. No tego się można było spodziewać po Domie Węża.- Dobra, nie ważne. Chodźmy już.
Annie poszła przodem i poprowadziła nas do dormitorium pierwszoklasistek. Otworzyła ostrożnie drzwi, a potem na palcach weszła do środka. Pewnie inne dziewczyny spały. Poszłam tuż za nią. W pokoju było ciemno, a jedynym źródłem światła były nasze zapalone różdżki. Tak jak podejrzewałam, reszta współlokatorek Annie była pogrążona w głębokim śnie.   
-Muffliato- szepnęłam. Lepiej żeby nas nie usłyszały.
-To tutaj- powiedziała blondynka i wskazała jedno z łóżek.
Od razu zauważyłam dużą czarną plamę na pościeli, z której wydzielał się mdły słodki zapach. Na łóżku leżała Gwen. A przynajmniej tak myślałam. Gdyby Annie mi wcześniej nie powiedziała, to bym jej nie rozpoznała. Pod skórą miała dziwne czarne plamy, a tam gdzie skóra była rozcięta, czyli prawie wszędzie, wypływała substancja w tym samym kolorze, pomieszana z krwią. Zamiast jednak jej ubywać, przybywało jej coraz więcej. Włosy dziewczyny były poczochrane i pozlepiane od tej dziwnej mieszanki. Twarzy prawie nie dało się rozpoznać, ponieważ wszędzie było pełno czarnych plam i szram, jakby od noża.
Nie krzyczałam. Nie zrobiło mi się nie dobrze. Po prostu wpatrywałam się w nią i nie mogłam się ruszyć. To było przerażające. Jak można zrobić małej dziewczynce coś takiego? Najgorsze było to, że nie znaleźliśmy Poszukiwacza. To pewnie była jego sprawka. I my temu nie przeszkodziliśmy. Patrolowaliśmy korytarze i nie spotkaliśmy go. To była nasza wina. A tak naprawdę moja. Gdybym postawiła się Malfoyowi i zostałabym na patrolu to pewnie złapałabym go na gorącym uczynku.
W końcu otrząsnęłam się z transu. Trzeba było zachować zimną krew.
-Co to jest?- zapytałam w stronę ślizgona. Ten już przyklęknął przy Gwen i zaczął wymawiać jakieś dziwne zaklęcia, których nie potrafiłam zidentyfikować.
-To bardzo stara czarna magia. Nawet nie wiedziałem, że ktoś jeszcze tego używa. Ten dupek jest naprawdę szalony, żeby choć próbować coś takiego zrobić. Później ci wyjaśnię. Lepiej wyślij patronusy do McSztywnej i pani Pomfrey. Sam nie dam rady- i znowu zaczął coś dziwnie mamrotać i robić skomplikowane ruchy różdżką.
-Expecto patronum- szepnęłam. Z mojej różdżki buchnął tylko srebrny promyczek.- Expecto patronum- powiedziałam stanowczo. Znowu mi nie wyszło.
Draco na chwilę oderwał się od leczenia Gwen i spojrzał na mnie dodając otuchy.
-Dasz radę. Pamiętaj, jakaś szczęśliwa myśl- powiedział, a ja spojrzałam głęboko w te stalowe tęczówki, które od początku roku są dla mnie wsparciem.
-Expecto patronum- krzyknęłam i z mojej różdżki wreszcie wyleciały dwie wydry.
Uklękłam obok Malfoya.
-Mogę jakoś pomóc?- zapytałam i wpatrywałam się jak szramy na twarzy Gwen się zasklepiają z pomocą magii Dracona.
-Prawie skończyłem, ale muszę szybko zasklepić te rany zanim krew znowu zacznie wypływać- nie odrywał wzroku od twarzy dziewczynki. Był poważny i skupiony.- Umiesz zasklepiać rany, prawda?
-Chcesz zostawić tak to czarne coś?- pod skórą dziewczynki nadal znajdowała się ta słodkawa ciecz.
-Z leczeniem tego sobie już nie poradzę. Tutaj potrzeba eliksirów i paru bardziej zaawansowanych zabiegów magomedyka. To chcesz pomóc?
Nie odpowiedziałam mu tylko od razu wzięłam się do pracy.
Annie przytuliła się do moich pleców i zaczęła płakać.
-Pomóżcie jej, pomóżcie…- powtarzała w kółko.
Po jakimś czasie do pokoju weszła pani Pomfrey i profesor McGonagall.
-Na brodę Merlina- powiedziała na wejściu dyrektorka.- Co się stało? Proszę mi wszystko od początku opowiedzieć.
Pani Pomfrey bez słowa uklęknęła obok mnie i zaczęła robić to co ja przed chwilą, tyle że szybciej. Odwróciłam się i przytuliłam Annie do siebie, a potem wyjaśniłam co się stało. Profesor McGonagall coraz bardziej bladła. Jak zakończyłam swoją opowieść była nauczycielka transmutacji przepytała trochę Annie, która opowiedziała jak znalazła swoją przyjaciółkę, a kiedy skończyła, Minerwa wyprostowała się i zacisnęła usta.
-Jak z nią, Poppy?- zapytała pielęgniarki.
-Na razie jej stan jest stabilny. Gdyby nie pan Malfoy to najprawdopodobniej już by nie żyła- zakończyła cicho.
-Zabierz ją do Skrzydła Szpitalnego i składaj mi raporty o jej stanie- rozkazała profesorka.- Za chwilę  zrobimy zebranie nauczycieli, musimy coś z tym zrobić. Pójdę ich obudzić- powiedziała i skierowała się w stronę drzwi. Zanim wyszła odwróciła się jeszcze w naszą stronę.- Was też chcę widzieć na tym zebraniu- i wyszła.
Przytuliłam Annie mocniej do siebie. Już nie płakała, za to cała drżała.
-Annie- powiedziałam do niej łagodnie.- Powinnaś się położyć. Jeśli chcesz to możesz iść do mojego dormitorium- uśmiechnęłam się do niej ciepło żeby dodać jej otuchy.- W tej szafce z moimi eliksirami znajdziesz fiolkę z Eliksirem Słodkiego Snu. Wiesz jak wygląda?- pokiwała potwierdzająco głową.- Wypij całą fiolkę i połóż się, dobrze? Poradzisz sobie?- znowu kiwnęła głową i mocno się do mnie przytuliła.- Tylko uważaj na siebie.
-Dziękuję- szepnęła zachrypniętym głosem i opuściła pomieszczenie.
-Pomóc, proszę pani?- usłyszałam za sobą blondyna zwracającego się do pielęgniarki.
-Nie trzeba, panie Malfoy. Tylko posprzątajcie tutaj, dobrze?- zgodziliśmy się, a ona wyczarowała nosze, przeniosła na nie dziewczynkę i skierowała się z nią do wyjścia.
W pokoju zostaliśmy tylko ja i Draco, no i oczywiście reszta dziewczynek, które spały.
-Chłoszczyść- rzuciłam w stronę prześcieradła. Choć krew zniknęła, to czarna substancja z ran Gwen pozostała.
-Zwykłym zaklęciem tego nie usuniesz- powiedział cicho Draco.- Hauriendum nigrum*- powiedział, a pościel znów była czysta.- Chodźmy już.
Podszedł do drzwi i mi je otworzył. Odwróciłam się jeszcze w stronę łóżek innych dziewczynek i cofnęłam zaklęcie, a potem wyszłam z dormitorium. Wyszliśmy z Pokoju Wspólnego Gryffindoru i poszliśmy w stronę gabinetu dyrektora.
-Co to było?- zapytałam roztrzęsionym głosem.
-To była tak zwana Czarna Klątwa. Używano jej w czasach starożytnych. Chyba nawet na samym początku świata, albo coś takiego, nie pamiętam zbyt dobrze- zamyślił się na chwilę.- Osoba, która ją rzuciła musiała być naprawdę szalona i bardzo zaprzyjaźniona z czarną magią. Tej klątwy już się nie używa, ponieważ jest zarówno niebezpieczna dla ofiary jak i napastnika. Nawet Voldemort jej nie używał. Jakie są jej skutki, sama widziałaś.
-Tak- szepnęłam i przymknęłam powieki. Od razu zobaczyłam małą twarz Gwen w czarnych plamach.- Da się to uleczyć?
-Zależy…- zawiesił głos.- Nie miałem wystarczająco dużo czasu, żeby się temu przyjrzeć. Nie wiem jak mocno została trafiona i jak długo była torturowana, chociaż wiesz, pani Pomfrey lepiej się na tym zna, ja znam tylko teorię- powiedział cicho, a mnie zrobiło się zimno. Mała bezbronna Gwen została zaatakowana przez jakąś bestię. Nie mogłam inaczej nazwać Poszukiwacza. A może gdybyśmy lepiej przeszukali zamek, to może byśmy zapobiegli kolejnemu atakowi? Gdybym wtedy się postawiła ślizgonowi, żebyśmy szukali dalej…
-Hej- powiedział cicho chłopak i stanął przede mną.- Nie płacz- dopiero kiedy to powiedział, to zdałam sobie sprawę, że już od jakiegoś czasu z moich oczu lecą łzy.
-To moja wina- powiedziałam płaczliwie.- Mogłam uratować Gwen gdybym tylko…
-Hermiono spójrz na mnie- powiedział stanowczo i zmusił mnie żebym spojrzała mu w oczy.- Nie udało nam się temu zapobiec i raczej byśmy nie znaleźli tego dupka. Przeszukaliśmy prawie cały zamek i zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy, ale co się stało to się nie odstanie. Obiecuję ci, że go znajdziemy- powiedział i uśmiechnął się pokrzepiająco.
-Masz rację. Muszę wziąć się w garść. Po prostu najpierw wojna, teraz to…- nie mogłam dalej kontynuować. Jedynie przytuliłam się do niego i zaczęłam wdychać zapach sosen, który mnie uspokajał. Staliśmy tak przez chwilę wtuleni w siebie, a ja chciałam, żeby to trwało wiecznie. Tutaj nie musiałam się niczym przejmować, zdala od wszelkich trosk i problemów czułam się bezpiecznie.
-Choć, musimy iść do McSztywnej- powiedział cicho Draco a ja niechętnie się od niego oderwałam. Potem objął mnie i stanęliśmy przed kamienną chimerą.- Szpon hipogryfa- posąg odskoczył w bok, a my wspięliśmy się po schodach.
-O, jesteście już- powiedziała profesor McGonagall i uśmiechnęła się blado.- Przepraszam, że robię zebranie o tak późnej porze- zwróciła się do wszystkich nauczycieli zebranych w gabinecie.- Niestety mamy tutaj sytuację krytyczną. Nastąpił kolejny atak w zwiaku z Poszukiwaniem Pierwotnego Pierścienia- na twarzach profesorów wymalowało się wiele emocji, od smutku przez zaskoczenie aż do złości.
-Jak to?- pisnął zezłoszczony profesor Flitwick.
W całym pokoju było głośno od oburzonych rozmów, od których zaczęła mnie już boleć głowa. Pobudka w środku nocy, okropne przeżycia i wstrząs stanem Gwen i teraz ten hałas. To było dla mnie za dużo.
-Zaraz nie wytrzymam- szepnęłam do ślizgona i oparłam się o jego ramię, a on mnie odruchowo objął.
-Ależ proszę o ciszę- dyrektorka próbowała przekrzyczeć innych, ale nikt jej nie słuchał.
-CISZA!- wrzasnął z portretu Albus Dumbledore i wszyscy momentalnie się uciszyli.
-Dziękuję, Albusie- była nauczycielka transmutacji uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością i odwróciła przodem do reszty zgromadzonych.- Poszukiwacz, o którym Wam wcześniej mówiłam znowu zaatakował. Myślę, że każdy już wie czym jest Pierwotny Pierścień- McGonagall spojrzała na mnie znacząco. Bardzo dobrze wiedziała po ośmiu wspólnych latach, że ja z Harrym i Ronem nie spoczniemy dopóki nie dowiemy się czegoś o nim i nie znajdziemy sprawcy. Na potwierdzenie skinęłam jej lekko głową.- Mieliśmy jak dotąd trzy ofiary. Pierwszą była Luna Lovegood z Ravenclawu, drugą była Hanna Abbott z Hufflepuffu- tutaj zrobiła krótką pauzę.- Tym razem jest nią Gwen Owleens z Gryffindoru. O szczegółach jej odnalezienia i jej stanu opowiedzą nam Prefekci Naczelni, którzy byli jako pierwsi na miejscu zdarzenia.
Wszyscy nauczyciele wlepili w nas wzrok. Postanowiłam wziąć się w garść, wyprostowałam się i zaczęłam opowiadać.
-Jako pierwsza znalazła ją jej przyjaciółka Annie Trenstred. Annie nie wiedziała co robić, a ponieważ znamy się bardzo dobrze, przyszła z tym do mnie. Obudziłyśmy też Dracona i wróciłyśmy do Gwen.
-Została trafiona Czarną Klątwą- Draco przerwał mi, za co byłam mu bardzo wdzięczna. Nie wiedziałam czy umiałabym opowiadać o stanie zaatakowanej gryfonki.- Jest to z dziedziny czarnej magii i teraz nawet się tego nie uczy w teorii. Ta klątwa jest bardzo stara, nie wiem jak bardzo, bo tego nie pamiętam. Używało się jej w starożytności na pewno, lecz potem zaprzestano takich działań. Przy jej użyciunie tylko ofiara ulega hmm…- blondyn szukał dobrego słowa.- uszkodzeniu, lecz przy choć drobnej pomyłce, takiej jak drgnięcie nadgarstka, napastnik może zostać uszkodzony w taki sam sposób. Ze względów bezpieczeństwa, nawet Czarny Pan jej nie używał. To zaklęcie sprawia, że pod skórę ofiary dostaje się słodkawa, czarna i lepka substancja, która rozprowadza się po całym organizmie i powoli go niszczy. Zablokowałem tę substancję, lecztylko tyle mogę zdziałać.Nie będzie wyniszczać organizmu Gwen, ale na razie będzie w głębokiej śpiączce czy czymś takim. Za bardzo tego nie studiowałem, bo myślałem, ze raczej mi się nie przyda.
-Czy jest szansa na uzdrowienie jej?- zapytała profesor Goldenwand. Ze zdziwieniem zauważyłam, że była wtulona w nauczyciela mugoloznawstwa.
-Nie wiem, choć wydaję mi się, że tak. Pani Pomfrey na pewno coś będzie wiedziała na ten temat.
-Dziękuję, panie Malfoy- McGonagall skinęła mu głową.- Proszę wszystkich, aby zachowali szczególną ostrożność. Wy także, lecz proszę, żebyście nie mówili o tym innym prefektom- zwróciła się do nas.- Nie chcę siać paniki- przez chwilę zapadła cisza. Nikt nie śmiał się odezwać. Każdy myślał o Poszukiwaczu i jego brutalnych napaściach.- Panno Granger- usłyszałam po chwili i przeniosłam wzrok na dyrektorkę.- Wiem z doświadczenia, że razem z panem Potterem i panem Weasleyem lubicie rozwiązywać tego typu zagadki. Ponieważ jesteście dorośli, nie zabronię wam tego, ale mam jedną prośbę. Uważajcie na siebie.
-Tak jest, pani profesor- powiedziałam cicho.
-Możecie już iść. Pamiętajcie, zachowajcie czujność.
Po tych słowach odwróciłam się w kierunku drzwi, chwyciłam Malfoya za rękę i poszłam z nim na dół do naszego Pokoju Wspólnego. Po drodze nie odzywaliśmy się do siebie.
Kiedy doszliśmy przed portret Shizuke Wanabe, okazało się, że spała.
-Ekchem…- odchrząknęłam, a postać z portretu się przebudziła.- Felix Felicis- gdy kobieta nam otworzyła, wbiegłam do pomieszczenia i rzuciłam się na kanapę.
Machnięciem różdżki zapaliłam ogień w kominku i podkurczyłam nogi. Draco usiadł obok mnie i przez chwilę milczeliśmy.
-Dorwiemy drania, nie martw się- blondyn przerwał ciszę i spojrzał na mnie.
-Pomożesz mi, prawda?- skinął głową na potwierdzenie, a ja spojrzałam mu w oczy i zapomniałam o całym świecie. Kto by pomyślał, że widok tych oczu będzie działał na mnie kojąco? Kiedyś gdy widziałam stalowoszare tęczówki, od razu się spinałam, a we mnie wzbierała irytacja i złość. A teraz? Gdyby nie osoba siedząca naprzeciwko mnie, to nie wiem co bym zrobiła. Od początku roku szkolnego tyle się zmieniło…
-Granger- usłyszałam jakby z oddali głęboki męski głos.- Tylko pamiętaj o mruganiu- na twarzy chłopaka wykwitł typowo ślizgoński uśmiech.
-Spadaj, Malfoy- powiedziałam, ale nie oderwałam od niego wzroku. Byłam jak zahipnotyzowana. Wokół nas panowała cisza, jedynie co jakiś czas iskry z kominka dawały o sobie znać, strzelając wesoło. Czas się zatrzymał. Wszystkie myśli wyparowały. Było tylko tu i teraz.
-Dziękuję ci, że jesteś- szepnęłam i nieświadomie się do niego przysunęłam. Potem pod działaniem jakiegoś impulsu, zbliżyłam się jeszcze bardziej, tak że nasze twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów. Nie myśląc o niczym zbliżyłam swoje usta do jego warg.
To było coś magicznego. Zupełne dwa przeciwieństwa, teraz złączone w jedno. Ogień i lód, czerwień i zieleń, lew i wąż… Nie chciałam tego przerywać. Draco przyciągnął mnie mocniej do siebie i oddał pocałunek. Poczułam wokół siebie nieziemski zapach sosen i…
Nagle przyszło opamiętanie. Zdałam sobie sprawę co tak właściwie robię. Przecież to jest Draco Malfoy! Czystokrwisty arystokrata, który na pewno potem będzie tego żałował. Poza tym, to przecież ten, który zmienia dziewczyny jak rękawiczki i ma ich pełno do wyboru. Dlaczego miałby się zainteresować mną? Szlamą, która w dodatku jest gryfonką, czyli naturalnym wrogiem każdego ślizgona.
Oderwałam się od niego i zanim zdążył mnie zatrzymać, pobiegłam do drzwi od mojego dormitorium i schowałam się w swoim pokoju.
Na łóżku leżała pogrążona w głębokim śnie Annie. Przeszłam do łazienki, tak cicho, żeby jej nie obudzić. Potem rzuciłam Muffliato i puściłam wodę do wanny.
Czy byłam zakochana w Malfoyu? To było pytanie, na które znałam odpowiedź. Długo odrzucałam od siebie to uczucie, ale po tym co się stało w Pokoju Wspólnym musiałam przyznać, że to prawda. Już od dawna jestem w nim zakochana. Jednak ze smutkiem stwierdziłam, że muszę zachować zimną krew i spróbować to od siebie odepchnąć i w końcu zapomnieć. Taki ktoś jak on nie zakochałby się we mnie. Dla niego zawsze byłam i będę nic niewartą szlamą.
Wyszłam z wanny i sięgnęłam po różdżkę, żeby rzucić na siebie zaklęcie suszące. Potem wyszłam z łazienki i spojrzałam na łóżko. Annie nadal spokojnie spała. Podeszłam do szafki z eliksirami. Niestety Eliksir Słodkiego Snu się skończył. Annie wypiła ostatnią fiolkę z mojego składu i dzisiaj będę musiała zasnąć ze świadomością odpłynięcia w krainę koszmarów. Uroczo.


-------------------------------------------
Tak, zakończenie najlepsze :D Co do pocałunku... przepraszam, że to było takie hmm... suche? Nie wiem, nie jestem z tego zadowolona... po prostu niestety nie jestem dobra w opisach... ale macie tutaj rozmyślania Mionki i trochę o Pierwotnym Pierścieniu... Jeśli dobrze pójdzie i zgodnie z planem ro niedługo dobiję do świąt w naszym opowiadanku ;)
Dobra, czekam na Wasze opinie.

Jeszcze raz wszystkim dziękuję i pozdrawiam,
Hermiona :*

PS: Jak wiecie, zawsze chce odpowiadać na każdy komentarz... nadrobię zaległości jutro ale teraz padam z nóg więc ten...