Nie sprawdzone, wstawiam takie jakie było, nie zdziwcie się jeśli coś będzie bez sensu (ale od razu powiadomcie mnie jeśli coś takiego będzie) bo czasem mogą się zdarzyć skróty myślowe.
Nie będę już nawijać, zapraszam do czytania no i oczywiście skomentowania.
Dedykacja dla Stokrotki, Kapitana Quidditcha i trzeciej osoby- Małej Czarnej :*
20 lutego
Nie miałam pojęcia w co się ubrać, czego się spodziewać i
bałam się tego spotkania. Dlaczego Ginny musiała wyjechać akurat wtedy? Ona by
mi doradziła. I pewnie wyszykowała tak, że kilka razy bym się na nią wydarła
zanim znalazłybyśmy coś odpowiedniego…
Po namyśle stwierdziłam, że nie mam co się stroić i po
prostu będę sobą. Założyłam jedną z moich ulubionych bluzek, zwykłe jeansy, a
włosy zostawiłam rozpuszczone. Wzięłam różdżkę i wyszłam dziesięć minut przed
spotkaniem z domu, aby ze spokojem dojść do parku i uspokoić nerwy, co nie było
trudne. Po tylu latach opanowywania emocji za całą Świętą Trójcę, jak nazywał
nas profesor Snape, byłam w tym mistrzem.
Kiedy doszłam do parku, Draco już tam był. Miał na sobie
czarny płaszcz i stał do mnie tyłem.
-Cześć- powiedziałam gdy byłam już za nim. Odwrócił się i
uśmiechnął promiennie po czym znowu mnie przytulił.- Gdzie idziemy?- zapytałam
gdy ruszyliśmy ścieżką.
Nie odpowiedział nic, tylko uśmiechnął się tajemniczo, a ja
postanowiłam po prostu mu zaufać, jednak co chwilę próbowałam zgadnąć gdzie
idziemy. Ciągle jednak nic nie mówił. Co chwilę skręcaliśmy i każda moja teoria
zostawała niszczona.
W końcu stanęliśmy przed jakimś budynkiem. Zobaczyłam na
górze brązowy napis „Street Cafe” na białym tle. Przy drzwiach stały dwie duże
donice z niebieskimi kwiatami. Wejście było przyozdobione jakimiś
skomplikowanymi wzorami, które miały przypominać egzotyczne rośliny.
Draco podszedł do drzwi i otworzył mi je. Miło zaskoczona
weszłam do środka. Od razu wyczułam zapach kawy i cynamonu, który uwielbiałam.
Podeszliśmy razem do lady, za którą stała młoda kelnerka.
-Co bierzesz?- zwrócił się do mnie chłopak. Spojrzałam na
menu.
-Wezmę duże cappuccino- mruknęłam i zaczęłam szukać
pieniędzy w kieszeni. Wyjęłam jakieś knuty, które by mi się tutaj nie przydały,
ale za nic nie mogłam znaleźć dziesięciu funtów, które wzięłam ze sobą. W końcu
udało mi się je wyciągnąć i podniosłam
gwałtownie głowę.
Kiedy ślizgon zobaczył co trzymam w ręce spojrzał na mnie
wzrokiem mówiącym „Chyba sobie żartujesz, schowaj to natychmiast”. Zrobiło mi
się miło ale i tak przewróciłam oczami z rozbawieniem.
-Poprosimy duże cappuccino i latte machiatto- zwrócił się do
kelnerki po czym usiedliśmy przy jednym ze stolików.
-Dlaczego akurat to miejsce?- zapytałam ślizgona.
-Blaise kiedyś mi je pokazał- powiedział i uśmiechnął się
smutno.- Jego rodzice są podobni do moich jeśli chodzi o różne poglądy, ale
pozwalają mu na spędzanie czasu w mugolskiej części miast. Z każdego
zapamiętuje coś charakterystycznego. W Paryżu spodobała mu się jedna kafejka Le
Rose Café. W
Brukseli najbardziej mu się spodobał taki sklep z czekoladą.
-Wszystko
związane z jedzeniem ?
-Nie
tylko. Zawsze zapamiętuje coś typu kafejka czy restauracja oraz jakiś ulubiony
zabytek. W Paryżu była to Wieża Eiffla.
-Wieża
Eiffla każdego potrafi zachwycić- mruknęłam wspominając moje wakacje z
rodzicami we Francji. Był to bardzo ciekawy kraj, zarówno jego mugolska część
jak i czarodziejska. Do dzisiaj pamiętam magiczną wytwórnię perfum La petite fleur*, w której spotkałam
Katie Bell z rodziną oraz francuski odpowiednik naszej ulicy Pokątnej. Dokładnie
zapadło mi w pamięci jak płynęliśmy po Sekwanie, widok katedry Notre-Dame i
majestatyczny Pałac Wersalski...
W
tym czasie podeszła do nas kelnerka i przyniosła nam nasze kawy. Spojrzałam na
ogromną białą filiżankę z pianką na górze. Nie patrzyłam na niego zbierając w
sobie całą gryfońską odwagę. Stwierdziłam jednak, że najpierw poczekam na
rozwój rozmowy i zaczęłam ze spokojem popijać kawę.
-Ale
wiesz co, moi rodzice nie są aż tacy źli- uśmiechnął się blado, a ja miałam
ochotę go przytulić, zmierzwić jego blond czuprynę i pocieszyć. Jak jedna osoba
może mieć w sobie tyle smutku ?
-Nie
jest łatwo, prawda ?- powiedziałam trochę nieśmiało. Bardzo dobrze
zdawałam sobie sprawę z tego, że Lucjusz i Narcyza byli wiernymi sługami
Voldemorta. Musiało być u niego nieciekawie.
-Jakoś
wytrzymuje- powiedział cicho rozglądając się na boki i upewniając, że nie ma
tam nikogo znajomego, który mógłby nas usłyszeć.- Ojciec chce abym przyjął
Mroczny Znak*- szeptał a ja gwałtownie wciągnęłam powietrze.- Wcale tego nie
chcę, ale nie wiem co robić. To mimo wszystko są moi rodzice i gdybym na
przykład uciekł, a w jakiejś bitwie miał stanąć po drugiej stronie różdżki...
-Na
pewno jakoś się ułoży- szepnęłam i nie konsultując tego z rozumem przytuliłam
się do niego. Teraz było to dla mnie takie naturalne, choć kiedyś na pewno
gdyby ktoś mi powiedział, ze będę z własnej woli przytulała się do Dracona
Malfoya, wysłałabym go do Świętego Munga.- Na pewno podejmiesz dobrą decyzję.
-No
nie wiem- powiedział smutno, a mi się ścisnęło serce z bólu. Jak tak można ?-
Ale na razie nie zawracajmy sobie tym głowy- oderwał się ode mnie ku mojemu
niezadowoleniu.
-A
jak ci idzie z Pansy ?- postanowiłam zmienić temat i przygotować się do mojego
wyznania.
-Stwierdziłem,
że jest dla mnie jak siostra- uśmiechnął się.- Ona też uważa, że jestem dla
niej jak brat, poza tym, chyba czuje coś do Zabiniego. Moi rodzice to akceptują
i wszyscy są zadowoleni.
-Właśnie,
co do celu naszego spotkania- zaczęłam próbując jak najbardziej przedłużyć tę
chwilę. Weź się w garść, jesteś gryfonką !,
skarciłam się w myślach i kontynuowałam.- Na lodowisku nie dostałeś dokładnej
odpowiedzi- Spójrz mu w oczy ! Nie
jesteś tchórzem ! i spojrzałam na niego. W jego stalowoszarych oczach
zobaczyłam ciekawość pomieszaną z nadzieją i odrobiną niepewności.- Odpowiedź
brzmi tak i to już od czwartej klasy- dzielnie wytrzymałam jego spojrzenie
czekając na to co powie. Mógł dawno wyjść, ale moja duma by na tym nie
ucierpiała, powiedziałam tylko szczerą prawdę. Jeśli po prostu sobie pójdzie to
pomimo tego, że trochę mnie to zaboli to wytrzymam. Nie okazałam się tchórzem i
to powiedziałam.
Dlaczego
jeszcze został ? Czy to nie ten Draco Malfoy, który gardzi szlamami ?
Jednak on nie wyglądał na takiego, który ma zamiar wyjść. W jego oczach
zobaczyłam zadowolenie i... ulgę.
-Ekhem-
odchrząknęłam stwierdzając, że chyba to ja muszę się odezwać po tym wyznaniu
pierwsza.- Czy mogę ci zadać dziwne pytanie ?
-Pytaj-
powiedział tylko nadal patrząc mi w oczy. Widać było, że nad czymś intensywnie
rozmyśla i bije się z myślami.
-Zapytam
o coś z czystej ciekawości- wcale nie mam
pewnych podejrzeń, które chce sprawdzić.- Jak nie chcesz to nie musisz mi
odpowiadać. Czy mogę poznać tożsamość tej drugiej dziewczyny, o której kiedyś
mi opowiadałeś w bibliotece ?
-To
bardzo ciekawe wiesz- powiedział po krótkiej przerwie i wyprostował się.- Bo tą
drugą dziewczyną... jesteś ty. Nie wiem nawet jak to się stało. Myślę, że chyba
cię kocham- powiedział cicho.
Ha!
Miałam rację! Moje serce zaczęło skakać z radości. Więc to jestem ja! Draco
Malfoy, chłopak, który mi się podoba już od paru lat zakochał się we mnie! To
oznacza, że cuda się jednak zdarzają.
Nic
nie mówiliśmy. Po prostu pochłanialiśmy się wzrokiem. Żadne z nas nie mogło
uwierzyć w swoje szczęście. On mnie
kocha, on mnie kocha, on mnie kocha... te słowa ciągle chodziły mi po
głowie i nie mogłam przyjąć do wiadomości faktu, że to dzieje się naprawdę.
Może zaraz się obudzę i okaże się, że to wszystko było tylko snem ? Tylko
czy wtedy byłby taki realny ?
-Przejdziemy
się ?- wyrwał mnie z rozmyślań aksamitny głos blondyna.
Zgodziłam
się i wyszliśmy z kawiarni. Na zewnątrz było zimno. Wszędzie leżał biały puch,
który przykrywał wszystko dookoła. Nagle poczułam jak ktoś mnie chwyta za rękę.
Obejrzałam się i spojrzałam prosto w jego szare tęczówki. Poczułam, że kolana
mi miękną. Dlaczego on musiał tak na mnie działać ?
Ciągle
patrząc mi w oczy i jakby szukając pozwolenia, zaczął się powoli przybliżać. Trochę
mnie to zirytowało dlatego nie czekając na nic, nawet nie konsultując tego z
mózgiem, przysunęłam się i go pocałowałam.
27 lutego
Kochana Ginny!
Nie uwierzysz w to co się ostatnio tutaj
dzieje! Pamiętasz jak kiedyś ci opowiadałam o tym, jak kiedyś mi powiedział o
Pansy i jakiejś drugiej dziewczynie? Okazało się, że to byłam ja! A teraz zanim
przeczytasz następne zdanie lepiej usiądź.
Całowaliśmy się...
Dlaczego akurat teraz Ciebie nie ma? No
ale trudno. Powiem Ci chociaż w skrócie. Byliśmy w kawiarni (tak, zabrał mnie
do kawiarni!) i było wspaniale!
Zamówiłam cappuccino (od teraz, oficjalnie jest to mój ulubiony napój) no a
resztę opowiem Ci jak wrócisz...
Aha, byliśmy jeszcze w poniedziałek na
łyżwach (tak, znowu). Rozmawialiśmy, wspominaliśmy stare czasy itp. Potem mnie
odprowadził i pocałował na pożegnanie. Jutro też się spotykamy, zaprosił mnie
do kina.
Mam jednak pewne obawy. Jego rodzice na
pewno tego nie zaakceptują. Jestem zwykłą szlamą (nie przewracaj oczami,
przecież wiesz, że to prawda!) no i nie wiem jak to dalej będzie. Ale
stwierdziłam, że będę się trzymać zasady carpe diem (zajrzyj do „Historii
Magii” Bathildy Bagshot, jeśli nie pamiętasz co to znaczy, strona 267).
Mam
nadzieję, że u Was wszystko dobrze. Czekam na Wasz powrót!
Całusy,
Hermiona.
28 lutego
-Cześć-
powiedziałam, a on się do mnie odwrócił.
Od razu zauważyłam,
że coś jest nie tak i że raczej nie pójdziemy do kina. Coś musiało się stać.
Draco był okropnie blady, a pod oczami miał widoczne cienie. Co chwila
rozglądał się na boki, jakby spodziewając się kogoś.
-Co się stało ?-
spytałam zmartwiona i pogłaskałam go po policzku. Przytulił się do mnie, a ja
bardzo się zdziwiłam tym jego nagłym niespodziewanym zachowaniem.
-Zmusili mnie do
przyjęcia Mrocznego Znaku- szeptał mi rozpaczliwie do ucha.- Nie chciałem tego,
ale mój ojciec...- zawiesił głos.- Jesteś przyjaciółką Pottera, jeśli się
dowiedzą, że coś nas łączy to każą mi cię porwać i przyprowadzić do Czarego
Pana. Pewnie na samym porwaniu by się nie skończyło. Hermiono, wiedz, że nadal
cię bardzo kocham, ale nie chcę żeby coś ci się stało i...
-Ciiii- uciszyłam
go i zaczęłam uspokajająco gładzić po plecach. Po moich policzkach leciały łzy.
Dokładnie rozumiałam jego postawę. Jednak wiedziałam, że nawet jeśli zerwiemy
teraz kontakt to on wciąż będzie się przejmował tym czy mi się nic nie stało.
Znałam rozwiązanie. Mój umysł od razu znalazł odpowiedź. Choć moje serce
krzyczało abym tego nie robiła, chciało zatrzymać czas i nigdy już nie ruszyć
na przód, pokierowałam się rozumem.
-Draco- szepnęłam
łagodnie ale stanowczo.- Spójrz na mnie- podniósł głowę i spojrzał prosto w
moje oczy. On też płakał.- Ja też cię kocham. I zawsze będę. Mam do ciebie
prośbę- zobaczyłam lekkie zaskoczenie ale skinął głową więc kontynuowałam.-
Musisz mi obiecać, że będziesz na siebie uważał.
-Obiecuję-
powiedział zachrypniętym głosem.
-Kocham cię-
powiedziałam drżącym głosem i pocałowałam go nienawidząc całego świata,
Voldemorta i innych ludzi, przez których musiałam zrobić to co miało za chwilę
nastąpić. Przytuliłam go wiedząc, że to będzie ostatni raz kiedy poczuję
bliskość i ciepło jego ciała.
Sięgnęłam do
kieszeni po różdżkę i zanim zdążył cokolwiek zrobić, skierowałam ją na niego i
szepnęłam :
-Obliviate.
-----------------------------------------
*Na potrzeby opowiadania zmieniłam trochę fakty i Draco przyjął Mroczny Znak dopiero w ferie.
Co działo się dalej? Hermiona przez resztę życia cierpiała. Draco już nic nie pamiętał i zaczął się do niej odnosić jak wcześniej w trzeciej klasie. Ciągle wyzywał ją od szlam, a ona wspominała te magiczne ferie, które wydawały się tylko snem. Najgorsze jednak było to, że to się zdarzyło naprawdę. Jedynym pocieszającym faktem było to, że on był bezpieczny, nic mu się nie stało i przeżył wojnę.
Co było wspólnego a co nie? Wszystkiego Wam nie wymienię ale dla jasności- w rzeczywistości się nie całowaliśmy (nawet lepiej bo chyba bardziej bym rozpaczała), uczucia "Dracona" nie były takie jak w opowiadanku... Ciągle nie byl pewien itd... No nie ważne, nie będę Wam tutaj opowiadać. No i nasze hmm... rozstanie (?) było innego rodzaju. I nic sobie nie myślcie, nawet przez chwilę nie byliśmy "parą" czy coś.
Dlaczego zrobiłam tak jak zrobiłam? Stwierdziłam, że skoro źle się kończy to dla równowagi będzie słodko jak cholera i myślę, że mi się udało. Nawet przesadziłam, ale trudno.
Wniosek z tego taki, że życie to nie bajka (niestety :/). Mam nadzieję, że Wam się podobało, czekam na Wasze opinie i ucieszę się na jakąś ostrą krytykę :D Jak macie pytania- pytajcie. Postaram się na nie odpowiedzieć. Nie wiem czy chciałam pisać coś jeszcze... Chyba wszystko ujęłam...
Podsumowując...
Mi też pozostało tylko jedno- zapomnieć.
Pozdrawiam Was serdecznie,
Hermiona :*