Stwierdziłam, że jestem okrutna.
Przepraszam Was za tak długą nieobecność, wiem, że nawaliłam. Postanowiłam coś napisać, ponieważ w poniedziałek (4 lipca) była rocznica powstania tego bloga. To już drugi rok, a ja napisałam tylko 26 rozdziałów (większość autorek publikuje 26 rozdziałów w maksymalnie rok). Zostawiałam Was w niepewności na całe miesiące więc należą się krótkie wyjaśnienia.
Myślę, że wydarzenia z ferii zimowych 2015 strasznie mnie rozstroiły, kiedyś dodawałam rozdziały co tydzień, po tamtych wydarzeniach co parę miesięcy. Potem liceum, pierwsza klasa, nowe otoczenie, zmęczenie i zagubienie miały wpływ na to, że w ogóle nie otwierałam laptopa.
Ostatni rozdział był w styczniu. Muszę się przyznać, że od stycznia męczę się z rozdziałem 27. Piszę go co jakiś czas, coraz to nowe kawałki, ale te fragmenty wydają mi się zawsze słabe, nie pasujące do całości, wyrwane z kontekstu...
Duży wpływ na te zastoje miała też wpływ moja miłość do nowego parringu- Sevmione (jak nikt nie czytał nic i hejtuje, to najpierw niech przeczyta np "Bez cukru" <3 i wtedy dopiero ocenia).
Dlaczego napisałam tego posta?
Myślę, że coś się Wam należy, jakiekolwiek wyjaśnienia, oznaka życia. To opowiadanie na pewno będzie dokończone- przecież złożyłam Wam obietnicę, zamierzam się z niej wywiązać.Muszę przeczytać to wszystko co napisałam, żeby nie pogubić wątków. I jakoś znowu pokochać Dramione. Wszystko co teraz czytam, co wcześniej napisałam wydaje się jeszcze większą chałą niż wcześniej. Wszystko jest takie cukierkowe i gdybym mogła to zmieniłabym całe to opowiadanie, bo po prostu nie jest adekwatne do rzeczywistości, a nawet nie nadaje się na przesłodzony, boski scenariusz w stylu baśni czy komedii romantycznych. Wiele rozwiązań jakie zastosowałam, nie podobają mi się. No ale spróbuję jakoś z tego wybrnąć. Po prostu mam teraz nauczkę na przyszłość- jeśli bierzesz się za pisanie, to zrób to w jak najmniejszych odstępach czasu, bo potem widzisz jaka głupia byłaś i chcesz wszystko zmieniać, a nie możesz.
Drugim powodem i w sumie moją motywacją był ostatni telefon Stokrotki. Powiedziała mi, że mam napisać książkę i wrócić do bloga. Powiedziała mi, że mam talent i potencjał, muszę tylko po niego sięgnąć. Jednak nie jestem tą samą osobą co kiedyś. Coś mi się wydaje, że już nie umiem wykrzesać z siebie pisarki, którą kiedyś byłam. Przez chwilę, ale jednak byłam.
Jednak postaram się, dla Was, dla Stokrotki. Nie wiem ile mi to zajmie. Prawdopodobnie jeszcze trochę czasu minie. Napiszę rozdział 27, pewnie w zapasie 28 i kiedy zacznę 29, wstawię Wam 27. Chcę wrócić do starego rytmu, postarać się i dokończyć "Nową miłość" (sucharna nazwa, dlaczego nie wykrzesałam z siebie nic więcej dwa lata temu? xD). Nic nie obiecuję, bo wiem, że mogę zawieść, a nie chcę Wam robić wielkich nadziei. Moje życie to nadal chory thriller, nad którym nie panuję, choć bardzo bym chciała. No i wszystko zależy od weny, która na razie jest gdzieś w otchłani i nie wiem, kiedy ją stamtąd wygrzebię.
Nie wiem, czy któraś z Was jeszcze tu jest. Wiedzcie, że tęsknię i myślę o Was, może nie o każdej porze dnia i nocy, bo wtedy bym skłamała :') , ale co jakiś czas tak. Żałuję, że to wszystko tak się potoczyło, gdy dwa lata temu zaczynałam tego bloga, naprawdę chciałam dobrze. Wyszło oczywiście jak zawsze -_-
Mam nadzieję, że wreszcie uda mi się coś napisać, mój "nowy" laptop wreszcie się ogarnie i nie będzie tak mulił, dzięki czemu wrócę do pisania.
Z przeprosinami, nadzieją i nową motywacją,
Miona :*
PS: Przepraszam za wszelkie błędy, także te logiczne :P