Witajcie kochani (o ile jeszcze ktokolwiek pilnuje tego bloga, w co szczerze wątpię)
Ostatni raz odzywałam się tutaj na początku roku szkolnego albo przed nim, nie pamiętam już dokładnie. Jak wiecie, miałam maturę do napisania. Myślałam, że wrócę tutaj od razu pod koniec maja, jednak nie wyszło tak jak się tego spodziewałam.
Co u mnie? Moje życie zmieniło się i to bardzo. I co dziwne, nie na gorsze- wręcz przeciwnie. Ale o tym może troszkę później kiedy wrócę do pisania.
Jeśli chodzi o tę historię- kiedyś dawno temu obiecałam Wam, że ją skończę i rzeczywiście tak będzie. Nie wiem jednak na ile mój zmysł estetyczny na to pozwoli.
Zawsze powtarzałam, że moje rozdziały są beznadziejne- nadal tak uważam. Ale teraz niestety jestem jeszcze bardziej krytyczna. Mimo to wydaje mi się, że prawie cztery lata to za długo jak na jedną historię więc będę starała się ją jak najszybciej skończyć...
Znacie mnie, wiecie że nie można się przywiązywać do tego co bym chciała bo zwykle i tak wychodzi słabo.
Piszę jednak bo chciałam Wam dać jakiś znak- jeszcze żyję, nie umarłam i nadal pamiętam. Nie chcę Wam dawać nadziei- to byłoby najgorsze co bym mogła teraz zrobić. Musicie jednak wiedzieć, że teraz czuję się wolna i szczęśliwa. Mimo że nadal jestem pesymistyczną realistką teraz są większe szanse na skończenie tego fanfiction.
Tutaj skończę... na razie ;)
Z serdecznymi pozdrowieniami,
Miona ;*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz